Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komentarz redakcyjny Natalii Dyjas. "Człowiek może się w tym wszystkim pogubić"

Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas, dziennikarka zielonogórskiego działu informacyjnego "Gazety Lubuskiej".
Natalia Dyjas, dziennikarka zielonogórskiego działu informacyjnego "Gazety Lubuskiej". Mariusz Kapała
Lata mijają a my nie radzimy sobie z trzema rzeczami: usprawnieniem służby zdrowia (nie rzucam słów na wiatr, jako stały bywalec lekarzy wszelakich wiem, ile pacjenta kosztuje nerwów dostanie się do specjalisty), oświatą i urzędniczą betonozą. I wszystkie te zagadnienia kosztują nas sporo nerwów.

Mieszkańcy często zgłaszają się do naszej redakcji, mówiąc, że walczą o jakąś sprawę od lat, ale na ich pisma, listy i interwencje rzadko ktoś odpisuje lub też odpowiada lakonicznie. Ostatnio zielonogórscy Czytelnicy poprosili mnie o wsparcie. Sprawa dotyczy zapomnianego miejsca w centrum miasta. Bałagan, chaszcze i drogi nieremontowane od lat. No dobrze, to bierzemy się do roboty.

Prosta sprawa? Niekoniecznie. Okazuje się, że owszem budynek należy do wspólnoty, ale tylko po obrysie, ale chodnik przed nim już nie, bo jest miejski. Ale w sprawę zaangażowana jest jeszcze spółdzielnia mieszkaniowa, a w części prywatny właściciel pobliskiego obiektu handlowego. By rozwikłać, która działka jest czyja, trzeba się zagłębić w mapach (tutaj przyznaję, bardzo pomocny był jeden z urzędników w magistracie, którego serdecznie w tym miejscu pozdrawiam). Dotarcie do informacji, kto za co jest odpowiedzialny zajęło mi sporo czasu, nerwów, telefonów (melodie na automatycznych sekretarkach rozpoznaję po jednej nucie), maili i spotkań. A teraz wyobraźmy sobie, że za sprawę zabiera się mieszkaniec, który na co dzień nie ma do czynienia z biurokracją. Może nie wiedzieć, kogo pytać o dany problem w urzędzie, nie może skontaktować się z danym urzędnikiem, bo odbija się od rzecznika, sekretariatu, pani, która obiecuje, że dana osoba na pewno oddzwoni i nie oddzwania.

Lata mijają a my nie radzimy sobie z trzema rzeczami: usprawnieniem służby zdrowia (nie rzucam słów na wiatr, jako stały bywalec lekarzy wszelakich wiem, ile pacjenta kosztuje nerwów dostanie się do specjalisty), oświatą i urzędniczą betonozą. I wszystkie te zagadnienia kosztują nas sporo nerwów. Ale tylko to ostatnie sprawia, że odechciewa nam się walczyć o swoją okolicę. Bo przecież zgłaszamy, prosimy, chodzimy po urzędach, a nasze prośby jakoś wciąż trafiają w próżnię. I potem jest jak jest. Zamiast społeczeństwa obywatelskiego mamy teorię: przecież moje działanie nic nie zmieni. A potem ta teoria przekłada się na wybory, kiedy nasz głos nie ma znaczenia (niektórzy wciąż tak uważają!). I tak sobie tkwimy w tej rzeczywistości, która średnio nam odpowiada (bo bałagan, bo remontów nie ma od lat). I zostaje nam marudzenie. A z niego nic dobrego jeszcze się nie narodziło...

ZOBACZ TEŻ: Zainteresuj się ekologią, zanim będzie za późno... - komentarz redakcyjny Natalii Dyjas

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska