- Co robił doktor informatyki w firmie produkującej żywność orientalną?
- Odbywałem staż w ramach projektu zacieśniania współpracy między nauką a biznesem. Czyli w moim przypadku między Uniwersytetem Zielonogórskim a firmą AB Foods. Zdobywałem doświadczenie, które mam nadzieję, uda mi się wykorzystać w pracy ze studentami. Bo przekonałem się, że na zajęciach przekazujemy sporą dawkę teorii, czasem abstrakcji, ale znacznie mniej praktyki, która przekłada się na przyszłą pracę studentów.
- Czyli system kształcenia jest wadliwy?
- Powiem inaczej: czasem odbiega od tego, co potem robią studenci. Skutek jest taki, że pracodawca musi takiego nowego i wykształconego człowieka wielu rzeczy uczyć od nowa.
- To skutek. A jakie są przyczyny?
- To nie jest wina uczelni ani systemu kształcenia. Przyczyny są finansowe. W przypadku informatyki, wielu uczelni nie stać na bardzo drogie oprogramowanie. Natomiast stać na nie takie światowe koncerny, jak AB Foods.
- Zaskoczył pana ten stopień informatyzacji?
- Zaskoczeniem była duża rola integracji systemów informatycznych w ramach firmy. Tu używa się ich wielu, np. kadrowo-płacowego, magazynowego, finansowego, obróbki danych, raportów... Ale wszystkie są w wysokim stopniu zintegrowane. Dlatego w sytuacji, kiedy analityk finansowy potrzebuje odpowiedzi na pytanie dotyczące kilku dziedzin działalności firmy, to wszystko odbywa się sprawnie, w miarę szybko i w sposób, który pozwala wyeliminować błędy. Tego się tu nauczyłem.
- A koncern skorzystał jakoś na pana stażu?
- Tak. Myślę, że potrzebował takiej osoby, jak ja. Stworzyłem tu wewnętrzny intranet, który umożliwia monitorowanie kont budżetowych w trybie online.
- Może przełóżmy to na język bardziej zrozumiały. Co pan stworzył?
- Weźmy taki przykład. Budżet w firmie ustala się raz na trzy miesiące. Ale w tym czasie trzeba śledzić transakcje na kontach, by zawczasu wykryć błędy, np. wychwycić faktury, które nie zostały zaksięgowane. Dzięki intranetowi można w każdej chwili wygenerować raport finansowy, pozwalający kontrolować wydatki przedsiębiorstwa.
- A co z planowaniem opłacalności nowych przedsięwzięć? Firma chce uruchomić linię produkcyjną, ale trzeba sprawdzić, jakie są ceny surowców, jakie będą koszty pracy, reklamy, wprowadzenia towaru na rynek... System też to umożliwi?
- Nie. Takim planowaniem nie zajmuje się fabryka w Nowej Soli. AB Foods to ogromny światowy koncern, który prawdopodobnie opłacalność przedsięwzięć analizuje w centrali w Wielkiej Brytanii.
- Dziękuję.
Czytaj też: Branża spożywcza: kryzys kryzysem, a... jeść trzeba
GIGANT POWSTAŁ Z PIEKARNI
AB Foods to jeden z największych koncernów spożywczych świata. Firma powstała w 1935 r. jako niewielka piekarnia. Dziś na całym świecie osiąga imponujące zyski, zatrudnia tysiące ludzi w Afryce, Chinach, Wielkiej Brytanii i Polsce. Nowosolska fabryka AB Foods powstała w strefie ekonomicznej w ub. roku. Na 11 liniach produkcyjnych pracuje tam 190 ludzi. Wytwarzają głównie sosy, chińskie zupki, dresingi i komponenty do potraw kuchni hinduskiej i dalekowschodniej. Właścicielem firmy jest rodzina Westonów. Nowosolski zakład jest pierwszą fabryką tej firmy w Polsce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?