Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Tymińska - lekkoatletka z charakterem

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
Karolina Tymińska ma 26 lat. Zajęła trzecie miejsce w plebiscycie "Złote kolce” wśród najlepszych polskich lekkoatletek w sezonie 2010. Ale to nie tylko świetna wieloboistka. W notowaniu jednego z męskich magazynów znalazła się w dziesiątce... najgorętszych naszych sportsmenek.
Karolina Tymińska ma 26 lat. Zajęła trzecie miejsce w plebiscycie "Złote kolce” wśród najlepszych polskich lekkoatletek w sezonie 2010. Ale to nie tylko świetna wieloboistka. W notowaniu jednego z męskich magazynów znalazła się w dziesiątce... najgorętszych naszych sportsmenek. fot. Wojciech Waloch
- Kiedyś zapisałam sobie w pamiętniku, że chciałabym pojechać na igrzyska. To było moje marzenie. Wtedy bardzo odległe, ale już się spełniło - opowiada Karolina Tymińska, która pochodzi z Babimostu i broni barw Zielonogórskiego Ludowego Klubu Lekkoatletycznego.

A jak ambicja. Potrzebna, żeby odnosić sukcesy. Ja jestem ambitna, choć zdarzają się momenty załamania, zwątpienia. Gdy na przykład przytrafia się kontuzja, pojawia się obawa, jak będzie po. Wiadomo, że na tak wysokim poziomie każde wykluczenie z treningu to duże straty, jeśli chce się walczyć o czołówkę europejską czy światową.

B jak brat. Osoba, która jest w moim sercu. Jarek już nie żyje, zginął w tragicznych okolicznościach. Ale jest dla mnie ogromną motywacją, zawsze we mnie wierzył, kiedyś napisał mi na zdjęciu, że zostanę mistrzynią świata. I ja do tego dążę.

C jak cierpliwość. Bo wyniki nie przychodzą same i nie od razu. Trzeba poświęcić wiele godzin, mnóstwo wyrzeczeń i mieć ogromną cierpliwość, by odnieść sukces. W moim przypadku finałowe miejsca na międzynarodowych imprezach wcale nie przyszły szybko. Najpierw sukcesem był każdy rekord życiowy, potem medal mistrzostw Polski...

D jak determinacja. Wiem, wiem, wszystko kojarzy mi się ze sportem. Ale to przecież całe moje życie. Tu trzeba być zdeterminowanym w walce i uparcie dążyć do wyznaczonego celu.

E jak energia. Są dni, kiedy jestem zmęczona. I wtedy mówię sobie, że trzeba to po prostu przetrzymać. Czasami brakuje mi energii, ale idę na ten trening, bo wiem, że przyjdzie taki dzień, że zobaczę efekt mojego wysiłku. Mam w sobie ogromną motywację, a potęgują ją ci, którzy we mnie wierzą.

F jak finał. Nie zawsze był, ale to taki plan minimum, o który się walczy. Pierwszy najważniejszy finał to dla mnie igrzyska olimpijskie w Pekinie i chciałabym to powtórzyć za dwa lata w Londynie. A wiadomo, że głównym celem jest medal.

G jak godność. Trzeba mieć swoją godność. Owszem, zaplanować sobie coś, dążyć do tego, ale nie po trupach. Umieć zrezygnować z rzeczy, które ktoś proponuje, a które są wbrew naszej godności. Czy myślę tu o dopingu? No, na przykład.

H jak honor. Na pewno trzeba umieć przegrywać z honorem. To jest sport: raz się zostaje mistrzem, raz nie kończy się rywalizacji, raz przytrafia się kontuzja...

I jak igrzyska. Gdy chodziłam do podstawówki, to było moje marzenie. Kiedyś zapisałam sobie w pamiętniku, że chciałabym pojechać na igrzyska. Od najmłodszych lat byłam strasznie zafascynowana sportem. Jako trzecioklasistka już oglądałam te wszystkie plebiscyty, pani Irena Szewińska była moim idolem i właśnie wtedy wpisałam sobie do pamiętnika to marzenie. Wówczas bardzo odległe, ale spełniło się dwa lata temu, gdy pojechałam na igrzyska do Pekinu.

J jak Jarek. Tak miał na imię mój brat.

K jak konkurencja. Czyli silne rywalki, ale też siedem konkurencji siedmioboju, czyli bieg na 100 metrów przez płotki, skok wzwyż, pchnięcie kulą, bieg na 200 metrów, skok w dal, rzut oszczepem i bieg na 800 metrów. Trzeba być bardzo wszechstronnym. Siedmiobój zaczęłam trenować dlatego, że kilka lat temu znalazłam się w Zielonej Górze. Miałyśmy zajęcia ogólnorozwojowe i tak już zostało.

L jak lekka atletyka. Królowa sportu. W szkole podstawowej była to zabawa, jakieś SKS-y, a pierwszy mój klub to w Zielonej Górze, gdy poszłam do liceum ogólnokształcącego. Tam trenowałam już na poważnie, choć wcześniej też startowałam w zawodach, nawet w mistrzostwach Polski młodzików, czyli Małym Memoriale Janusza Kusocińskiego. A czas juniorki młodszej i juniorki spędziłam w Zielonej Górze.

M jak mistrzostwa. Ważny element życia sportowców. Każdy przygotowuje się do takiej imprezy, to jeden z celów. Ile razy startowałam na mistrzostwach? Ojej, kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt. Już trochę mam na liczniku... Nie pamiętam też, ile medali z tych zawodów przywiozłam.
N jak nadzieja. Umiera ostatnia. Kto ma nadzieję, ten ciągle jest zwycięzcą.

O jak olimpiada. To czas oczekiwania między jednymi a drugimi igrzyskami, cztery lata. Po imprezie w Pekinie ja już myślałam o Londynie, że tam chciałabym co najmniej powtórzyć swoje miejsce, a najlepiej zajść jeszcze wyżej. Tak naprawdę ten czas upływa bardzo szybko, nie ciągnie się w nieskończoność. Nie ma miejsca na nudę, na przestój, tym bardziej, że ja startuję i w sezonie zimowym, i w letnim. A teraz, gdy już jestem po mistrzostwach Europy, mówię: "Boże, to tylko dwa lata zostały".

P jak przyjaźń. Ważne, żeby mieć kogoś, kto wspiera, pomaga. Jestem kobietą, mam swoje problemy, potrzebuję takiej osoby. Moją przyjaciółką jest mama, która zawsze trzyma za mnie kciuki. A jeśli chodzi o rywalki, to w Polsce miałam przyjaciółkę, natomiast w towarzystwie międzynarodowym raczej są koleżanki.

R jak rodzina. Po zakończeniu kariery sportowej chciałabym urodzić dziecko, mieć męża. Po prostu stworzyć szczęśliwą rodzinę. Wiem, wiem, męża można mieć i w trakcie kariery. Jeśli znajdzie się osobę, która będzie wyrozumiała i przyzwyczai się do tego, że żony cały czas w domu nie ma, to tak... Ale stworzenie rodziny to już raczej po zakończeniu kariery, bo teraz ja jeżdżę na obozy za granicę i w Polsce, trenuję dwa razy dziennie, startuję w zawodach. A czy na celowniku jest jakiś kandydat na męża? Od pół roku spotykam z chłopakiem, który trenuje koszykówkę, mamy jakieś tam plany, ale wszystko wyjdzie w praniu.

S jak siedmiobój. Moja konkurencja, którą trenuję pół życia. Na pewno trudna, złożona z wielu rzeczy, gdzie jedna wyklucza drugą, jak na przykład pchnięcie kulą i bieg na 800 metrów. Bo spójrzmy na zawodników indywidualnych, jaką posturę ma kulomiot, a jaką średniodystansowiec. U nas szkoleniowiec musi tak zaplanować trening, żeby zawodnik mógł jak najlepiej wykorzystać swoje umiejętności w każdej konkurencji. No i w siedmioboju jest jeszcze rzut oszczepem. Gdy ogląda się to w moim wykonaniu, ktoś może pomyśleć, że ja tego w ogóle nie trenuję. Ale to nieprawda. Teraz jadę do Cetniewa i będę ćwiczyła pod okiem specjalisty od rzutu oszczepem. Mam nadzieję, że to przyniesie efekt.

T jak talent. Nieskromnie powiem, że wydaje mi się, że miałam talent. Mieszkając w małym miasteczku Babimoście, pojechałam na zawody i od razu uzyskałam jakiś dobry rezultat, więc predyspozycje były. Ale każdy talent można szybko zniszczyć. Ja cieszę się, że trafiłam na takie osoby w moim życiu, na takich trenerów, którzy pomogli mi ten talent rozwijać.

U jak umiejętności. Są równie ważne, jak talent.

W jak wiara. Wierzę w Boga, często modlę się przed zawodami, a potem dziękuję za udany start albo, jeżeli mi nie wyjdzie, to modlę się, żeby było lepiej. Ale wierzę też w to, co robię.

Z jak zwycięstwo. To najważniejsze jeszcze przede mną. Bo chciałabym coś wygrać na arenie międzynarodowej, a to bardzo trudne. Ale też doskonale pamiętam mój pierwszy medal mistrzostw Polski w siedmioboju, wywalczony w Katowicach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska