Chaos administracyjny, nie liczenie się z kadrą, przedmiotowe traktowanie dzieci, nierówne traktowanie wychowanków, spoufalanie się z nimi, kwestionowanie autorytetu wychowawcy - to główne zarzuty, jakie pojawiły się w skardze, którą na początku miesiąca wysłali pracownicy Naszej Chaty do Wydziału Polityki Społecznej Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Konsekwencją była kontrola w domu dziecka. Rzecznik prasowy wojewody Paweł Siminiak mówi, że rozpoczęła się 20 września i trwa nadal.
Nie dość dobrze wykształcony?
- Wstępne ustalenia dotyczące nieprawidłowości i łamania praw dziecka spowodowały, że już w trakcie kontroli wystąpiliśmy do starosty i wskazaliśmy na znaczące uchybienia w tej placówce - podkreśla.
Dodaje, że wnioski wyciągnięto m.in. na podstawie anonimowych ankiet przeprowadzonych wśród wychowanków ośrodka i rozmów z personelem. - Była to już druga kontrola - dodaje. Pierwsza, w sierpniu, dotyczyła wykształcenia dyrektora.
- W opinii organu sprawdzającego nie posiada on wszystkich kwalifikacji. Dlatego wydaliśmy zalecenie zatrudnienia osoby, które spełnia warunki ustawy. Starosta odebrał je 20 września i może złożyć swoje zastrzeżenia w ciągu 7 dni. Jak tego nie zrobi, ma 30 dni na realizację naszych zaleceń - mówi Siminiak.
LUW zarzucił, że dyrektor nie ma tytułu magistra z pedagogiki lub pokrewnej dziedziny, ale ochrony środowiska. Mógłby wprawdzie skończyć studia podyplomowe w tym kierunku, ale ma jedynie kursy z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, które zrobił w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym.
- Przygotowujemy odpowiedź i odwołamy się od zaleceń urzędu wojewódzkiego, bo mamy wątpliwości czy 360 godzin kursów nie można zaliczyć jako studiów uzupełniających - odpowiada wicestarosta Leopold Owsiak.
Kontrowersyjny wybór
Wybór Bursztynowicza od początku wzbudzał kontrowersje. Pisaliśmy o tym w lipcu, tuż po rozstrzygnięciu konkursu w Naszej Chacie. Zanim został on szefem Naszej Chaty pracował tam jako wychowawca. Podobnie jak krewny L. Owsiaka. Obaj, w ub. roku stracili posady z powodu redukcji etatów. Gdy sprawa była jeszcze w sądzie (należeli do związków zawodowych i nie można było ich zwolnić) z placówki odeszła poprzednia dyrektorka i ogłoszono konkurs.
Jej miejsce chciał zająć krewny wicestarosty, ale nie miał kwalifikacji. Do konkursu stanął Bursztynowicz i go wygrał. Planował zrobić kolegę swoim zastępcą, ale gdy sprawa nabrała rozgłosu zrezygnował.
Podczas rozmowy z dyrektorem Naszej Chaty na temat kontroli w placówce, nie wspomina słowem o tym, że LUW podważył jego kwalifikacje. Skupia się na ostatniej skardze do LUW. Jego zdaniem jest całkowicie niezasadna.
Mówi, że stoją za nią dwie pracownice: psycholog i pedagog. Uważa, że obie panie są niezadowolone, bo zmienił im godziny pracy. Dotychczas były w ośrodku od 8.30 do 16.30. Zdecydował, że będą pracować od 13.00 do 21.00, bo wszystkie dzieci chodzą do szkoły i najwcześniej wracają z niej po 13.00, a niektóre grubo po 16.00.
Dodaje, że gdy zrobił zebranie kadry pedagogicznej i poprosił pracowników o ustosunkowanie się do zarzutów, które pojawiły się w anonimie, nikt z obecnych się z nimi nie utożsamił. - Wszystko co robię, robię w interesie wychowanków, dla ich bezpieczeństwa i prawidłowego rozwoju - podkreśla.
Honorata Szypułka, psycholog w Naszej Chacie i pedagog Małgorzata Korecka sprawę skargi komentuje w ten sam sposób. - Jak kadra coś takiego napisała, tak widocznie jest.
Zapewniają, że na jej treść nie miało wpływu to, że dyrektor zmienił im godziny pracy. - Zresztą to już nie ma znaczenia. Obie jesteśmy na wypowiedzeniu - mówią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?