Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cały Borów Wielki szuka pani Józefy

Michał Kurowicki 68 387 52 87 [email protected]
Urszula Chmura cały czas liczy na to, że teściowa się odnajdzie.
Urszula Chmura cały czas liczy na to, że teściowa się odnajdzie. fot. Michał Kurowicki
We wtorek rano wyszła z domu i do tej pory nie wróciła 76-letnia Józefa Chmura z Borowa Wielkiego. Policja szuka jej razem ze strażakami i mieszkańcami. - Nie mogę jeść, pić - załamuje ręce synowa zaginionej Urszula Chmura.

Jeśli widziałeś panią Józefę powiadom policję

Jeśli widziałeś panią Józefę powiadom policję

Józefa Chmura z Borowa Wielkiego ma 160 cm wzrostu. Ubrana była w płaszcz przeciwdeszczowy koloru granatowego i czarne buty za kostkę. Zaginiona ma problemy z pamięcią. Policja oczekuje wszelkich informacji mogących przyczynić się do odnalezienia zaginionej. Telefon: 997 lub do najbliższej jednostki policji.

Jej zdaniem wcześniej nigdy nic takiego się nie stało. - Myśli mi się nasuwają różne... Komendant powiedział, że muszą ją znaleźć. Żywą czy martwą - mówi kobieta. Syn zaginionej Emilian Chmura: - W życiu trzeba być przygotowanym na wszystko.

Pani Józefa, na którą wszyscy w Borowie Wielkim wołają Wanda, zwykle chodzi spać późno, a wstaje bardzo wcześnie. Tamtego ranka przed piątą rano sąsiedzi widzieli ją, jak szła przegonić szpaki ze swojej czereśni. - Nieraz też przynosiła patyczki z działki i nimi rozpalała w piecu. gaz ma zakręcony, bo bałam się, że mogłoby się jej coś stać - mówi synowa.

Sąsiedzi zawiadomili panią Urszulę o zaginięciu teściowej we wtorek po piętnastej. Jak najszybciej mogła, przyjechała do Borowa z Nowego Miasteczka, gdzie mieszka na stałe. Mieszkanie było zamknięte. Otworzyła je i stwierdziła, że nie ma śladów teściowej. Na piecu stały garnki z obiadem. Od razu zawiadomiła policję.

- Naprawdę nie wiem, co się mogło stać. Podejrzewam, że to wszystko przez chorobę, która zaczynała jej coraz bardziej dokuczać - mówi U. Chmura. - W lutym pani neurolog stwierdziła u teściowej początek choroby Alzheimera i zapisała leki. Dotąd dobrze sobie radziła. Mieszkała sama już od 17 lat. Kiedyś miała telefon komórkowy, ale potem nie umiała się już nim posługiwać i został jej tylko stacjonarny. Miała tam zaznaczony tylko jeden guzik i włączała go, jak chciała połączyć się ze mną. Mieszkała zresztą u mnie rok temu, przez lipiec i sierpień, ale bardzo chciała wrócić do siebie. W końcu się na to zgodziłam.

Sąsiedzi widzieli, jak starsza kobieta wychodziła w drelichowym płaszczu i kozaczkach, bo było bardzo mokro. Podejrzewają, że może gdzieś się potknęła i upadła. Obawiają się, że zaatakowały ją dziki . Martwią się, jak przy swej wątłej posturze przeżyła zimne noce. - Wszystko przez tę chorobę - przypuszcza sąsiad Lucjan Wójcik.

- Pamiętam, że kiedyś sama jeździła autobusem do Nowego Miasteczka i dalej. Ale od roku było już gorzej. Chociaż zawsze pamiętała, żeby zamknąć mieszkanie i nikogo do środka by nie wpuściła, to często jak przychodziła do nas na podwórko, już po chwili rozmowy zasypiała na ławeczce. - Czasami też zasypiała w oknie, opierając się o poduszkę - mówi sąsiad Andrzej. A sąsiadki z drugiej strony ulicy, siostry Monika i Alicja, dodają: - Pomimo choroby jak tylko mogła, odwiedzała nas, bo nie lubiła zostawać sama w domu. Rodzina przyjeżdżała do niej w miarę możliwości.
We wtorek rozpoczęto poszukiwania pani Józefy. Bierze w nich udział nowosolska policja i strażacy z ochotniczej jednostki w Borowie Wielkim. Pomagają okoliczni mieszkańcy.

- W pierwszym dniu 18 policjantów i 13 strażaków szukało jej do zmierzchu. W środę od rana dziesięciu policjantów i 15 strażaków przeszukiwało pola, lasy, park przy pałacu i wszystkie miejsca, gdzie zaginiona była wcześniej widywana - informuje rzecznik nowosolskiej policji Katarzyna Wąsowicz. Szef prewencji Jacek Kajak dodaje: - We wtorek użyliśmy też psa tropiącego, ale nie dało to żadnego rezultatu.

Informowaliśmy przejezdnych o akcji i prosiliśmy o sygnał, gdy tylko zauważą zaginioną. Dziś okolicę sprawdziliśmy już trzy razy. Wiele miejsc można przeszukiwać tylko pieszo. Nie możemy używać ciężkich samochodów. W leśne i polne dróżki udaje się wjechać tylko motorami.

Wszystko dają też z siebie borowscy strażacy. - Szukamy z policją już dwa dni, ale nie ma żadnych śladów. Żeby chociaż cokolwiek znaleźć na początek, a tu nic! - denerwuje się Mirosław Pięta, strażak i sołtys Borowa. Artur Chorąży z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie poinformował nas, że w ciągu roku jest kilka takich akcji poszukiwawczych. - Kosztów nie liczymy, bo chodzi przecież o ludzkie życie.

Na dziś strażacy i policjanci planują sprawdzenie m.in. okolicznych akwentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska