Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to z nowosolskimi wieżowcami było?

Edward Gurban 683875287 [email protected]
Włodzimierz Marciniak na tle jednego ze "swoich” wieżowców
Włodzimierz Marciniak na tle jednego ze "swoich” wieżowców fot. Edward Gurban
Nie licząc budynku skarbówki w mieście przy ul. Kaszubskiej stoją tylko dwa bliźniacze dziesięciopiętrowe wieżowce. Młodzi mówią na nie: nasze Word Trade Center. Dlaczego w Nowej Soli nie wybudowano ich więcej?

Wielu z nas marzy się widok z mieszkania na dziesiątym piętrze. Szczególnie urokliwe są wschody i zachody słońca. Poza tym można sobie spojrzeć na wszystko z góry. - Nie narzekam na mieszkanie w wieżowcu. Sąsiedzi są w porządku, nikt nie hałasuje nad głowami, bo mieszkamy na dziesiątym piętrze. Mamy wspaniały widok na całą Nowa Sól. Widać nawet wieżowce w Zielonej Górze - mówi Wiesław Debert, do wieżowca z rodziną przeprowadził się w 1989 roku.

- Już 23 lata mieszkam z rodziną na 6 piętrze, w trzypokojowym mieszkaniu. Żyje nam się tu dobrze, mamy spokojnych i miłych sąsiadów. Latem mamy dużo słońca w mieszkaniu, bo nasz budynek jest ustawiony tak, że balkony skierowane są na południe. Winda psuje się najwyżej 2-3 razy w roku, ale szybko jest naprawiana - dodaje Stanisław Mazurkiewicz.

Jedyny jak wydaje się problem, to pobliskie tory kolejowe. - Jak są otwarte okna, to bardzo przeszkadzają przejeżdżające bardzo blisko pociągi - mówi pan Wiesław. - Kiedyś był ich duży ruch i to bardzo przeszkadzało, teraz jest mniejszy i od razu jest ciszej - wtrąca sąsiad.

Do dziś w obu wieżowcach mieszka około 130 rodzin. Życie w takim mrówkowcu ma swoją specyfikę, ale ludzie poznali się w ciągu tych wielu lat wspólnego mieszkania. Wiedzą, kto swój, a kto nie. - Czasami jednak na tym przejściowym XI piętrze zdarzają się dzicy lokatorzy, przeważnie bezdomni. Ostatnio wyprosiłem tu jednego. Dobrze by było, gdyby cały czas był sprawny elektromagnes przy drzwiach wejściowych, bo to utrudniłoby wejście do budynku obcym - skarży się pan Stanisław.

Wysokie bloki są charakterystycznym elementem nowosolskiego pejzażu. Wielu nowosolan, szczególnie tych młodszych, ciekawi, dlaczego nie jest ich więcej. Jak doszło do ich budowy i dlaczego powstały tylko dwa pytamy człowieka, który jest ich "ojcem chrzestnym".

Włodzimierz Marciniak, rodowity poznaniak, z nakazem pracy przybył do Nowej Soli, żeby pozostać na stałe. Już jako 29-letni inżynier, został zastępcą dyrektora naczelnego Lubuskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego, które budowało m.in. Hutę Miedzi w Głogowie.

- W latach 70-tych i 80-tych był ogromny głód mieszkaniowy - wspomina. Mieszkania były trudnodostępne, ale tanie. Praktycznie monopolistą w przydzielaniu mieszkań była Nowosolska Spółdzielnia Mieszkaniowa, w której na przydział lokalu czekało się... 15-20 lat! Po drugie wtedy nie było bezrobocia, przynajmniej w budownictwie.

- Aby zachęcić ludzi do pracy u nas, trzeba było im coś zaoferować, na przykład szybsze otrzymanie mieszkania. Dlatego zaczęliśmy się zastanawiać. Nasza firma statutowo była przypisana do budowy obiektów przemysłowych, ale mieliśmy za mało mieszkań do własnej dyspozycji. Żeby ta pula była większa, założyliśmy własną spółdzielnię mieszkaniową - "Budowlani". Najpierw na jej potrzeby wybudowano budynek przy ul. Witosa, a następnie przy Arciszewskiego - mówi W. Marciniak.

Do dalszej budowy potrzebny był odpowiedni teren, zgoda władz lokalnych, a przede wszystkim spełnienie warunku budowy w mieście pięćdzisięciotysięcznym. Nowa Sól była wówczas silnym, prężnie rozwijającym się ośrodkiem przemysłowym, liczącym około 47 tysięcy mieszkańców, więc musiała być zgoda na szczeblu ministerialnym, która uzyskaliśmy. Dzięki dobrym stosunkom dyrekcji LPBP z władzami miasta i naczelnikiem Zygmuntem Czajkowskim, doszło do zamiany bazy przy ul. Matejki na teren przy ul. Pstrowskiego (dziś: Kaszubska).

- W związku z tym, że teren był dość mały, a chcieliśmy jak najwięcej mieszkań, postanowiliśmy wybudować wieżowce. Decyzja zapadła na początku lat 80-tych. Z ramienia dyrekcji ja byłem wtedy za to odpowiedzialny. Ponieważ już przeszliśmy tę ścieżkę, budując 10-piętrowy biurowiec, dziś siedzibę Urzędu Skarbowego, wiedzieliśmy, jak przystąpić do budowy następnych wieżowców. Staraliśmy się postawić je jak najszybciej - mówi W. Marciniak.

Kierownikiem budowy był wówczas inż. Ireneusz Rogala. Pamięta, że budynek z numerem 13, stanął w 1987 roku. Były w nim montowane urządzenia techniczne, w tym hydrofornia, bez której trudno byłoby marzyć o wodzie powyżej 4 piętra... - W trakcie budowy okazało się, ze nośność gruntu pod drugi budynek "11", jest słabsza niż założył projektant i stąd wynikła konieczność prawie dwukrotnego pogrubienia ścian fundamentowych. Innym problemem były braki materiałowe. Cały budynek był skończony, ale brakowało grzejników i wind. Przydział na te pierwsze “załatwił" ówczesny naczelnik miasta poprzez komitet wojewódzki, a w sprawie wind trzeba było interweniować aż w komitecie centralnym - śmieje się W. Marciniak.

Drugi budynek oddano do użytku z trzymiesięcznym opóźnieniem pod koniec 1989 roku. - Bardzo sprawiedliwe było wówczas losowanie mieszkań. Choć byłem kierownikiem budowy, wylosowałem lokal na 9 piętrze. Inni główni wykonawcy niewiele lepiej. Od 8 do 10 piętra... - wspomina I. Rogala.

Jak podkreślają budowlańcy, oba budynki są bardzo solidne, po ponad 20 latach nie było w nich większych awarii, nic nie pęka. Okazuje się, że miał jeszcze stanąć trzeci wieżowiec, na miejscu boiska piłkarskiego przy szkole, ale uniemożliwiły to zmieniająca się sytuacja polityczno-gospodarcza, galopująca inflacja, problemy z kredytami. Zresztą problem ten dotknął wszystkie spółdzielnie mieszkaniowe w całym kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska