Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dodek Wędzonka, czyli czar polskiego kina przedwojennego

Zdzisław Haczek 68 324 88 05 [email protected]
Adolf Dymsza  - tu jako Dodek Wędzonka w "Dodek na froncie” - w II Rzeczpospolitej zagrał w około 25 filmach. Czasem wchodziły na ekrany dwa lub trzy filmy z jego udziałem w ciągu roku, a nawet cztery (1930, 1933 i 1934). Prawdziwym żywiołem tego etatowego komika polskiego kina był teatrzyk rewiowy. Do tego stopnia, że artysta postanowił nie schodzić ze sceny nawet w okupowanej Warszawie. Za występowanie w jawnych teatrach stolicy, po wyzwoleniu dostał pięcioletni zakaz pracy w Warszawie. Już jednak w 1948 r. pojawił się w komedii "Skarb” - przeboju polskich kin stałych i objazdowych. Zmarł w 1975 r., dwa lata po przejściu na emeryturę.
Adolf Dymsza - tu jako Dodek Wędzonka w "Dodek na froncie” - w II Rzeczpospolitej zagrał w około 25 filmach. Czasem wchodziły na ekrany dwa lub trzy filmy z jego udziałem w ciągu roku, a nawet cztery (1930, 1933 i 1934). Prawdziwym żywiołem tego etatowego komika polskiego kina był teatrzyk rewiowy. Do tego stopnia, że artysta postanowił nie schodzić ze sceny nawet w okupowanej Warszawie. Za występowanie w jawnych teatrach stolicy, po wyzwoleniu dostał pięcioletni zakaz pracy w Warszawie. Już jednak w 1948 r. pojawił się w komedii "Skarb” - przeboju polskich kin stałych i objazdowych. Zmarł w 1975 r., dwa lata po przejściu na emeryturę.
Dodek Wędzonka, Wojtuś Grzęda, Teofil Rączka, Bolek Cybuch, kelner Hipek - to nie tylko filmowe wcielenia Adolfa Dymszy, gwiazdora XX-lecia międzywojennego. To galeria typów, które dominowały na ekranach II RP.
Eugeniusz Bodo (tu w sukni w komedii „Piętro wyżej”) - twarz przedwojennego kina nr 1. Ten aktor teatralny i filmowy pochodził ze Szwajcarii. I szwajcarski
Eugeniusz Bodo (tu w sukni w komedii „Piętro wyżej”) - twarz przedwojennego kina nr 1. Ten aktor teatralny i filmowy pochodził ze Szwajcarii. I szwajcarski paszport w pewnym sensie go zgubił. Po kampanii wrześniowej wyjechał z Warszawy do Lwowa, gdzie postanowił śpiewać swoje przedwojenne przeboje po polsku i po rosyjsku. Kiedy hitlerowcy w czerwcu 1941 r. napadli na ZSRR, NKWD aresztowało aktora i uwięziło w Moskwie na Butyrkach. Starania o uwolnienie nic nie dały. Sowieci odmawiali, powołując się na fakt, iż Bodo jest obywatelem Szwajcarii. Ciężko chorego aktora w 1943 r. wywieziono najpierw do więzienia w Ufie, potem do łagru koło Kirowa, gdzie zmarł...

Eugeniusz Bodo (tu w sukni w komedii "Piętro wyżej") - twarz przedwojennego kina nr 1. Ten aktor teatralny i filmowy pochodził ze Szwajcarii. I szwajcarski paszport w pewnym sensie go zgubił. Po kampanii wrześniowej wyjechał z Warszawy do Lwowa, gdzie postanowił śpiewać swoje przedwojenne przeboje po polsku i po rosyjsku. Kiedy hitlerowcy w czerwcu 1941 r. napadli na ZSRR, NKWD aresztowało aktora i uwięziło w Moskwie na Butyrkach. Starania o uwolnienie nic nie dały. Sowieci odmawiali, powołując się na fakt, iż Bodo jest obywatelem Szwajcarii. Ciężko chorego aktora w 1943 r. wywieziono najpierw do więzienia w Ufie, potem do łagru koło Kirowa, gdzie zmarł...

Rzeczpospolita Polska znów na mapie! Ojczyzna wolna! Radujmy się! Nie dziwmy się, że w kinie XX-lecia międzywojennego ludzie chodzili do kina, by się bawić i w repertuarze dominowały komedie. Tu jedne z pierwszych skrzypiec grał Adolf Dymsza, który wcielał się z powodzeniem w role rozmaitych cwaniaczków o gołębim sercu ("Paweł i Gaweł", "Antek policmajster"). Jego bohaterowie często się za kogoś przebierali, co prowadziło do nieoczekiwanej zamiany ról.
Przebieranka była zresztą wtedy jednym z ulubionych chwytów komediowych. Tu panie udawały panów (Jadwiga Smosarska w "Czy Lucyna to dziewczyna?") i na odwrót - Eugeniusz Bodo w "Piętro wyżej" wbijał się w suknię balową. Co nie przeszkadzało mu śpiewać szlagieru "Sexappeal to nasza broń kobieca", a już w garniturze - "Umówiłem się z nią na dziewiątą, tak mi do niej tęskno już...". Ta ostatnia piosenka była zresztą dziełem Henryka Warsa - nadwornego wówczas kompozytora X Muzy.
Obok komedii przyciągały do kin melodramaty. "Gehenna", "Trędowata", "Znachor", "Kłamstwo Krystyny" - to były tytuły, które w ciemnej sali kruszyły serca. Ten symboliczny bukiecik przy trumnie bohaterki w finale "Wrzosu"...

Jak wyliczają autorzy najnowszego, bogatego wydania "Encyklopedii Kina" pod redakcją prof. Tadeusza Lubelskiego, w XX-leciu międzywojennym nakręcono nad Wisłą ponad 300 filmów. Pieniądze wyłożyło na nie 147 firm, z których aż 90 splajtowało wkrótce po premierze. Panowało wówczas przekonanie, że za X Muzę może się zabrać każdy.
Tym niemniej było kilka wytwórni znaczących, takich jak Sfinks, Leo-Film, Blok-Muza-Film. Co nie zmieniało faktu, iż polskie filmy były przede wszystkim - nazywając współcześnie - komercyjne. Do tego humor i tragedię często przeplatano z patriotycznym uniesieniem.
Wracając do naszego Dodka Wędzonki, to w filmie "Dodek na froncie" z 1936 r. Adolf Dymsza grał tam krakowskiego piłkarza, który fauluje zawodnika z Moskwy. A tu wybucha I wojna światowa i na skutek przeróżnych perypetii i pomyłek, bohater, wzięty za rosyjskiego oficera, wodzi za nos armię wroga, a nawet jest sprawcą skandalu w czasie wizyty Wielkiego Księcia.

To akurat była komedia, ale jak pisał przy okazji 100-lecia polskiego kina krytyk Rafał Marszałek, najbardziej widocznym nurtem i skądinąd naturalnym w młodym państwie polskim, był tzw. melodramat patriotyczny. Tu go głosu dochodziła propaganda, co rzadko przekładało się na sukces artystyczny. Z reżyserów, którym udało się wyjść ze zmierzenia się z historią obronną ręką, należy wymienić Józefa Lejtesa ("Huragan", "Młody las") - najwybitniejszego filmowca tamtej epoki.
Nawet jeśli jednak w XX-leciu międzywojennym z polskich ekranów lał się na widownię banał. Nawet jeśli X Muza, naśladująca hollywoodzkie kino rozrywkowe, stała wtedy w miejscu, z dala od artystycznego eksperymentu. Nawet jeśli w 1939 r. były w Polsce kina nieme... Cóż może rzec dziś ktoś, kto wychował się na ciemnych okularach Stanisława Janickiego (redaktora raziły światła lamp w telewizyjnym studiu), wielkiego popularyzatora przedwojennej X Muzy w programie "W starym kinie"?
Może tylko ze śmiechem lub łzą w oku kolejny raz smakować te podrapane czarno-białe kadry. A na nich ówczesne gwiazdy.
Miłość do starego kina przecież nie jest niczym złym. Wszak... "Miłość ci wszystko wybaczy" - jak śpiewała Hanka Ordonówna w "Szpiegu z masce".

PS. Korzystałem z materiałów Filmu Polskiego, "100 lat polskiego kina", "Encyklopedii Kina".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska