Przeczytaj też: Akcja odławiania dzików w Zielonej Górze
- Z granatami tu mieszkaliśmy po wojnie i człowiek nie bał się wtedy tak jak teraz - opowiada Agata Fiedorowicz, lat ponad 80, która od tygodni śpi z duszą na ramieniu. Coś szumi w krzakach. - Bolek, wstawaj! - budzi wtedy męża. Bolesław Fiedorowicz, lat 85, idzie do ogrodu.
Ostatnio wchodzi, wszystko poryte. Brakuje krzaczków truskawek, które latem dały owoce wielkie jak jabłka, ucierpiały grusza i wiśnia. Innym razem idzie pan Fiedorowicz do ogrodu i nie ma buraków. A w krzakach dzika locha!
Na szczęście miał przy sobie siekierę. Postukał w garnek, locha uciekła. Dawno temu pracował w lesie i oswoił dzika. Można było się bawić... - Ale dziki z ogrodu nieoswojone - pani Fiedorowicz martwi się, że zwierz przerwie w końcu siatkę odgradzającą dom od ogrodu, że wtargnie na podwórze i komuś stanie się krzywda.
Z tej obawy państwo Fiedorowiczowie zadzwonili do magistratu. Zresztą, podobnych zgłoszeń było więcej. Dziki widywano przecież na cmentarzu, tym komunalnym i tym przy Świętej Trójcy.
Ostatnio jedną kobietę zatrzymała policja: - Biegają dziki. Pani dalej nie idzie.
Lochy widywano też obok świetlicy dla dzieci, obok przychodni na Gdańskiej, przy placu zabaw...
Więcej w środę, 23 października, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?