Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jasiek Mela: - Nie będę udawał wieszcza narodu

Paweł Kozłowski 68 324 88 44 [email protected]
Jasiek Mela w wieku 13 lat stracił lewe podudzie i prawe przedramię, poraził go prąd w trafostacji. Dwa lata później został najmłodszym zdobywcą obu biegunów w ciągu jednego roku. Dotarł do nich z Markiem Kamińskim. Dziś ma 24 lata, założył fundację "Poza Horyzonty”. W Zielonej Górze spotkał się z uczniami Chrześcijańskiej Szkoły Podstawowej "Salomon”.
Jasiek Mela w wieku 13 lat stracił lewe podudzie i prawe przedramię, poraził go prąd w trafostacji. Dwa lata później został najmłodszym zdobywcą obu biegunów w ciągu jednego roku. Dotarł do nich z Markiem Kamińskim. Dziś ma 24 lata, założył fundację "Poza Horyzonty”. W Zielonej Górze spotkał się z uczniami Chrześcijańskiej Szkoły Podstawowej "Salomon”. Mariusz Kapała
- Znam ludzi, którzy usłyszeli: jesteś niepełnosprawny, w mojej szkole to będzie źle widziane - mówi podróżnik Jasiek Mela.

- Przyjechał pan pociągiem do Zielonej Góry?
- Tak. Bardzo lubię kolej, choć kolej stara się mnie zniechęcić do siebie. Ale nie daję się i chętnie podróżuję pociągiem.

- Wciąż pan lubi podróże ekstremalne.
- Tak. W PKP bywa czasem ekstremalnie. Ale są też plusy. Im bardziej pociąg się spóźnia, tym więcej ludzi można poznać. Jazda samochodem nie opłaca się. Kolej wykorzystuję jako miejsce, gdzie można trochę dospać. Czasu na sen wciąż brakuje.

- Nie poznałem pana od razu. Gdzie się podział chłopak z grzeczną grzywką zaczesaną na bok?
- Dziś i tak starałem się wyglądać możliwie najbardziej sympatycznie. Znalazłem nawet koszulę w kwiatki i wyciągnąłem wszystkie kolczyki z ucha. A fryzura? Miałem dość wizerunku grzecznego chłopca. Do tego przygotowuję się do dużej, rocznej wyprawy. Jednym z elementów mojego katharsis jest powolne zmniejszanie ilości włosów na głowie. Pewnie za jakiś czas w ogóle czachę ogolę.

- Spotyka się pan z młodymi, by ich inspirować?
- Tak. Chcę im pokazać, że nie wolno się załamywać, że w życiu może być dużo gorzej niż można to sobie wyobrazić, że nie warto się porównywać do ludzi, którzy mają lepiej. Warto za to spoglądać na tych, którzy mają od nas gorzej, ale się nie poddają. Chcę też inspirować ludzi do działania, do spełniania marzeń i pasji.

- Ile czasu minęło, kiedy zaakceptował pan widok w lustrze chłopaka bez ręki i nogi?
- Temat tożsamości osoby po wypadku jest bardzo ciekawy. Pojawia się pytanie: kim jestem? To długi proces, który nie tylko jest mierzony czasem, ale różnymi spotkaniami. Czasem jest tak, że musi się przelać czara goryczy. Człowiek mówi wtedy sobie: cholera, nie mogę się tak przejmować spojrzeniami innych ludzi i ich opiniami. Trzeba się wziąć w garść i znów zacząć żyć.

- Polska i Polacy pomogli panu w tym?
- Nie narzekam. Jestem patriotą. Kocham Polskę. Za każdym razem, jak wracam z podróży, cieszę się, że słyszę ojczysty język. Ale to kraj bardzo trudny do życia. Nie jest to tajemnicą. Jednak nigdy nie kusiło mnie, by wyjechać i nie wrócić. W wakacje dorabiam w Norwegii, podróżuję po świecie, ale staram się też poznawać różne części Polski. To, że nie mamy podjazdów dla niepełnosprawnych, dobrych wind czy toalet, to pikuś. Najważniejsi są ludzie. W ciągu 10 lat dużo się zmieniło. Kiedyś taka osoba jak ja miałaby problem, by dostać się do ogólniaka. Znam ludzi, którzy usłyszeli: jesteś niepełnosprawny, w mojej szkole to będzie źle widziane. Teraz byłaby z tego wielka afera. Mentalność Polaków zmienia się na lepsze, choć jesteśmy jeszcze z tyłu.

- Dostaje pan "zwrotkę" po spotkaniach z młodzieżą?
- To się zdarza. Niezmiernie przyjemna chwila. W klasie jest zawsze jakiś lider. Ale są też osoby, które trzymają się na uboczu, sprawiają wrażenie, że mają wszystko gdzieś. I wtedy, kiedy taka osoba podejdzie i powie coś miłego, to jest niezwykłe. Pamiętam spotkanie z nieletnimi narkomanami. Na koniec podszedł do mnie chłopak, miał rozlatane oczy, podał mi rękę, chciał chyba coś więcej powiedzieć, ale nic nie przyszło mu do głowy. Powiedział tylko "Dzięki stary" i klepnął mnie w ramię. To "dzięki stary" znaczyło dla mnie więcej niż list od prezydenta. Bo to było megaautentyczne.

- Ludzie oczekują, że pan przyjedzie, pogada i będzie efekt. Czuje pan presję?
- Na spotkaniach staram się stawiać na naukę ludzi samodzielności, przekazywać im, by brali życie w swoje ręce i wierzyli w marzenia. Nie można siedzieć i czekać, aż coś fajnego nas w życiu spotka. Trzeba brać się do roboty, uprawiać sport, śpiewać, podróżować. Chociaż czasami zdarza się, że ktoś oczekuje podania na tacy. Na jednym ze spotkań babcia, która przyszła z wnuczkiem, powiedziała do mnie "Panie Jaśku, wnuczek ma 9 lat, dopiero zaczyna życie, chciałabym, by przekazał mu pan jakąś złotą radę". Zabrzmiało prawie jak "Panie Janie, jak żyć?". Powiedziałem chłopakowi między słowami, że nie zawsze trzeba słuchać babci i musi kierować się swoim serduchem. Nie będę udawał wieszcza narodu. Nie ma złotych haseł. Trzeba to odnaleźć gdzieś w sobie. Nie da się zawsze iść po linii najmniejszego oporu.

- Myśli pan, że życie przecieka nam przez palce?
- Żyjemy w tak durnych czasach, że mamy masę znajomych, ale na fejsie. Zamiast wyjść z domu i zobaczyć, co słychać u kumpli na dzielni, wolimy wpatrywać się, co się dzieje na wallu na fejsie. To paranoja. Ja bardzo miło spędzam czas bez komputera. To fajne, kiedy dzieciakom chce się wyjść na dwór, odrapać sobie kolana, grając w piłkę czy pobawić się na trzepaku. A nie tylko w Angry Birds. Ta cywilizacja sprawia, że się zamykamy, a każdy człowiek potrzebuje towarzystwa drugiego.

- Dziękuję.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska