Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryka Krzywonos: To nie sam Wałęsa pokonał komunizm

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Kazimierz Ligocki
- To nie sam Wałęsa wygrał z komunizmem. I nie tylko twarze, które z tą walką kojarzymy. To była tytaniczna praca tysięcy anonimowych ludzi. I im też należy się wielki ukłon - mówi Henryka Krzywonos, legendarna opozycjonistka.

- Męczy to panią?
- Co konkretnie?

- Sława, występy w telewizji, objeżdżanie kolejnych miast? Teraz jest pani w Gorzowie z Rzecznikiem Praw Dziecka, ale przed panią kolejne miasta...
- Ja się nie czuję popularna! Ja robię to, co robię, od 31 lat. Pracuję dla ludzi. I tak będzie, dopóki sił mi wystarczy. Popularność? Niech pan nie żartuje.

- Tysiące fanów, pochlebne opinie, tytuły, nagrody. W internecie piszą o pani "kobieta z jajami". To komplement?
- Dla mnie komplementem jest, jak mi się uda coś zrobić dla innych. To jest powód do radości. Cała reszta jest tylko chwilową chwałą. Mam tego świadomość. Nic mnie nie jest w stanie podnieść, sprawić, bym myślała o sobie "o jeju, jaka jestem wielka". Gówno prawda. Oj (śmiech)! Znam swoje miejsce. I tyle. Dotrzymuję słowa, spełniam się w tym, co robię. Komplementów mi nie trzeba.

- Więc co na co dzień robi Henryka Krzywonos, legenda sprzed lat, która zatrzymała komunikację tramwajową w sierpniu 1981, a ostatnio zasłynęła wystąpieniem podczas rocznicy Solidarności?
- Pomagam ludziom. Starszym, dzieciom. Ale mam świadomość, że świata nie zbawię. Tego nie zrobią tysiące ludzi, więc ja sama też na pewno nie. Głową muru nie przebiję. Ale czasami proszę, pokażę się, wskażę coś. I się udaje. Z tym jest mi dobrze.

- Pojawili się fałszywi pochlebcy?
- Nie, nie. Może tylko szacunek większy się pojawił. Lech Kaczyński odznaczył mnie orderem...

- Muszę zapytać. To słynne wystąpienie ze zjazdu Solidarności, którym połajała pani niektórych polityków, to nie było wyreżyserowane? To naprawdę był taki samodzielny, nagły zryw z pani strony?
- Nie powinnam od tego momentu z panem rozmawiać (Halina Krzywonos łapie dłońmi za podłokietniki i szykuje się do wstania - dop. red.).

- Pytam, bo...
- (Jednak siada ponownie - dop. red.) Chwilę. Niech pan posłucha. Ja muszę powiedzieć to, co mi leży na sercu. Bo taka jestem. I koniec. A pan mnie takim pytaniem obraża, bo ja jestem osobą, której nie można ustawić, przestawić, nie można zrobić nic, by mnie do czegoś zmusić! Ja bardzo szanuję premiera Donalda Tuska, bo znam go od lat. Ale on nie może mi nic nakazać. Mało tego. Jestem doradcą Rzecznika Praw Dziecka. Jeżdżę z nim, robimy fajną robotę. Ale on też mi nic nie może nakazać! Mimo że jest moim szefem w tej chwili. Gdyby mi powiedział "usiądź tam", to ja usiądę w zupełnie innym miejscu. Taka jestem.

- Ale...
- Zaraz. Jedyną osobą, która może mi coś powiedzieć, i posłucham, jest mój mąż. Ale on o tym na szczęście do końca nie wie (uśmiech). On czasem zastanawia się, czy może może, ale może najwięcej.

- W Gorzowie przywitano panią z honorami. Młodzi Demokraci przygotowali nawet tort z podziękowaniem za pani walkę przed laty. A ja się zastanawiam, co dziś o przemianach i tych 30 latach sądzi Henryka Krzywonos. Idealnie nie jest... Warto było?
- Czy ja bym tu z panem siedziała, gdyby nie było warto? Czy byśmy rozmawiali? W kajdanki by nas zakuli i dostalibyśmy dwa, trzy miesiące za kratkami. Moi koledzy lata temu zastanawiali się, czy kupić czekoladę dziecku, czy wódkę na imprezę. Dziś nie mamy takich dylematów. Owszem, wielu nie stać na niektóre rzeczy, ale to inny kraj. Wolny, rozwijający się. Tak, było warto. Bez dwóch zdań.

- W tym samym Gorzowie powiedziała pani młodym na sali, że w tamtych czasach bohaterów było wielu...
- Bo tak myślę. To nie sam Lech Wałęsa obalił komunę. I nie tylko znane twarze, które z tą walką kojarzymy. Wprowadzić demokrację to nie była robota garstki. Pewnie, gdyby się nie udało, to byłaby nasza wina. Ale do rzeczy. Każdy coś robił. Kiedy było podziemie, jedna kobieta gotowała dla nas makaron, druga robiła coś innego, trzecia chłopakom, którzy się ukrywali, prała rzeczy. Drobnostki? Być może na pierwszy rzut oka, ale z szerszej perspektywy to były trybiki, które utrzymywały tę wielką machinę. Każdy miał jakiś wkład, choć nie wszyscy są pamiętani. A to była ciężka praca.

- To o pracy porozmawiajmy. Koleżanka, słysząc, że będę z panią rozmawiał, zastanawiała się głośno, jak udaje się pani pogodzić tę swoją aktywność z rolą pani domu? No właśnie: jak?
- Mam dorosłe już dzieci. Ostatni w kwietniu miał osiemnastkę. Co prawda dwóch mam jeszcze w domu, ale w tym domu jest też mąż. To kwestia organizacji. Od jakichś sześciu lat jestem - powiedzmy - wolna i dzieci, choć tęsknią, wiedzą, że matka ma też inną robotę. Zawsze ich uczyłam dzielenia, więc dziś dzielą się matką. Tak, czasem jest ciężko. Od trzech miesięcy jeżdżę po Polsce chora. Ale jak mnie zapraszają, to jadę. Po to jestem.

- A do posłowania albo senatorowania zapraszano? Kuszono panią do startu w wyborach?
- Dostałam kilka propozycji poza PiS-em. Ale dałam słowo, że nie będę startowała, i dotrzymam słowa, choćby mnie krojono w talarki. Ale ja od polityki wolę się trzymać z daleka.

- To pytanie z gatunku przyziemnych. Przez lata prowadziła pani tramwaje. A Gorzów to miasto tramwajowe. Potrafiłaby pani poprowadzić dziś skład?
- Nowe wagony są bardziej skomplikowane. Musiałabym przejść przeszkolenie, zrobić jazdę próbną...

- Spokojnie, mamy stare tramwaje!
- To bez problemu (śmiech)!

- Dziękuję.

Henryka Krzywonos ma 58 lat. Od 1973 do 1978 pracowała jako motornicza w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym Oddział Komunikacji Miejskiej Tramwajowej w Gdańsku (krótko była też dźwigową w stoczni). Jak podaje Wikipedia, "15 sierpnia 1980 w pobliżu Opery Bałtyckiej zatrzymała prowadzony przez siebie tramwaj. Zdarzenie to bywa określane jako początek strajku gdańskiej komunikacji publicznej w okresie wydarzeń sierpniowych. Według niektórych świadków zdarzeń już w godzinach rannych na swoje trasy nie wyjechała część kierowców autobusów, zatem Henryka Krzywonos przyłączyła się do trwającego już strajku. Została następnie przedstawicielem WPK w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym, weszła w skład jego prezydium. 16 sierpnia, po podpisaniu w Stoczni Gdańskiej porozumienia z dyrekcją i ogłoszeniu przez Lecha Wałęsę końca strajku, wraz z innymi działaczkami zatrzymywała na bramach robotników opuszczających stocznię, co zapobiegło zakończeniu strajku".
Była wśród sygnatariuszy porozumień sierpniowych, w stanie wojennym pomagała internowanym, kolportowała podziemną prasę. Podczas jednej z rewizji została dotkliwie pobita, na skutek czego poroniła. "Od 1994 r. do czasu przejścia na emeryturę (w 2009 r.) prowadziła rodzinny dom dziecka w Gdańsku, wychowując wraz z mężem łącznie dwanaścioro dzieci".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska