Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy tak lekarze powinni traktować pacjenta?

Jarosław Miłkowski 95 722 57 72 [email protected]
Mirosława Sobiczewska poślizgnęła się i z wysokości czterech metrów spadła na beton. Trafiła do międzyrzeckiego szpitala
Mirosława Sobiczewska poślizgnęła się i z wysokości czterech metrów spadła na beton. Trafiła do międzyrzeckiego szpitala Jarosław Miłkowski
- Leżałam na obserwacji, a nikt nawet nie zapytał jak się czuję - skarży się nasza Czytelniczka. - W wakacje zrobimy warsztaty: jak kontaktować się z pacjentem - obiecał nam we wtorek dyrektor międzyrzeckiego szpitala.

- Rozumiem, że w polskich szpitalach jest bieda, ale takiego traktowania pacjentów pojąć nie mogę - mówi Mirosława Sobiczewska. Wraz z mężem buduje dom w Nietoperku (gmina Międzyrzecz). W budynku jest jeszcze sporo do zrobienia. Pani Mirosława sama zakasuje więc rękawy i pracuje na budowie.
W sobotę 1 czerwca przybijała deski na strychu, poślizgnęła się i z wysokości czterech metrów spadła na beton. Szybko zrobił się krwiak na głowie. Kobieta była całą sytuacją mocno przerażona.
Na miejsce przyjechało pogotowie i zabrało 60-latkę do szpitala w Międzyrzeczu.

- Horror zaczął się na izbie przyjęć. Lekarza, który miał dyżur, nie interesowały moje obrażenia, tylko liczba pokoi w domu - skarży się kobieta. Dodaje, że w czasie dwóch godzin czekania na zrobienie zdjęcia rentgenowskiego, a później badania tomografem, nikt nie interesował się jej losem. Gdy, na szczęście, badania nie wykazały żadnych złamań i pozwolono Sobiczewskiej napić się wody, nikt nie chciał jej podać szklanki. Mąż nie mógł, bo biegł akurat do apteki po leki przeciwbólowe. - W szpitalu nikt nawet nie pomyślał, by mi je podać - mówi kobieta.
Jeszcze tego samego dnia, kilka godzin po upadku, lekarz wypisał Sobiczewską ze szpitala. Gdy tylko przekroczyła bramę wyjściową lecznicy, zasłabła i trzeba ją było przyjąć z powrotem.

- Trafiłam na oddział chirurgiczny, gdzie nie traktowano mnie wcale lepiej. Pielęgniarka zwracała się do mnie w trzeciej osobie. Kiedy poprosiłam o "basen", usłyszałam: "Niech już leży w łóżku i nie wstaje, bo się połamie", a gdyby naczynie miało się już napełnić, miałam użyć dzwonka. Dzwoniłam i dzwoniłam, ale nikt nie przyszedł. Jak się okazało, dzwonek był popsuty - relacjonuje dalszą wizytę w szpitalu kobieta. Na obserwacji leżała przez dwa dni do poniedziałku. Przez ten czas nikt nawet nie zapytał, jak się ona czuje. Sobiczewska dalej jest obolała i cała w sinikach. - Jeśli jednak okaże się, że będą jakieś komplikacje, podamy szpital do sądu - mówi Władysław Sobiczewski.

Co na to szpital w Międzyrzeczu? - Personel oddziału chirurgii zaprzecza, że tak się zachowywał - słyszymy od dyrektora lecznicy Kamila Jakubowskiego. Jest on jednak w trakcie wyjaśniania zarzutów (lekarza dyżurującego 1 czerwca nie ma przez kilka dni w pracy). - Jeśli się potwierdzą, spotkam się z pacjentką i osobiście ją przeproszę - zapowiedział we wtorek. Do końca sierpnia planuje też zrobić personelowi warsztaty uczące kontaktu z pacjentami i ich rodzinami.

- Jeśli któryś z pacjentów nie jest zadowolony z obsługi w szpitalu, może skontaktować się z rzecznikiem praw pacjenta (ogólnopolski - tel. 800 190 590, rzecznik w Międzyrzeczu - tel. 95 742 82 04 - dop. red.). Najlepiej jednak zwrócić się do dyrektora szpitala - radzi Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka lubuskiego Narodowego Funduszu Zdrowia.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska