Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejne umorzenie sprawy sportowca. Prokuratura uważa, że jest sam sobie winny

Dorota Nyk
Irena Dybczyńska mama sportowca: - Jestem nauczycielka i trenerką, organizowałam wiele zawodów sportowych i na wielu byłam. Gdybym się na tym nie znała, to bym sobie odpuściła - mówi I. Dybczyńska. - Ale zdaję sobie sprawę, że organizator zawodów dla 400 osób musi im zapewnić bezpieczeństwo, i to jest jego bezwzględny obowiązek. Bramki bez atestów nie powinny tam stać, bo jeśli jakieś urządzenia nie posiadają atestu, to znaczy, że są niebezpieczne.
Irena Dybczyńska mama sportowca: - Jestem nauczycielka i trenerką, organizowałam wiele zawodów sportowych i na wielu byłam. Gdybym się na tym nie znała, to bym sobie odpuściła - mówi I. Dybczyńska. - Ale zdaję sobie sprawę, że organizator zawodów dla 400 osób musi im zapewnić bezpieczeństwo, i to jest jego bezwzględny obowiązek. Bramki bez atestów nie powinny tam stać, bo jeśli jakieś urządzenia nie posiadają atestu, to znaczy, że są niebezpieczne. fot. Dorota Nyk
Wkrótce minie rok od tragicznego wypadku 17-letniego sportowca z Głogowa. W trakcie zawodów lekkoatletycznych w Szprotawie przewróciła się na niego bramka. W pierwszą rocznicę prokuratura po raz trzeci umorzyła śledztwo w tej sprawie.

- Będę oskarżała prywatnie. Nie mam wyjścia, bo widzę, że prokurator nie chce zajmować się tą sprawą - zapowiada matka chłopca, Irena Dybczyńska. - Wiem kogo oskarżę: pracowników urzędu miasta, którzy byli odpowiedzialni za organizację tej imprezy sportowej.

Właścicielem stadionu, na którym wydarzył się wypadek, jest właśnie Urząd Miasta w Szprotawie. Zawody odbyły się 17 maja zeszłego roku. 17 - latek Wojciech Dybczyński, zawodnik Piasta Głogów, rozgrzewał się na bocznym stadionie, bo -jak zeznał - tam go skierowano.

Prokurator - obrońca

Stały tam niezabezpieczone bramki starego typu. Jedna upadła mu na głowę. Przez wiele tygodni był w tragicznym stanie. Jego matka walczy dziś o sprawiedliwość. Jej zdaniem winę za to, że doszło do takiej tragedii, ponoszą organizatorzy.

Prokuratura tego zdania nie podziela. Już po raz trzeci umorzyła śledztwo w tej sprawie. Twierdzi, że organizatorzy nie przyczynili się do wypadku. Jej zdaniem winny jest sam chłopak - który "wykazał się lekkomyślnością i brakiem wyobraźni zawieszając się na bramce, nie przewidując, jakie mogą być tego konsekwencje.

Tym bardziej, że wiedział o tym, że nie należy się wieszać na przenośnych bramkach metalowych, o czym wielokrotnie był pouczany (...). Wiedział bowiem, że w Głogowie miał miejsce taki wypadek ze skutkiem śmiertelnym".

Zdaniem matki chłopaka prokurator zdecydowanie stawia się w roli obrońcy organizatorów zawodów, którzy - jego zdaniem - nie mogli przewidzieć, że sposób zabezpieczenia bramek będzie nieskuteczny i dojdzie do poważnego wypadku.

Awantura o atest?

Prokurator w uzasadnieniu umorzenia twierdzi też, że tego typu metalowe bramki starego typu, bez atestu, posiada większość stadionów w małych miastach - bo ich na inne nie stać. Jednak - według prokuratora - brak atestu nie oznacza wcale, że nie spełniają one wymogów bezpieczeństwa.

- Prokurator jest zobowiązany do wyjaśnienia wszystkich aspektów sprawy. Tych obciążających i tych łagodzących też - tłumaczy takie uzasadnienie rzecznik prasowy prokuratury okręgowej w Zielonej Górze Kazimierz Rubaszewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska