Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów stolicą polskiego żużla (część 2)

Paweł Tracz
Stal Gorzów najlepszą drużyną w Polsce w 1969 roku. Stoją od lewej: Andrzej Pogorzelski, Jerzy Padewski, mechanik Edward Pilarczyk, Edmund Migoś, mechanik Zbigniew Padewski, Ryszard Dziatkowiak. Siedzą na motocyklu: kierownik drużyny Zygmunt Szarabajko i Edward Jancarz. W dolnym rzędzie: Marian Pilarczyk i Wojciech Jurasz.
Stal Gorzów najlepszą drużyną w Polsce w 1969 roku. Stoją od lewej: Andrzej Pogorzelski, Jerzy Padewski, mechanik Edward Pilarczyk, Edmund Migoś, mechanik Zbigniew Padewski, Ryszard Dziatkowiak. Siedzą na motocyklu: kierownik drużyny Zygmunt Szarabajko i Edward Jancarz. W dolnym rzędzie: Marian Pilarczyk i Wojciech Jurasz. Archiwum Stali Gorzów
W połowie sezonu 1969 w lidze prowadził Śląsk Świętochłowice przed ROW-em Rybnik i Stalą Gorzów. "Żółto-niebiescy" nie rezygnowali jednak z walki o złoto, choć po jedenastu kolejkach tracili do lidera już trzy punkty.

Lata sześćdziesiąte to w polskim żużlu dominacja zespołu z Rybnika (do 1964 roku występującego jako Górnik, a potem ROW), który siedem razy z rzędu został mistrzem Polski. Takiej potęgi nigdy wcześniej nie było, więc praktycznie każdy, oczywiście poza kibicami, działaczami i zawodnikami śląskiej drużyny, chciał, ażeby wreszcie znalazł się zespół, który przełamie hegemonię rybniczan.

Przed sezonem 1969 głośno mówiło się, że tą ekipą będzie Stal Gorzów. Do połowy sezonu stalowcy byli jednak w cieniu śląskich drużyn. Po jedenastu kolejkach mieli 14 pkt. i tracili do lidera ze Świętochłowic już trzy "oczka". ROW był drugi z 16 pkt. Druga runda rozpoczęła się od zwycięstwa naszych we Wrocławiu 45:33. Potem "żółto-niebiescy" wygrali z Polonią na stadionie przy ul. Śląskiej 52:26 i zremisowali w Częstochowie 39:39. Wiele miał wyjaśnić rewanżowy mecz z faworyzowanym ROW-em w Gorzowie...

- To był nasz mecz o dalszy byt w grze o mistrzostwo Polski. Porażka definitywnie zamykała nam drogę do złota, więc przed tym spotkaniem staraliśmy się wszystko przypilnować. Nawzajem sprawdzaliśmy sobie nawet, czy mamy pełne baki - śmieje się Andrzej Pogorzelski, lider Stali z sezonu 1969 roku. - To była chyba pierwsza okazja, żeby utrzeć trochę nosa chłopakom z Rybnika, którzy rządzili przez wiele sezonów nie tylko w lidze, ale również indywidualnie.

Pogorzelski przypomina, że skoro drużynowym mistrzem Polski w poprzednich latach był ROW, dlatego też finał indywidualnych mistrzostw kraju odbywał się na torze w Rybniku. - Choć kilka razy wystąpiłem w tych zawodach, nigdy nie udało się mi zdobyć złotego medalu. Zawsze były jakieś układy. Ktoś tam podchodził i mówił: "Słuchaj stary, dzisiaj jedziemy pod niego, a kiedyś pod ciebie, bo on ma szansę na zdobycie mistrzostwa". Między Gorzowem a Rybnikiem była duża rywalizacja, więc gdy podchodzi do ciebie jakiś Ślązak i mówi swoją gwarą "Andrzej, ty się nie gniwej, jo cie zaprosza do knajpy, ale my muszymy mieć mistrza", to co było począć?... - wspominał kiedyś pan Andrzej.

Na trybunach stadionu przy ul. Śląskiej komplet widzów, którzy oczekiwali oczywiście sukcesu swoich pupili. Spotkanie czołowych zespołów ekstraklasy było niezwykle ciekawe. Do IX biegu prowadzenie zmieniało się kilkakrotnie. Przy wyniku 27:27 prowadzenie objęli gospodarze i nie oddali go już do końca zawodów. Dramaturgia była zresztą dużo większa, bo los nie oszczędził nawet liderów obu drużyn. W V wyścigu za zerwanie taśmy wykluczony został Edward Jancarz, w X biegu upadek miał Antoni Woryna, na którego wpadł Pogorzelski. Zawodnik ROW-u został odwieziony do szpitala.

- Ten bieg wygraliśmy 5:0, gdyż dojechałem do mety, a Jerzy Gryt został wykluczony. To w pewnym stopniu nam pomogło, bo bez Antka ROW zupełnie stracił rezon. Dla nas ten mecz był krokiem milowym do wywalczenia pierwszego złotego medalu w lidze - zaznacza Pogorzelski, który w tym meczu zdobył 9 punktów.

Więcej od niego wywalczyli Jerzy Padewski (11) i Jancarz (10). Ważne punkty zdobyli też Edmund Migoś (7), Ryszard Dziatkowiak (3), Wojciech Jurasz (2) i Marian Pilarczyk (1). Najlepszy czas dnia, będący równocześnie nowym rekordem toru (72 sekundy), uzyskał już w I biegu Padewski. Chwilę później tak samo szybko cztery kółka pokonał Jancarz.

Stal wygrała 43:34 i po tej kolejce zmniejszyła stratę do Śląska do zaledwie punktu. Rywale mieli jednak mecz więcej, więc w Gorzowie odżyły nadzieje na mistrzostwo Polski. Tym bardziej, że nasi wkrótce podejmowali lidera.

Śląsk i ROW zdążyły po drodze zgubić kilka punktów

- Zainteresowanie było jeszcze większe niż na poprzednim meczu z Rybnikiem. Zaczęliśmy pechowo, bo już w pierwszym biegu miałem upadek - wspomina Padewski. - Koledzy też jeździli chyba zbyt nerwowo. Los nie oszczędził Wojtka Jurasza, który miał defekt, a w III za zerwanie taśmy został wykluczony z walki Edek Jancarz.

Po trzech biegach Śląsk prowadził już 12:6, ale od tej chwili stalowcy przejęli pałeczkę, wygrywając 5:1 i 5:0. To był przysłowiowy wiatr w żagle, bo ostatecznie gorzowianie wygrali aż 45:31. Droga do złota stanęła otworem.

- Śląsk i ROW zdążyły po drodze zgubić kilka punktów, więc to my byliśmy po tych meczach głównymi kandydatami do pierwszego miejsca. Musieliśmy tylko wygrać zaległy mecz w Gdańsku lub ostatni w Rzeszowie. I wygraliśmy! - opowiada Pogorzelski. (cdn).

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska