Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy dziecko Romana Wilanta z Nowej Soli nie będzie dostawało posiłku w przedszkolu?

Filip Pobihuszka
- Czy moje dziecko dostanie jeść? – pytała Kornelia Wilant dyrektorkę przedszkola Adelajdę Łabusińską (za biurkiem). Tyłem siedzi Roman Wilant
- Czy moje dziecko dostanie jeść? – pytała Kornelia Wilant dyrektorkę przedszkola Adelajdę Łabusińską (za biurkiem). Tyłem siedzi Roman Wilant fot. Filip Pobihuszka
Rodzina Wilantów odbyła z dyrektorką przedszkola nr 6 szczerą rozmowę w cztery oczy. Ich syn miał zostać pozbawiony posiłków oraz po godzinie 13.00 odstawiony do poczekalni.

Ci, którym wydawało się, że afera z przedszkolami ucichła, srogo się zawiedli. Zwodniczy spokój trwający przez cały okres ferii zimowych został zmącony już w poniedziałek, kiedy to Roman Wilant został poinformowany przez wiceprezydenta Jacka Milewskiego, że w związku z nie podpisaniem umowy i nie uiszczaniem opłat jego syn Eryk nie będzie dostawał posiłków, a o godzinie 13.00 zostanie odstawiony do poczekalni, bo właśnie do tej godziny zajęcia mają być bezpłatne.

- O godz. 13.00 Eryk ma być zabrany z grupy. To samo usłyszał pan wczoraj z ust wiceprezydenta - tłumaczyła R. Wilantowi dyrektor "szóstki" Adelajda Łabusińska. - Czy Eryk dostanie dzisiaj wszystkie posiłki? - pytał ojciec malucha. - Pan Milewski powiedział, że ma pan przynieść kanapki dla dziecka - brzmiała odpowiedź. - Przecież zapłaciłem za wyżywienie, jak zawsze. Ja jestem ciekaw, jak można dziecku w przedszkolu nie dać jeść - dziwił się R. Wilant. Rodzice małego Eryka wciąż nie mogli pojąć zachowania dyrektorki, która usiłowała bronić się dyrektywami przełożonych. - Pani nie musi się zgadzać z dyrektywami krzywdzącymi dzieci - argumentowała Kornelia Wilant. - Przecież pracodawca nie może zmuszać pracownika do łamania prawa - mówiła.

Wilant twierdzi, że wzór umowy, którą ma podpisać powinien być zawarty w uchwale. Tymczasem nic takiego nie ma. Podobnie z sankcjami, jakie grożą za brak podpisu rodzica na umowie. - Wystawiane dzieci o 13.00 na korytarz również powinno być tam zapisane - mówiła mama Eryka. - Nie podpiszę tej umowy bo uważam ją za nielegalną - stwierdził R. Wilant. - W uchwale jest napisane, że opłaty pobierane będą na podstawie umowy. Nie ma tam nic o terminie jej spisania, o tym jak ona wygląda i o konsekwencjach wynikających z jej nie podpisania - wyliczał R. Wilant.

- A teraz pan wiceprezydent mi oświadcza, że konsekwencją będzie brak wyżywienia dla dziecka i to, że o 13.00 zostanie odprowadzone do poczekalni. Więc zostanie bez opieki, tak? - pytał ojciec Eryka. - Oczywiście, że będzie pod opieką. Pod moja opieką - odparła dyrektor. - Postawmy sprawę jasno. Pan Milewski wydał pani takie a nie inne polecenie służbowe. Spełni pani to polecenie?- pytał wprost R. Wilant. - Tak - brzmiała krótka odpowiedź.

Dyrektorka "szóstki" szybko jednak zmieniła zdanie. Według kolejnej wersji syn państwa Wilantów miał po felernej godzinie 13.00 zostać "tylko" odseparowany od swojej grupy. - A jeżeli w tym dodatkowym czasie będą realizowane zadania z podstawy programowej, to odbierze pani sześciolatkowi, który ma obowiązek oświatowy, możliwość kształcenia się? - zadał kolejne pytanie ojciec Eryka. Pytanie okazało się retoryczne.

- Pan Jacek Milewski stworzył sam, osobiście w Nowej Soli nowe prawo - mówił R. Wilant. - Gdy rodzic nie podpisze umowy, nie zadeklaruje godzin, w jakich jego dziecko będzie uczęszczać do przedszkola, mimo że istnieje coś takiego jak karta zgłoszeniowa, to nie wolno podać mu posiłku - mówił. - Tu nie chodzi o umowę, tylko o to, że państwo nie płacicie za godziny - starała się wytłumaczyć sporne kwestie dyrektor Łabusińska. - A kto tak powiedział? Przecież płacę. Zapłaciłem za styczeń i za luty też zapłacę. Jak wszyscy - dziwił się R. Wilant. - A za poszczególne godziny ponad podstawę? - pytała dyrektor. - Tu istnieje prawo wyższego rzędu, jakim jest ustawa oświatowa, która zabrania pobierania opłat za czas. I taka jest też interpretacja sądu - argumentował R. Wilant.

Po jakimś czasie do dyskusji telefonicznie włączyła się pani kurator zaalarmowana przez K. Wilant. Po zapoznaniu się z sytuacją oraz wymianie zdań z rodzicami i dyrektorką ostatecznie zapadła decyzja, że dopóki konsekwencje, jakie ma ponieść rodzina Wilantów nie zostaną im przedstawione na piśmie, ich syn Eryk będzie traktowany tak, jak do tej pory. Po południu jednak pojawił się stosowny dokument podpisany przez prezydenta Wadima Tyszkiewicza i Eryk musiał zostać odseparowany od reszty dzieci.
- Na podstawie uchwały rodzic musi zadeklarować czas pobytu swojego dziecka - komentuje sprawę wiceprezydent Milewski.

- Nie podpisanie umowy jest jednocześnie zadeklarowaniem się, że dziecko będzie korzystać tylko z podstawy programowej i będzie odbierane do godziny 13.00. To wynika z konstrukcji logicznej i zostało jednoznacznie zrozumiane przez ponad 1.000 osób. A deklaracja składana przez rodziców przy zapisywaniu dziecka do przedszkola służy tylko i wyłącznie do organizacji placówki - mówi J. Milewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska