Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt na ulicy

Michał Iwanowski
Janusz Kott sfotografował miejsce, gdzie zaparkował, by dowieść komendantowi straży miejskiej, że mógł tam się zatrzymać, bo dopuszczała to tablica pod znakiem zakazu
Janusz Kott sfotografował miejsce, gdzie zaparkował, by dowieść komendantowi straży miejskiej, że mógł tam się zatrzymać, bo dopuszczała to tablica pod znakiem zakazu fot. Michał Iwanowski
Po tekście o strażnikach miejskich rozdzwoniły się redakcyjne telefony.

W ub. tygodniu pisaliśmy o anonimowym donosicielu, który śle skargi do prezydenta, twierdząc, że w komendzie straży miejskiej dochodzi wieczorami do libacji. To on powiadomił w grudniu policję po tym, jak zauważył, że mocno wstawiony strażnik wyszedł z komendy, wsiadł do samochodu i odjechał. Po chwili policja zatrzymała go i okazało się, że stróż porządku miał w wydychanym powietrzu 0,9 prom. alkoholu.

Prezydent Wadim Tyszkiewicz z wyciąganiem konsekwencji służbowych czeka, aż zakończy się postępowanie sądowe w tej sprawie. I dodaje, że ma pełne zaufanie do komendanta straży.

Mógł czy nie mógł stanąć?

Nie zdążyły jeszcze umilknąć echa tej sprawy, a skontaktował się z nami nowosolski przedsiębiorca Janusz Kott. Podkreśla, że zawsze cieszył się w mieście nieposzlakowaną opinią, brał aktywny udział w akcji powodziowej sprzed dziewięciu lat. Tym bardziej poczuł się pokrzywdzony sposobem potraktowania go przez dwóch strażników 2 lutego na ul. Moniuszki.

Według jego relacji było tak: zatrzymał się przed sklepem, by dostarczyć zamówioną tam kserokopiarkę. Wprawdzie obowiązuje tam zakaz zatrzymywania się, ale zakaz ten ,,nie dotyczy zaopatrzenia podczas załadunku i wyładunku towaru''. Dowodzi tego tablica pod znakiem. Pech chciał, że przydybali go tam dwaj strażnicy miejscy, którzy akurat przechadzali się z psem.

Zablokowali drzwi wozu

- Zarzucili mi popełnienie wykroczenia drogowego, a kiedy próbowałem wyjaśnić, że chcę tylko wyładować towar, wezwali policję, która jednak nie przyjechała - relacjonuje Kott. - Na ich żądanie dałem im swoje dokumenty. Zaproponowałem, że przestawię samochód na pobliski parking, by nie stał w spornym miejscu, ale wtedy jeden z strażników zablokował nogą przednie drzwi mojego auta, żebym nie mógł wsiąść. Tego było już za wiele.

Pan Janusz usłyszał, że zostanie ukarany mandatem 300 zł, na co zażądał kontaktu z przełożonym strażników. Wtedy dowiedział się, że jeśli nie powie, czy przyjmuje mandat czy nie, to jego prawo jazdy zostanie zatrzymane. - Odebrałem to jako szantaż - mówi. - Dopiero kiedy powtórnie zażądałem kontaktu z komendantem straży, oddali mi prawo jazdy i odblokowali samochód.

Szef nie jest pobłażliwy

Jak było naprawdę? Komendant straży miejskiej Ryszard Pogórny obiecuje, że będzie to ustalał. - Znam tylko wersję pana Kotta i wersję moich strażników, którzy mówią, że to ten pan zachowywał się niewłaściwie, że krzyczał i wymachiwał rękoma - odpowiada Podgórny. - Sprawa jest bardzo trudna, ale zajmę się nią szczegółowo.

Komendant podkreśla, że od roku, od kiedy dowodzi nowosolską strażą, miał już 12 podobnych skarg. - Cztery z nich skończyły się jakąś formą ukarania strażnika, podczas gdy mój poprzednik komendant Tłuczek przez wiele lat nie ukarał żadnego strażnika - podkreśla Podgórny. - Nie można więc mi zarzucić, że nie jestem obiektywny czy nad wyraz pobłażliwy dla swoich ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska