Dziwacznie wygląda słup graniczny na końcu wiejskiej drogi, która prowadzi także dalej. Ale to już zagranica. Normalnie, jak drogę, traktowali ją tylko przemytnicy, nielegalni emigranci i... krowy. Wystarczyła chwila nieuwagi, a Mućki i Krasule forsowały wyjątkowo płytką w tym miejscu Nysę i... poszły! Trzeba było nie lada zachodów, by przez przejście ściągnąć je do kraju. Taka krowia ekstradycja.
- Moje krowy od dawna są już w tym całym Schengen, bo pogranicznicy dzwonią tylko i mówią, żebym je z tych niemieckich wypasów zabrał - śmieje się Piotr Łukasiewicz. - Ale one przecież Europejki pełną mordą. Mają kolczyki i paszporty.
Jego sąsiad Wacław Lenart siedzi na ławce przed domem. Do granicznego słupa ma raptem kilka metrów. Czasem zastanawia się, jak to jest, że kilkadziesiąt metrów dalej taka sama łąka, las, a świat niby inny. Zakazany. Trochę tak, jakby ktoś postawił szklaną ścianę. Co zrobi, gdy Polska wejdzie do tego Schengen? - Pójdę na krótki spacer - odpowiada. - Po raz pierwszy nie na wschód, ale na zachód. Tak normalnie, noga za nogą.
Ścieżki już znają
Rita Siebenhuener z Forst nie sądzi, aby wejście Polski do strefy Schengen cokolwiek w jej życiu zmieniło. Raczej w życiu Polaków, może bardziej poczują się Europejczykami.
Młodzi mieszkańcy Późnej przyznają, że nocami chodzili przez granicę. Z fajkami, z ludźmi. Ciężko było i człowiek musiał sobie radzić. Teraz chodzą inni, przewodnikami są nawet cudzoziemcy. Znają już wszystkie ścieżki. - To się dopiero zrobi u nas nocny ruch we wsi - żartuje mieszkaniec Żarek Wielkich, z przemytniczą przeszłością.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej w Siedlcu pograniczniczka Katarzyna Kotopka-Łanda zatrzymuje się przed zamkniętą na głucho bramą, strzegącą wejścia na zniszczony most na Nysie. Gdy zostanie wyremontowany, nie będzie tu już strażników, nie będzie sakramentalnego "dokumenty proszę". Mimo że w straży granicznej pani chorąży służy raptem pięć lat, nie wyobraża sobie, jak będzie wyglądało życie przy granicy. Bez granicy.
- W Olszynie już przymierzamy się do likwidacji wiat nad pasami autostrady - opowiada. - Po to, by ruch odbywał się bez żadnych utrudnień. Teraz kontrole zajmują nam nieco więcej czasu, ponieważ wprowadzamy system informacyjny Schengen. Będziemy mieli dostęp do danych o przestępstwach i przestępczości z całej Europy.
Podobnie jak inni funkcjonariusze, o pracę się nie boi. Zwolnień nie będzie, zmieni się natomiast sposób ochrony. Zamiast na przejściach, na patrolach wzdłuż brzegów Odry i Nysy, pogranicznicy pojawią się w głębi kraju, na drogach dojazdowych. Będzie inaczej, ale co najmniej równie bezpiecznie, jak zapowiada Kotopka-Łanda.
Tylko patroli żal
Henryk Musiał z okolic Przewozu już boi się zniknięcia patroli pograniczników. Jak przeszli nocą pod oknami, to człowiek pewniej się czuł. - Teraz ani policjanta, ani strażnika nie uświadczysz - opowiada. - Tak stało się w Sobolicach, gdy zlikwidowali strażnicę. Jak to tak bez policji? To już granicy wcale nie będzie? To my Niemcami będziemy? Strach...
Kazimierz Myczakowski z Przewoźnik do mieszkania przy granicy już się przyzwyczaił. I więcej z tym ambarasu niż pożytku. Do Niemiec nie jeździ, bo i nie ma po co. Kraj jak kraj, żadna wielka Europa. Ale nawet po lesie za domem spokojnie nie pochodzi, bo zaraz go legitymują, ani ryb łowić z brzegu Nysy bez pozwolenia pograniczników nie można.
Za to handlująca na bazarze w Przewozie Grażyna Wołyniec nie uważa, aby brak kontroli na granicy cokolwiek zmienił w jej życiu. Klientów i tak jak na lekarstwo. Na szczęście, bywają nieliczni, którzy traktują ją już jak przyjaciółkę.
- Odwiedzamy ten bazarek, aby pogadać i kupić smaczne polskie produkty - mówi Manfred Prog z Budziszyna. - Nie boimy się zniesienia kontroli na granicach, nie mamy złych wspomnień związanych z Polakami. To raczej chyba wy powinniście się bać. U nas dobrze się nie dzieje, szaleje rosyjska mafia.
Studentka Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą Agnieszka Sajduk liczy, że ludzie na pograniczu staną się bardziej otwarci na siebie. - Jestem przekonana, że chętniej będą przekraczali granicę, a most na Odrze przestanie dzielić Słubice i Frankfurt - mówi.
Marzy jej się jeszcze wspólna komunikacja. Najlepiej autobus, który kursowałby między miastami. Ma nadzieję, że dzięki zniesieniu kontroli, łatwiejsza będzie współpraca szkół. Teraz dzieci z Polski często nie korzystają z imprez w Niemczech, bo nie mają dowodów osobistych lub paszportów. - Chciałabym też, żeby jak najszybciej wprowadzone zostało w Polsce euro - dodaje Sajduk.
Żyjemy razem
- Mam nadzieję, że nie będzie już kolejek na granicy, które się jeszcze zdarzają - dodaje Grażyna Sanwald, urzędniczka z Berlina, która mieszka w Słubicach. - Mój mąż, który jest Niemcem, liczy też, że w końcu będzie mógł zameldować się w Słubicach na stałe. Dzięki temu, mógłby chyba na przykład brać udział w wyborach samorządowych.
Sanwaldowie cieszą się również, że ich znajomi z Ukrainy i Rosji, którzy też mieszkają w Polsce, będą już mogli bez wiz przechodzić na niemiecką stronę.
Krzysztof Mazowiecki z Żar od lat pracuje w Niemczech. Jak sam przyznaje, nie do końca legalnie. Ile razy wyrolowali go rozmaici naciągacze, ile razy Niemcy nie zapłacili ani centa, wiedząc, że będzie się bał szukać sprawiedliwości...
- Mam nadzieję, że rynek pracy w Niemczech bardziej otworzy się dla Polaków - dodaje Barbara Weiser ze Słubic, która uczy muzyki we Frankfurcie. - Ja osobiście cieszę się, że granica przestanie istnieć, bo są dni, że idę do Frankfurtu kilka razy i niekiedy trzeba nadal stać w kolejkach. Poza tym będziemy czuli się, jak w jednym mieście, bo przecież od dawna żyjemy razem.
Rita Siebenhuener z Forst przystaje obok zniszczonych mostów łączących niegdyś to miasto z naszym brzegiem Nysy. Nie sądzi, aby wejście Polski do strefy Schengen cokolwiek w jej życiu zmieniło. Raczej w życiu Polaków, może bardziej poczują się Europejczykami. I może łatwiej będzie odbudować rozmaite więzi, chociażby te mosty.
Zatrąbi w zemście
O mostach i więziach więcej do powiedzenia ma stojący w korku przed przejściem w Łęknicy Marek z Boleslawca. Ma nadzieję, że to już ostatnia taka kolejka. Od trzech lat nie może zrozumieć, o co chodzi z tą granicą. Przecież strażnicy tak naprawdę nic nie kontrolują. Tylko oglądają dokumenty.
Zaciera ręce Bolesław Wydra, kierowca ciężarówki z Warszawy. Nie może doczekać się chwili, gdy na granicy nie będzie musiał nawet zdejmować nogi z gazu. - To będzie, jak ta słodka zemsta za te tygodnie spędzone w kabinie tira w oczekiwaniu na odprawę - tłumaczy. - Obiecuję sobie, że do końca życia, gdy będę przejeżdżał granicę, zatrąbię. I namawiam do tego moich kolegów...
Sąsiedzi z Późnej żartują z Lenarta, że przestawi swoją ławkę o kilka metrów i już będzie w Niemczech. Ale on sam zastanawia się, co powie Niemcowi, gdy spotka go podczas spaceru. - Chyba po prostu "dzień dobry". Jak to sąsiadowi - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?