Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą (zdjęcia, mp3)

z Klagenfurtu Robert Gorbat
Paweł Guminiak, 31-letni ksiądz z Elbląga: - Jestem diecezjalnym duszpasterzem sportowców. Nie wyobrażałem sobie, by mogło mnie zabraknąć na pierwszym meczu Polaków w finałach Euro. Do wyniku naszego spotkania z Niemcami starałem się nie mieszać Pana Boga. O rezultacie decydują wyłącznie piłkarze, którzy mieli sporo czasu na osiągnięcie wysokiej formy.
Paweł Guminiak, 31-letni ksiądz z Elbląga: - Jestem diecezjalnym duszpasterzem sportowców. Nie wyobrażałem sobie, by mogło mnie zabraknąć na pierwszym meczu Polaków w finałach Euro. Do wyniku naszego spotkania z Niemcami starałem się nie mieszać Pana Boga. O rezultacie decydują wyłącznie piłkarze, którzy mieli sporo czasu na osiągnięcie wysokiej formy. fot. Robert Gorbat
Wszystkie drogi polskich kibiców prowadziły dziś do Klagenfurtu. Na parkingach wokół Woerthersee Stadion stanęły samochody z rejestracjami z całego kraju.

[galeria_glowna]

Sympatycy biało-czerwonych wybierali różne warianty podróży. Jedni nocowali po drodze na Węgrzech, w Czechach lub Austrii, inni dojeżdżali wprost do Klagenfurtu. Wszystkich łączyło jedno pragnienie: pokonajmy wreszcie Niemców!

Wesołe parkingi

Przy wjeździe do Klagenfurtu od strony Grazu gospodarze miasta urządzili ogromne parkingi dla kibiców z przyczepami kampingowymi i namiotami. Co ciekawe, teren polski oddzielała od niemieckiego... tylko wąska szosa. Nikt nie ustawił zasieków, nikt nie zabraniał wejścia na ,,wraży teren''. I bardzo dobrze, bo ludzie serdecznie się pozdrawiali i ani myśleli wszczynać zadym.

Emocjonująco było tylko przez chwilę na głównym dworcu kolejowym, gdy tuż po 13.00 dotarł do niego pospieszny pociąg z Wiednia. Na perony wysypał się kilkusetosobowy tłum w narodowych barwach Polski i Niemiec, a austriaccy policjanci od razu ustawili się w szczelny szpaler.

W sumie niepotrzebnie, bo kibice tylko sobie pokrzyczeli. Naszym nie przeszkadzało nawet to, że biało-czerwone szaliki sprzedawał... chłopak o typowo germańskiej urodzie. Kupili kilka sztuk, poklepali go dobrotliwie po ramieniu i poszli szukać stoisk z chłodnym browarem.

Za euro lub złotówki

Wiele osób przybyło do Klagenfurtu, nie posiadając wejściówek na mecz. Wokół stadionu co chwilę było słychać nawoływania: ,,Kupię bilet!''. Kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania koniki sprzedawały karty wstępu po... 700 euro za sztukę!

.

Paweł Guminiak, 31-letni ksiądz z Elbląga: - Jestem diecezjalnym duszpasterzem sportowców. Nie wyobrażałem sobie, by mogło mnie zabraknąć na pierwszym
Paweł Guminiak, 31-letni ksiądz z Elbląga: - Jestem diecezjalnym duszpasterzem sportowców. Nie wyobrażałem sobie, by mogło mnie zabraknąć na pierwszym meczu Polaków w finałach Euro. Do wyniku naszego spotkania z Niemcami starałem się nie mieszać Pana Boga. O rezultacie decydują wyłącznie piłkarze, którzy mieli sporo czasu na osiągnięcie wysokiej formy. fot. Robert Gorbat

Andrzej Łaciak, 38-letni przedsiębiorca z Ostródy: - Przyjechałem do Austrii z grupą przyjaciół. Przed meczem typowaliśmy nasze zwycięstwo 2:1, które mieliśmy osiągnąć dzięki golom Smolarka i Krzynówka. Wierzymy w zrywy biało-czerwonych w trudnych momentach oraz trenerską klasę Beenhakkera. Te atuty powinny wystarczyć na niemiecką solidność, ale i schematyzm rywali.

Taniej wychodziło przygotowanie się do kibicowania. Szalik w naszych narodowych barwach można było kupić u ulicznych handlarzy za 30 zł, a twarz pomalować w biało-czerwone barwy za pięć euro. Jeśli ktoś miał żyłkę do targowania, to mógł ustalić stawkę nawet na trzy euro.

Gorzej było z dojazdem do stadionu z centrum miasta. Około dwukilometrowy odcinek obsługiwało tylko kilka krążących po okrężnej trasie autobusów, które na dodatek... nie zatrzymywały się na wysokości Woerthersee Stadion! Przejeżdżały obok niego i stawały dopiero przy parkingach dla kibiców. By dostać się na trybuny, trzeba było pokonać piechotą około kilometr asfaltowej dróżki, wytyczonej w szczerym polu między polami kukurydzy. Z nieba lał się żar...

Poszli do kościołów

Paweł Guminiak, 31-letni ksiądz z Elbląga: - Jestem diecezjalnym duszpasterzem sportowców. Nie wyobrażałem sobie, by mogło mnie zabraknąć na pierwszym meczu Polaków w finałach Euro. Do wyniku naszego spotkania z Niemcami starałem się nie mieszać Pana Boga. O rezultacie decydują wyłącznie piłkarze, którzy mieli sporo czasu na osiągnięcie wysokiej formy.
(fot. fot. Robert Gorbat)

Szukając wstawiennictwa Opatrzności, piłkarscy działacze i kibice z Polski zamówili w niedzielę w Klagenfurcie cztery msze święte. Pierwsza rozpoczęła się o 12.00, trzy pozostałe - o 14.00. My dotarliśmy na nabożeństwo, zorganizowane w kościele pod wezwaniem świętego Ruprechta przez Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej.

Ceremonię z udziałem około 50 osób celebrowało trzech księży: kapelan polskiego sportu Edward Pleń, kapelan Korony Kielce Krzysztof Banasik i duchowny z Elbląga Paweł Guminiak. - Ksiądz Edward był ostatnio z naszymi siatkarzami w Espinho. Wygraliśmy tam trzy razy po 3:0, więc niech ta passa będzie kontynuowana i dzisiaj - powiedział zza ołtarza ks. Banasik. A ks. Pleń dodał: - Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie szukajmy na siłę przeciwników, walczmy głównie z własnymi słabościami.

- Nie wyobrażałem sobie, byśmy przed pierwszym w historii naszego futbolu meczem w finałach ME mieli nie pójść do kościoła - oświadczył prezes ŚZPN Mirosław Malinowski. - Choć siedzę w świątyni, to myśli wciąż uciekają mi na stadion. Marzę zarówno o dobrym wyniku, jak też o w pełni europejskiej postawie naszych piłkarzy i kibiców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska