Niedzielną punkoterapię w 4 Różach dla Lucienne rozpoczął mocnym uderzeniem szczeciński No Furure. Młody zespół (powstał w 2006 r.) dał energetyczny, zwarty koncert, z niewielkimi chwilami wytchnienia dla pogujących.
Potem na scenę wyskoczyła Zmaza. Tercet z Trzcianki przywołał kawałki m.in. ze swojej ostatniej płyty - "To nie my". Ładnie zagotowało się na parkiecie przy "Wariacie" czy "Niedzieli"... Generalnie jednak muzyka Zmazy daleka jest od prostego łojenia, sami muzycy przyznają się, że uprawia psycho punka. Jest więc melodyjnie, jest miejsce na balladę, na porażającą, przejmującą gitarową, solówkę.
Gwiazdą (sorry za określenie) wieczoru był The Bill. Fani od początku tradycyjnie domagali się "Kibla", który zabrzmiał pod koniec, odśpiewany z zespołem chóralnie przez spoconą publiczność. Na szczęście grupie, która powstała Pionkach w 1986 r., udało się pomiędzy hity z "The Biutu" jak "Wisła", wrzucić piosenki z najnowszej płyty - "Prawdziwe Historie". Zupełnie poważne teksty Kefira z mocno rockową symfonią na dwie gitary i bas, wciskają w podłogę. Miażdżą uszy i serce.
Panowie, melonik z głowy przed Wami!
W sumie koncert w 4 Różach dla Lucienne miał tradycyjną atmosferę. Najczęściej śmigały w powietrzu buty, noszonego na rękach, Maćka. Na zawołanie "Pokaż d..." ochoczo zareagował jeden z bywalców - gwardzistów. I pokazał. Nawet dwa razy.
Zmaza daje czadu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?