MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bo życie jest smutne

DANUTA P. MYSTKOWSKA (68) 324 88 44 [email protected]
A ja chciałabym, żeby mój chłop wreszcie mógł - jednym tchem powiedziała Maria. I wbiła miotłę w dołek.

Jadwiga Hirt poprawia na głowie kolorową chustę. Na ramiona zarzuca pelerynę. - Jestem gotowa - oświadcza. Do ręki bierze miotłę i staje w szeregu. Miotła zrobiona jest z witek wierzby i długiego kija. Dwa tygodnie pracował nad nią Antoni - mąż Jadwigi. Gotowa była w przeddzień zlotu. - Próbowałam na niej latać, ale w końcu zdecydowałam się na samochód - dodaje. - Jestem wszak współczesną Babą Jagą.
Jadwiga Hirt z mężem i dwójką dzieci mieszka w Grójcu Wielkim. - Lubię działać. Wiele czasu poświęcam na takie różne rzeczy, jak choćby festyny. Niedawno puszczaliśmy wianki na wodzie. A jakie cuda się działy! Kobiety liczniki sobie zerowały...
Jadwiga wie jedno: życie jest krótkie, dlatego życiem trzeba się cieszyć: bawić się, weselić, wolny czas na rozrywki poświęcić. Nie tylko praca, gary, wychowywanie dzieci i dogadzanie mężowi. - Radość odmładza - twierdzi rozbawiona.

Bo życie jest smutne

Wieczór nad jeziorem Błędno w Zbąszyniu. Sobota, 14 sierpnia, trzy dni przed nowiem. Pan Jarek rozpala ognisko. ("Oj chyba pana na tym stosie spalimy"). Wokół zbierają się One. Średnia wieku: po czterdziestce. Doświadczone, ambitne, ruchliwe, zbuntowane. Czarownice z Regionu Kozła. Tak o sobie mówią. Zwykłe żony i matki. Niezwykłe kobiety. Życia nie chcą zamykać w wiejskich chałupach. Wychodzą. Do ludzi. Robią to dla siebie. I dla innych. I chcą cieszyć się każdym dniem. Tak jak Grażyna Znamirowska-Szwarc z Rogozińca. "Baba dynamit" jak o niej mówią. - Powyciągała nas z domów, pokazała jak żyć - z podziwem opowiada Halina Michalak (zielona "firmowa" bluzka, biały kapelusz kupiony u Ruskich na bazarze, rower zamiast tradycyjnej miotły).
Aktywność rodzi się z nudów. Tak uważa Grażyna. - Mieszkała pani kiedyś na wsi? Nie? No to pani nie wie jak to jest. A jest tak: życie na wsi smutne, jałowe, beznadziejne. W rozrywkowym sensie, bo roboty tu wiele jak nigdzie. Więc jak człowiek sobie czegoś nie wymyśli, to wegetuje. A ja wegetować nie zamierzam!
Grażyna ma receptę na radosne życie: nie siedzieć w domu, nie ograniczać się do roboty w polu. Działać. - I zawsze się uśmiechać - dodaje. - Nawet gdy mąż przyjdzie okurzony z kombajnu, to mu powiedzieć: kochanie, jak ty pięknie dziś wyglądasz. Dzisiaj wieczorem będzie seks ("brawo Grażyna, brawo, tak trzymać"). Bo to kobiety ten seks inspirują. Mąż jak się położy, to śpi. A ja mogę po seksie jeszcze naczynia pozmywać, izbę posprzątać... Tyle mam w sobie energii!
- I ta energia emanuje na nas! - potwierdzają wiejskie czarownice.
Nad jezioro przyjechały na rowerach. Za swoją sołtyską. Dwanaście kilometrów jechały. Ramy ozdobiły pawimi piórami. Ludzie oglądali się za nimi. Bili brawo.
Maria Jokiel przygląda się czarownicom. Na zjeździe jest pierwszy raz. Wiele słyszała "o babach z Kozła". Gdy dowiedziała się, że szykują zlot, pobiegła do Danuty Kłos i zapytała, czy może jechać. Może. - Zawsze byłam w ruchu, nie umiałam siedzieć w jednym miejscu - przyznaje. - Lubię jak coś się dzieje. No i mąż jest szczęśliwy, gdy wypadam z domu.
Strój czarownicy uszyła w jedną noc. Z szafy wygrzebała starą spódnicę. Zrobiła z niej pelerynę. Wyhaftowała pająka. Stare spodnie obcięła i postrzępiła. W sklepie dokupiła czarne tenisówki i kabaretki. Najwięcej czasu zajął kapelusz. Uszyła go z resztek. Miotłę też zrobiła sama. Tak ubrana nad jezioro dotarła rowerem. Dziesięć kilometrów.

Marzenia czarownic

Zebrały się wokół ogniska. Sabat zaczęły od hymnu: "Bo tylko jeden taki region jest, w którym Kozioł śpiewa pieśń. Opowiada o historii i tradycji wsi i miast i kulturze, która łączy nas...". Dla rozgrzewki wypiły po szklaneczce piwa. Dla humoru opowiedziały kilka sprośnych dowcipów. O chłopach. I zaczęły tańczyć. Na miotłach, wokół stosu.
Maria Jokiel: - A teraz każda z nas wrzuci do ognia złe myśli, złą energię. Naszych niedobrych sąsiadów, okropnych mężów! A sio, a kysz! A teraz pozostanie w nas wszystko co dobre: kochani sąsiedzi, dzieci, dobrzy mężowie, rodzina, przyjaciele, pozytywna energia...
I następne tańce. A potem głośno wypowiadane marzenia:
- Żeby mój chłop wreszcie mógł - pragnie Maria. I wbija miotłę w dołek. Żeby się spełniło.
- Żebym znalazła sobie kochanego chłopa - to marzenie Teresy.
- A ja żebym w końcu znalazła takiego, co by mnie kochał, a nie tylko poniewierał - jednym tchem wypowiada Grażyna.
- A mój, żeby mógł choć raz w tygodniu... - dodaje inna.

Pokochać siebie

Nad jezioro ściągnęła je Teresa Chromińska (zielona bluza, granatowa chusta, spodnie, mocny makijaż). - Jesteśmy czarownicami w pozytywnym znaczeniu - wyjaśnia. - Działamy od kilku lat, spotykamy się często. Jest w nas radość, poczucie humoru, pragnienie ciągłych zmian. Podczas zabaw rozmawiamy o naszych problemach, zadaniach na przyszłość, planach... Od dwóch lat realizujemy program adresowany do kobiet "Oczy szeroko otwarte". Chodzi o to, żeby bezrobotne umiały przekwalifikować się, żeby znalazły pracę, żeby żyły aktywnie. I to nam się udaje. Żeby kobiety w ogóle nauczyły się czerpać radość z życia. Żeby umiały pokochać siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska