Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Granica tylko na mapie

Dariusz Chajewski, beb
Wacław Lenart do granicznego słupa ma raptem kilka metrów. Co zrobi, gdy Polska wejdzie do tego Schengen? - Pójdę na krótki spacer - odpowiada. Pierwszy raz nie na wschód, ale na zachód.
Wacław Lenart do granicznego słupa ma raptem kilka metrów. Co zrobi, gdy Polska wejdzie do tego Schengen? - Pójdę na krótki spacer - odpowiada. Pierwszy raz nie na wschód, ale na zachód. zdjęcia Krzysztof Kubasiewicz
W nocy z 20 na 21 grudnia Polska znajdzie się w strefie Schengen. Granicę będzie można przekroczyć w dowolnym miejscu, nawet wpław.

Dziwacznie wygląda słup graniczny na końcu wiejskiej drogi, która prowadzi także dalej. Ale to już zagranica. Normalnie, jak drogę, traktowali ją tylko przemytnicy, nielegalni emigranci i... krowy. Wystarczyła chwila nieuwagi, a Mućki i Krasule forsowały wyjątkowo płytką w tym miejscu Nysę i... poszły! Trzeba było nie lada zachodów, by przez przejście ściągnąć je do kraju. Taka krowia ekstradycja.

- Moje krowy od dawna są już w tym całym Schengen, bo pogranicznicy dzwonią tylko i mówią, żebym je z tych niemieckich wypasów zabrał - śmieje się Piotr Łukasiewicz. - Ale one przecież Europejki pełną mordą. Mają kolczyki i paszporty.

Jego sąsiad Wacław Lenart siedzi na ławce przed domem. Do granicznego słupa ma raptem kilka metrów. Czasem zastanawia się, jak to jest, że kilkadziesiąt metrów dalej taka sama łąka, las, a świat niby inny. Zakazany. Trochę tak, jakby ktoś postawił szklaną ścianę. Co zrobi, gdy Polska wejdzie do tego Schengen? - Pójdę na krótki spacer - odpowiada. - Po raz pierwszy nie na wschód, ale na zachód. Tak normalnie, noga za nogą.

Ścieżki już znają

Rita Siebenhuener z Forst nie sądzi, aby wejście Polski do strefy Schengen cokolwiek w jej życiu zmieniło. Raczej w życiu Polaków, może bardziej poczują się Europejczykami.

Młodzi mieszkańcy Późnej przyznają, że nocami chodzili przez granicę. Z fajkami, z ludźmi. Ciężko było i człowiek musiał sobie radzić. Teraz chodzą inni, przewodnikami są nawet cudzoziemcy. Znają już wszystkie ścieżki. - To się dopiero zrobi u nas nocny ruch we wsi - żartuje mieszkaniec Żarek Wielkich, z przemytniczą przeszłością.

Kilkadziesiąt kilometrów dalej w Siedlcu pograniczniczka Katarzyna Kotopka-Łanda zatrzymuje się przed zamkniętą na głucho bramą, strzegącą wejścia na zniszczony most na Nysie. Gdy zostanie wyremontowany, nie będzie tu już strażników, nie będzie sakramentalnego "dokumenty proszę". Mimo że w straży granicznej pani chorąży służy raptem pięć lat, nie wyobraża sobie, jak będzie wyglądało życie przy granicy. Bez granicy.

- W Olszynie już przymierzamy się do likwidacji wiat nad pasami autostrady - opowiada. - Po to, by ruch odbywał się bez żadnych utrudnień. Teraz kontrole zajmują nam nieco więcej czasu, ponieważ wprowadzamy system informacyjny Schengen. Będziemy mieli dostęp do danych o przestępstwach i przestępczości z całej Europy.

Podobnie jak inni funkcjonariusze, o pracę się nie boi. Zwolnień nie będzie, zmieni się natomiast sposób ochrony. Zamiast na przejściach, na patrolach wzdłuż brzegów Odry i Nysy, pogranicznicy pojawią się w głębi kraju, na drogach dojazdowych. Będzie inaczej, ale co najmniej równie bezpiecznie, jak zapowiada Kotopka-Łanda.

Tylko patroli żal

Henryk Musiał z okolic Przewozu już boi się zniknięcia patroli pograniczników. Jak przeszli nocą pod oknami, to człowiek pewniej się czuł. - Teraz ani policjanta, ani strażnika nie uświadczysz - opowiada. - Tak stało się w Sobolicach, gdy zlikwidowali strażnicę. Jak to tak bez policji? To już granicy wcale nie będzie? To my Niemcami będziemy? Strach...

Kazimierz Myczakowski z Przewoźnik do mieszkania przy granicy już się przyzwyczaił. I więcej z tym ambarasu niż pożytku. Do Niemiec nie jeździ, bo i nie ma po co. Kraj jak kraj, żadna wielka Europa. Ale nawet po lesie za domem spokojnie nie pochodzi, bo zaraz go legitymują, ani ryb łowić z brzegu Nysy bez pozwolenia pograniczników nie można.

Za to handlująca na bazarze w Przewozie Grażyna Wołyniec nie uważa, aby brak kontroli na granicy cokolwiek zmienił w jej życiu. Klientów i tak jak na lekarstwo. Na szczęście, bywają nieliczni, którzy traktują ją już jak przyjaciółkę.

- Odwiedzamy ten bazarek, aby pogadać i kupić smaczne polskie produkty - mówi Manfred Prog z Budziszyna. - Nie boimy się zniesienia kontroli na granicach, nie mamy złych wspomnień związanych z Polakami. To raczej chyba wy powinniście się bać. U nas dobrze się nie dzieje, szaleje rosyjska mafia.

Studentka Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą Agnieszka Sajduk liczy, że ludzie na pograniczu staną się bardziej otwarci na siebie. - Jestem przekonana, że chętniej będą przekraczali granicę, a most na Odrze przestanie dzielić Słubice i Frankfurt - mówi.

Marzy jej się jeszcze wspólna komunikacja. Najlepiej autobus, który kursowałby między miastami. Ma nadzieję, że dzięki zniesieniu kontroli, łatwiejsza będzie współpraca szkół. Teraz dzieci z Polski często nie korzystają z imprez w Niemczech, bo nie mają dowodów osobistych lub paszportów. - Chciałabym też, żeby jak najszybciej wprowadzone zostało w Polsce euro - dodaje Sajduk.

Żyjemy razem

- Mam nadzieję, że nie będzie już kolejek na granicy, które się jeszcze zdarzają - dodaje Grażyna Sanwald, urzędniczka z Berlina, która mieszka w Słubicach. - Mój mąż, który jest Niemcem, liczy też, że w końcu będzie mógł zameldować się w Słubicach na stałe. Dzięki temu, mógłby chyba na przykład brać udział w wyborach samorządowych.

Sanwaldowie cieszą się również, że ich znajomi z Ukrainy i Rosji, którzy też mieszkają w Polsce, będą już mogli bez wiz przechodzić na niemiecką stronę.

Krzysztof Mazowiecki z Żar od lat pracuje w Niemczech. Jak sam przyznaje, nie do końca legalnie. Ile razy wyrolowali go rozmaici naciągacze, ile razy Niemcy nie zapłacili ani centa, wiedząc, że będzie się bał szukać sprawiedliwości...

- Mam nadzieję, że rynek pracy w Niemczech bardziej otworzy się dla Polaków - dodaje Barbara Weiser ze Słubic, która uczy muzyki we Frankfurcie. - Ja osobiście cieszę się, że granica przestanie istnieć, bo są dni, że idę do Frankfurtu kilka razy i niekiedy trzeba nadal stać w kolejkach. Poza tym będziemy czuli się, jak w jednym mieście, bo przecież od dawna żyjemy razem.

Rita Siebenhuener z Forst przystaje obok zniszczonych mostów łączących niegdyś to miasto z naszym brzegiem Nysy. Nie sądzi, aby wejście Polski do strefy Schengen cokolwiek w jej życiu zmieniło. Raczej w życiu Polaków, może bardziej poczują się Europejczykami. I może łatwiej będzie odbudować rozmaite więzi, chociażby te mosty.

Zatrąbi w zemście

O mostach i więziach więcej do powiedzenia ma stojący w korku przed przejściem w Łęknicy Marek z Boleslawca. Ma nadzieję, że to już ostatnia taka kolejka. Od trzech lat nie może zrozumieć, o co chodzi z tą granicą. Przecież strażnicy tak naprawdę nic nie kontrolują. Tylko oglądają dokumenty.

Zaciera ręce Bolesław Wydra, kierowca ciężarówki z Warszawy. Nie może doczekać się chwili, gdy na granicy nie będzie musiał nawet zdejmować nogi z gazu. - To będzie, jak ta słodka zemsta za te tygodnie spędzone w kabinie tira w oczekiwaniu na odprawę - tłumaczy. - Obiecuję sobie, że do końca życia, gdy będę przejeżdżał granicę, zatrąbię. I namawiam do tego moich kolegów...

Sąsiedzi z Późnej żartują z Lenarta, że przestawi swoją ławkę o kilka metrów i już będzie w Niemczech. Ale on sam zastanawia się, co powie Niemcowi, gdy spotka go podczas spaceru. - Chyba po prostu "dzień dobry". Jak to sąsiadowi - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska