Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak było 40 lat temu, czyli lektura obowiązkowa Woodstockowicza

Zdzisław Haczek
fot. Warner Home Video
Na 15. Przystanku Woodstock nie zabraknie akcentów, nawiązujących do tego pierwszego Woodstocku sprzed 40 lat. W rocznicę tamtych wydarzeń na farmie Maksa Yasgura w Bethel w stanie Nowy Jork, Galapagos Films oraz Warner Home Video przypominają nagrodzony Oscarem dokument Michaela Wadleigha - "Woodstock - trzy dni pokoju i muzyki".

To nie jest tylko kolejny dokument koncertowy. Kamera często opuszcza scenę, zagląda do aut, którymi jadą ówczesne dzieci-kwiaty, protestujące przeciw wojnie w Wietnamie, podekscytowane czasem rewolucji seksualnej... Zbuntowane przeciw wszystkiemu, co ma wygląd sztywnego kołnierzyka koszuli polityka.

A jednocześnie mamy tu kronikę wypadków festiwalu, który został uznany przez magazyn "Rolling Stone" za jedno z "50 wydarzeń, które zmieniły historię rock'n'rolla", a był pasmem walki z organizacyjnym chaosem i ulewą. To dzięki jednak tej ostatniej narodziły się słynne błotne kąpiele jako znak kolejnego Woodstocku - w 1994 r., skąd Jurek Owsiak przywiózł obłocone buty i długo ich nie czyścił.

Najważniejsza była jednak muzyka! Najnowsze wydawnictwo "Woodstock" (ukazuje się jako dwudyskowe wydawnictwo Blu-ray i czterodyskowe wydawnictwo DVD) zadowoli tu jakością każdego. Jest to dzieło na nowo zremasterowane, z obrazem jakości HD i dźwiękiem w formacie 5.1 Sound Surround. Jego twórca Michale Wadleigh zadbał nie tylko o odświeżenie filmu, ale i dołożył sporo niepublikowanych wcześniej scen, odnalezionych po latach w archiwach.

Tak oto prócz doskonale znanego występu Jimiego Hendriksa, który gra hymn USA - "Gwiaździsty sztandar", możemy po raz pierwszy zobaczyć i usłyszeć jak Santana wykonuje "Evil Ways", The Who gra "My Generation" i fragment opery "Tommy", Joe Cocker - "Something's Coming On", Joan Baez - "One Day At A Time", a Jefferson Airplane wykonuje "3/5 Of A Mile In 10 Seconds".

Jest też wreszcie koncert Creedence Clearwater Revival - jeden z najpopularniejszych zespołów na przełomie lat 60. i 70., który wówczas nie dogadał się z realizatorami co do warunków wykorzystania ujęć z jego udziałem. Na podobnej zasadzie oglądamy wreszcie Grateful Dead.

W sumie pasjonujące widowisko, gdzie na widok Rogera Daltrey'a z The Who, przypominającego w swoim stroju z frędzlami z rzemieni ni to ptaka, ni rockowego szamana - ciarki biegają po plecach. Pomimo że to się zdarzyło... cztery dekady temu.

Pomyśleć, że bilet na każdy dzień koncertu kosztował 8 dolarów - jak możemy zobaczyć na dołączonej do wydawnictwa reprodukcji. Ileż byśmy dali, żeby tam się znaleźć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska