MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Blisko "czerwonych diabłów"

TATIANA MIKUŁKO (68) 324 88 54 [email protected]
Od kilku miesięcy ziemią obiecaną dla Polaków jest Wielka Brytania. Na ulicach tamtejszych miast polski przeplata się z angielskim. Nie bacząc na to, co może nas spotkać, wyjeżdżamy, by się dorobić.

Wielki najazd

12 tys. Polaków wyjechało do pracy do Wielkiej Brytanii po tym, jak Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Szacuje się, że ok. 5 tys. wróciło, bo nie mogło znaleźć zatrudnienia.

Od 1 maja za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Pracy do Wielkiej Brytanii wyjechało 68 Lubuszan. Kolejnych 21 zabrało zaświadczenia, dzięki którym dostaną zasiłek w kraju, do którego jadą i wyruszyło szukać pracy na własną rękę.
Ilu z nas tak naprawdę dorabia się w Anglii i Szkocji, nikt nie jest w stanie zliczyć. Ludzie wyjeżdżają poprzez urzędy pracy, znajomości, oferty znalezione w internecie, w prasie, jadą w ciemno... Potrzebni są rzeźnicy, lekarze, pielęgniarki, murarze, tynkarze, dekarze, kucharze, recepcjonistki, kelnerki, opiekunki do dzieci i ludzie od tzw. przynieś, wynieś, pozamiataj. Wyspiarze kuszą wypłatą w funtach. Jednak nie każdy z wyjeżdżających jest w stanie zarobić choćby funta. Niektórzy wracają z niczym lub koczują na ulicach angielskich miast. Bohaterom tego artykułu się udało. Mają legalną pracę, pieniądze na kontach i uczciwych pracodawców.

Blisko "czerwonych diabłów"

Tomasz Kapturek, Bartek Adach, Kuba Kuczera, mają po 23 lata, studiują dziennie w Uniwersytecie Zielonogórskim. Od ponad miesiąca w Anglii. Przed wyjazdem razem z Łukaszem Ostrowskim udzielali rad dotyczących pracy za granicą czytelnikom "GL". Są weteranami. Dla Tomka to trzeci wyjazd zarobkowy, dla pozostałych drugi.- Tym razem pojechaliśmy w ciemno. Najpierw sprzedawaliśmy hamburgery. W ciągu dwóch dni znaleźliśmy pracę w Manchesterze w fabryce kabli elektrycznych jako kontrolerzy jakości. Zarabiamy 40 funtów dziennie. Mieszkamy w hotelu robotniczym naprzeciwko słynnego stadionu piłkarskiego Old Trafort zwanego operą marzeń, na którym gra Manchester United. Do Polski wracamy pod koniec września.

Wycieczki za darmo

Łukasz Ostrowski, 23 lata, mieszka w Nowej Soli. 14 czerwca wyjechał do Anglii. - Ściągnął mnie kolega. Zadzwonił, że jest praca, ale muszę być na miejscu w ciągu czterech dni. Pojechałem. Na farmie niedaleko Birmingham ładuję owoce do skrzynek. Jeżeli pracuję osiem godzin, za każdą dostaję 5,15 funta, za nadgodziny po 7,75. Pracodawca daje nam też holidaypay (tzw. wakacyjna wypłata) czyli 3,70 funta za każdy dzień. Wypłatę dostaję na konto. W tygodniu mam jeden dzień przymusowego odpoczynku. Wtedy imprezuję. Mieszkam z kolegą w karawanie. Kupiliśmy na targu wieżę i telewizor za pięć funtów. Po pracy oglądamy olimpiadę. Prysznice są wspólne, ubikacja też, dlatego rano, gdy wszyscy z niej korzystają, wybija. Na mojej fermie najwięcej jest Polaków, ale teraz częściej wyjeżdżają niż przyjeżdżają. Pracodawca organizuje nam co dwa tygodnie wycieczki po Anglii i Walii. Podstawia autokar i kto chce ten wsiada. Jest super. Rok temu też pracowałem na farmie, ale roboty nie było, mieliśmy przestoje. Teraz mam porządną pracę. W końcu jestem legal worker. Wracam 25 października.

Konto w 10 minut

Katarzyna Adamczak, 29 lat, jest na IV roku studiów zaocznych w Uniwersytecie Zielonogórskim. Od tygodnia w Szkocji. Pracę załatwiła jej ciocia. Ucieszyła się, bo przez ostatnie dwa lata była na bezrobotnym. - Pracuję 45 godzin tygodniowo w hotelu. Obsługuję gości w barze i restauracji. Na nogach jestem od 7.00 do 11.00 i potem od 18.00 do 22.00. Dwa dni w tygodniu mam wolne. Szef bardzo lubi Polaków. Powiedział, że zgodził się mnie przyjąć właśnie dlatego, że jestem Polką. Razem ze mną w hotelu pracuje pięć innych dziewczyn z Polski. Każda z nas ma swój pokój, a kuchnia, salon i łazienka są wspólne. Możemy też korzystać z pralki i suszarki, która bardzo się przydaje, bo w Szkocji ciągle leje. Do kraju przyjadę we wrześniu, by załatwić sobie na uczelni indywidualny tok nauczania. Nie mogę co miesiąc przyjeżdżać na zjazdy, bo właściciel hotelu się nie zgadza. Na rękę zarabiam 3,7 funtów za godzinę. Tyle zostaje po odciągnięciu opłaty za mieszkanie. Konto założyłam w banku w 10 minut, w Polsce zajmuje to wieczność.
Wszystko tu jest bardzo drogie. Znaczek na pocztówkę kosztuje 40 pensów, kawa 1,80 funta, a chleb 29 pensów. Na szczęście jedzenie mam za darmo. W Szkocji pełno jest Polaków. W Peebles, tam gdzie jest hotel i gdzie mieszkam, naliczyłam ich ośmiu. Zapisałam się już do biblioteki, a gdy mam czas, zwiedzam Edynburg, siedzę w internecie, chodzę na zakupy. Kiedy wrócę? Jeszcze nie wiem.

Psychologia po angielsku

Magda, 26 lat. Od dwóch lat pracuje w Szkocji. Wyjechała, bo po skończeniu studiów nie mogła znaleźć pracy. - Na początku pracowałam jako au-pair. Teraz prowadzę pensjonat. Robię wszystko, bo jestem tylko ja i właściciele. Dostaję niezłe pieniądze, dlatego od stycznia chcę rozpocząć studia. Wybrałam psychologię. Za każdy przedmiot będę płacić od 400 do 800 funtów. Tydzień temu byłam w Polsce po dokumenty z uniwersytetu. Za magistra dostanę kilka punktów podczas rekrutacji. W styczniu chcę poszukać lepszej pracy i przeprowadzić się do Edynburga. Gdy mam czas, wkuwam angielski, by poradzić sobie ze studiami. Odkąd Polska weszła do Unii, pojawiło się tu mnóstwo Polaków, aż za dużo. Ostatnio kolega dwa razy był w tutejszym urzędzie pracy i słyszał tylko polski. Widziałam też w centrum miasta pijanych Polaków. Siedzieli na klombie i krzyczeli.
Na razie nie wiem, kiedy wrócę. Trzymają mnie pieniądze. Chcę z tego wyjazdu wynieść jak najwięcej. Gdy stuknie mi 30., wtedy zastanowię się, czy wracać do kraju.

Podlewanie za 4,50 funta

Marek, 27 lat, w Polsce - nauczyciel fizyki w jednej z podzielonogórskich miejscowości. W Peterborough - przerzuca pudełka z waflami, podlewa ogród, plewi donice, paczkuje owoce... Kolejne prace dostaje poprzez agencje, w których się rejestruje. Zwyczajowa stawka za godzinę to 4,5 funta. Po odjęciu wydatków na mieszkanie i jedzenie, może odłożyć tygodniowo i 120 funtów. - Płynna znajomość języka angielskiego to podstawa. Łatwiej dogadać się w agencji. Marek myśli o zatrudnieniu na stałe. Pracy tu nie brakuje, a właśnie zaczynają być luzy, bo niektórzy polscy studenci jadą do kraju zdawać poprawkowe egzaminy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska