MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzień z życia

Mamusia
Od trzech miesięcy każdy mój dzień wygląda podobnie.

Jestem budzona ok. 6.00-7.00 rano przez Łakomczucha, który natychmiast domaga się jedzenia.

Ten Łakomczuch to mój trzymiesięczny synek. Jeżeli nie dostanie jeść, natychmiast zaczyna głośno i donośnie płakać, stawiając cały budynek na równe nogi. Więc zanim to nastąpi, ja zrywam się z łóżka, przenoszę Ssaka na nasze łóżko i zaczynam karmić. Cała "procedura" trwa około pół godziny, bo dziecku po karmieniu musi się odbić, a i później trzeba przewinąć, bo zawsze coś jest w pieluszce. Tymczasem budzi się mój mąż i zaczyna szykować się do pracy. Szybka poranna toaleta, "ogarnięcie" pokoju, ubranie małego, zapakowanie go do wózka i wychodzimy. Mamy przed sobą dość daleką drogę, bo na drugi koniec Zielonej Góry.

Naszego męża i ojca odprowadzamy do pracy, a sama z synkiem idę dalej - do babci i mamy, gdzie spędzam dzień aż do skończenia pracy przez męża. Gdy przychodzę do babci, mój synuś jest witany z entuzjazmem przez swoją babcię i prababcię. Zwykle jeszcze jest zaspany, więc udaje mi się zjeść śniadanie. Ale i tego czasem nie zdążę, zanim go nie nakarmię (bo przecież dziecko zgłodniało przez drogę...). Więc powtarza się cały rytuał: karmienie, odbijanie i przewijanie. Na przewijaku maluch czuje się najlepiej, gdyż ma najlepszy widok na pokój i na trzy adorujące go babeczki.

Poza tym z wielką radością wywija pulchnymi nóżkami, ku naszej uciesze. Wydaje się, że po przewinięciu i nakarmieniu w końcu mogę sama spokojnie zjeść. Nic z tego. Maluch położony do gondoli ani myśli spać, jest w wyśmienitym humorze i domaga się towarzystwa. Gdy któraś z nas się nad nim pochyli, zaczyna w swoim niemowlęcym języku opowiadać wydarzenia poranka (tak mi się przynajmniej wydaje). Więc moja mama lub babcia dotrzymują mu towarzystwa, a ja jem śniadanie. Gdy dzidziuś zaśnie, ja wyskakuję do miasta coś załatwić, zrobić drobne zakupy.

Najczęściej gdy wracam, maluch już prowadzi dysputę z babcią albo mamą. Czasem jak zgłodnieje, zaczyna domagać się jedzenia. Wtedy szybko przystawiam go do piersi. Niejednokrotnie jest tak, że gdy jestem w mieście (a wszystko staram się załatwić bardzo szybko), to nie wytrzymuję i dzwonię czy maluch nie płacze. Wtedy musiałabym szybciutko biec do niego.

Wracam do domu, znów karmienie, odbijanie, przewijanie, poważne i mniej poważne "rozmowy", przytulanie, zabawianie, całowanie i wymyślanie nowych miejsc, gdzie by tu można było powiesić jaskrawą maskotkę, na której mogłaby się skupić uwaga naszego malucha. Czasem udaje mi się coś przeczytać, zdrzemnąć, wtedy gdy mama lub babcia czuwa nad małym.

Przychodzi popołudnie i wyruszamy w drogę powrotną: przez deptak, gierkowskie blokowiska i do domu. Po drodze spotykamy się z mężem, który kończy pracę i razem idziemy do domciu. W domu trzeba coś ugotować, sprzątnąć, czasem wyjść coś załatwić. A średnio co dwie godziny powtarza się niezmienny rytuał karmienia i przewijania synka. Spacer mamy już z głowy. Około 18.00 wieczorna toaleta maluszka, karmienie i lulanie, które często trwa nawet i godzinę, bo dzidziuś wieczorem nader się ożywia i nie chce zasnąć, co manifestuje głośnym płaczem.

Gdy wreszcie zaśnie, oglądamy telewizję, przeglądamy internet, czytamy. Zanim położymy się spać, karmię malucha po raz ostatni tego dnia. Im później, tym większe prawdopodobieństwo, że obudzi mnie później na kolejne karmienie. Najczęściej o drugiej, trzeciej w nocy. Potem o piątej albo szóstej. I tak wstaje kolejny dzień, którego początek mam okazję zaobserwować, gdyż widzę wschód słońca.

Weekendy są inne. W soboty i niedziele mąż nie pracuje, więc jesteśmy w domu i on przejmuje obowiązki związane z opieką nad synkiem.

Tak w dużym skrócie wygląda mój dzień. Wszystkie dni są prawie identyczne, ale nie oznacza to, że towarzyszy mi monotonia. Cieszę się każdą chwilą spędzoną z dzieckiem, widzę jak dosłownie z dnia na dzień się zmienia. Nie żałuję tego, wiem że wolne się skończy, wrócę do pracy i dziecko będę widziała tylko popołudniami.

Tymczasem delektuję się każdą chwilą, mimo że czasem jestem zmęczona i chce mi się spać, to wiem, że fantastycznie jest być matką i nawet największe przygody życia są niczym w porównaniu z macierzyństwem. Macierzyństwem, które uczy odpowiedzialności, cierpliwości do malutkiego człowieczka, a nade wszystko bezwarunkowej miłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska