Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się święcił 1 maja kilkadziesiąt lat temu w Nowej Soli?

Redakcja
Uczestnicy pochodów zbierali się po drugiej stronie dzisiejszego Parku Krasnala, w okolicy Odry. Tam rozpoczynała się trasa przemarszu. W latach 50. zbiórka była na boisku ogólniaka
Uczestnicy pochodów zbierali się po drugiej stronie dzisiejszego Parku Krasnala, w okolicy Odry. Tam rozpoczynała się trasa przemarszu. W latach 50. zbiórka była na boisku ogólniaka Materiały Muzeum Miejskiego w Nowej Soli
Gdyby cofnąć się o 30-40 lat, dzisiaj czytalibyśmy relacje z pochodu pierwszomajowego. Dzięki Edwardowi Jabłońskiemu możemy wrócić na chwilę do tamtych lat.

- Byłem spikerem podczas pochodów pierwszomajowych w Nowej Soli w latach 70. i 80., razem ze Zbyszkiem Katarzyńskim – opowiada Edward Jabłoński, dzisiaj na emeryturze. Przez wiele lat był dziennikarzem, szefował też jednostkom kultury w Nowej Soli i Otyniu.

– Prowadziłem wówczas sekcję satyryczną w domu kultury „Odra”, w której działał też Zbyszek. Kierownikiem był Jerzy Szynder. Jeden człowiek nie byłby w stanie tego zrobić. Przed nami zajmowali się tym dwaj koledzy z radiowęzła w Dozamecie, bracia: Marian i Leszek Bojarscy - opowiada o spikerce pan Edward. - Któregoś dnia Bojarscy przyszli do Jabłońskiego z propozycją, żebym przejął zadanie. Mogło się wydawać nietrudne, bo każdy zakład pracy z Nowej Soli musiał przygotować informację na swój temat, o produkcji, najlepszych pracownikach, ludziach dobrej roboty. W praktyce okazało się, że łatwo jednak nie jest.

Pochód szedł m.in. ulicą Zjednoczenia, przy której dzisiaj mieści się siedziba oddziału Gazety Lubuskiej. Na jednym z balkonów, takich jak ten nad wejściem do redakcji, pan Edward z kolegą Zbyszkiem robili, co mogli, żeby nadać odpowiedni ton przedsięwzięciu. Czasem korzystali też z dużego wysięgnika na samochodzie, przy ul. Piłsudskiego (wówczas Marcelego Nowotki).

– Jeden z nas pilnował, jaki zakład przechodzi, a drugi czytał przygotowany tekst. Pamiętam, na przykład, że dostaliśmy z Dozametu czy Fabryki Nici ODRA, teksty po piętnaście stron. Po przeczytaniu siedmiu stron pracownicy zakładu przeszli, a Zbyszek mnie szturcha. I co robić? Nie byliśmy w stanie zdążyć przeczytać niektórych przygotowanych tekstów w całości. Musieliśmy improwizować, robić korekty. Wyrywkowo czytać, trochę o ludziach, trochę o wydziałach zakładów. Zupełnie inna sytuacja: przechodzi spółdzielnia, która przygotowała na swój temat pół strony. Kilka kroków i nie ma ich. Nie zdążyliśmy nawet przeczytać nazwiska prezesa – opowiada były spiker.
Szły szkoły, spółdzielnie pracy i zakłady. Już po święcie były spotkania, na których omawiano pochody, co wyszło dobrze, a co nie. – Czasem były pretensje do nas. Raz pamiętam sytuację, że w Świebodzinie był taki numer, że spiker wyczytał podczas uroczystości nazwisko zasłużonego pracownika, który umarł dwa dni przed pochodem pierwszomajowym. Uczulano nas na to, ale jak mieliśmy sprawdzać, czy ktoś wymieniony w tekście żyje? Chodzić po mieście? – przyznaje pan Edward.

Gdy dzisiaj wspominamy pierwszomajowe święto, jako jedno z trzech po 22 Lipca i rocznicy rewolucji październikowej, może się wydawać, że mieszkańcy miasta zmuszani do udziału nie lubili tego dnia. A jednak było inaczej.

– Organizowano festyny pierwszomajowe. Wszystko się odbywało nad Odrą. Odbywały się zawody motocrossowe. Ludzie przychodzili z kocami i koszami prowiantu. Po jakimś czasie wybudowano tam scenę. Zawsze na 1 maja odbywały się tam koncerty. Domy kultury prezentowały swój dorobek. Zespołów muzycznych mieliśmy dość dużo. Byłem dyrektorem nowosolskiego domu kultury. Nie było wtedy innych rozrywek i ludzie brali w tym udział całymi rodzinami. Chodziło się z dziećmi na lody do Kopciuszka. To były takie czasy. Jak nie było co innego robić. to zostawał ten 1 maja – wspomina Jabłoński.

- Pewnie szykował pan wiele transparentów, jak się pan czuł pisząc hasła nie do końca zgodne z pana przekonaniami – dopytujemy.

– Pamiętam popularne wtedy hasło: Program partii programem narodu. Magistrat zlecił nam namalowanie transparentów z kilkoma hasłami. Zrobiliśmy taki numer, że na transparencie daliśmy napis: Program narodu programem partii. Odwróciliśmy to. To dziwne, ale nikt tego nie zauważył albo nie chcieli ruszać tego tematu. A sądziłem, że na drugi dzień będę się musiał z tego tłumaczyć. Miało to miejsce chyba w 1981 roku, kiedy była już „Solidarność” – wspomina E. Jabłoński.

Zobacz też: Pochody pierwszomajowe kiedyś i dziś - opowiadają radni z Sosnowca

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska