Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zwolniona pracownica oczernia swojego szefa?

Danuta Kuleszyńska 0 68 324 88 43 [email protected]
Na spotkanie przyszło 10 spośród 12 pracowników Flamingo przy al. Zjednoczenia. Mówili, że ich szef jest cudownym człowiekiem (fot. Ryszard Poprawski)
Na spotkanie przyszło 10 spośród 12 pracowników Flamingo przy al. Zjednoczenia. Mówili, że ich szef jest cudownym człowiekiem (fot. Ryszard Poprawski)
Po naszym artykule o kobiecie zwolnionej z restauracji, odezwali się jej byli koledzy. - Ta pani kłamała. To była zemsta za zwolnienie z pracy - powtarzali jak jeden chór.

Tyrała za trzech, zasuwała jak niewolnik, sprzątała sale, szorowała ubikacje. A gdy siadło zdrowie, właściciel firmy zwolnił ją z pracy - tak Irena T. z Czerwieńska opisała nam 13 lat swojej pracy w zielonogórskiej firmie Gastronomia Feliks Wiater w Zielonej Górze, której podlegają cztery restauracje Flamingo.

Zostałam potraktowana jak wyrzucony worek kartofli! - rozpacza pani Irena - czytaj więcej

"Poszedł mi kręgosłup i nerwy. Zaczęłam chorować i gdy byłam na długim zwolnieniu, szef zwolnił mnie z pracy. Jest mi przykro, bo zostałam potraktowana jak wyrzucony worek kartofli. Nikt mi nawet za tę harówkę nie podziękował” - żaliła się nam kobieta.

Artykuł pt. Wyrzucili jak worek ukazał się w poniedziałek. Po publikacji rozdzwoniły się telefony.

Że to nie tak

- Byłam w szoku po przeczytaniu tego tekstu - przyznała Krystyna Szymczak z Zielonej Góry. - Jak można było oczernić pana Wiatera. To dusza człowiek, który wiele dobrego robi dla innych. Gdy dwa lata temu moja chora na Downa córka leżała w szpitalu, tylko on nie odmówił mi pomocy.

Oburzenia nie krył ks. Hermann. - To szlachetny człowiek, który te kobietę tolerował, choć wcale nie była dobrą pracownicą - przekonywał.

Ale artykuł najbardziej dotknął pracowników firmy.

- Naszemu szefowi zrobiono wielką krzywdę, bo takiego szefa mogą nam pozazdrościć wszyscy! - wykrzykiwał do słuchawki Grzegosz Szyjka, kierownik restauracji. - A przy okazji oczerniono nas wszystkich.

Pracownicy byli uparci. Chcą przekonać, że kobieta "nie mogła tyrać w tak dobrych warunkach”. Nie zostawiają na niej jednocześnie suchej nitki. Nalegali, żebym przyjechała do restauracji, w której pracowała Irena T. Jadę.

Na spotkanie ze mną przyszło 10 spośród 12 pracowników lokalu przy al. Zjednoczenia.

- Dwóch ma drugą zmianę, ale też murem staną za szefem - twierdziła Barbara Bronowska. A chwilę potem jeden przez drugiego opowiadają, jaki to z Feliksa Wiatera cudowny człowiek.

- U nas panuje domowa atmosfera, ludzie z uśmiechem przychodzą do pracy - przekonywała Bożena Lato, barmanka.

- Szef zawsze pomaga innym, tej pani też wiele razy pomógł - dodała Anna Potoczna.

Przysięga i rzuca słuchawką

Byli koledzy z pracy chórem ocenili, że Irena T. "zemściła się na szefie i opowiedziała gazecie bzdury, bo ją zwolnił z pracy”.

Zadzwoniłam do bohaterki artykułu.

- Na Matkę Boską przysięgam, że mówiłam prawdę - zapewniła. - Wiadomo, że pracownicy staną za szefem, bo tam pracują.

Po kilku chwilach oddzwoniła do mnie.

- Ktoś mi z redakcji nagadał na panią, że ten artykuł z poniedziałku był jak z rynsztoka i że pani jest niewłaściwą dziennikarką. I ja sobie teraz nie życzę, żeby pani szargała w gazecie moje dobre imię. Zakazuję tego - powiedziała.

- Ale w tekście, który ukazała się w poniedziałek, zgodziła się pani na ujawnienie swojego nazwiska.

- Ale teraz się nie zgadzam - Irena T. rzuciła słuchawką.

 

Czytaj też: Zadarła z byłym pracodawcą i przegrała

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska