Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto zabrał martwą sarenkę?

Janczo Todorow
- To czy zwierzę żyje jeszcze może sprawdzić tylko weterynarz - mówi Jolanta Jureczko. - Zadziwia mnie bezduszność służb, które natychmiast po zdarzeniu powinny zacząć działać.
- To czy zwierzę żyje jeszcze może sprawdzić tylko weterynarz - mówi Jolanta Jureczko. - Zadziwia mnie bezduszność służb, które natychmiast po zdarzeniu powinny zacząć działać. Janczo Todorow
W niedzielę wieczorem ktoś potrącił małą sarnę na obwodnicy Żar. Zwierzę nie przeżyło zderzenia z samochodem. Do następnego dnia leżało martwe na poboczu drogi, a instytucje zastanawiały się, kto ma ją zabrać.

Była już prawie noc. Na obwodnicy prowadzącej z ronda przy ul. Katowickiej w kierunku Olbrachtowa nie ma latarni. Zwierzę prawdopodobnie przybiegało z pobliskiego lasku na drugą stronę drogi, kiedy zostało uderzone przez auto. - O zdarzeniu dowiedziałam się pół godziny później - mówi Jolanta Jureczko, prezes Stowarzyszenia Obrony Zwierząt "Aport" w Żarach. - Musiałam kilka razy wydzwaniać na policję i ciągle słyszałam, że strażacy byli na miejscu zdarzenia, ale stwierdzili, że sarna nie żyje. Nie wiem, na jakiej podstawie to stwierdzili, skoro nie było tam lekarza weterynarii z Lubska, z którym miasto ma umowę. Dlaczego nie przyjechał i nie ratował rannej sarny? - oburza się Jureczko.

- Na miejscu jest przynajmniej dziesięciu kolegów tej samej branży - oburza się Rafał Rafalski, wywołany przez działaczkę lekarz. - Ja mam umowę na ratowanie bezdomnych zwierząt, a nie leśnych. Policjanci powiedzieli, że sarna jest martwa. Gdyby były jakieś wątpliwości, mógł to sprawdzić inny lekarz, na miejscu. Zwierzyna leśna należy do Skarbu Państwa i opiekować się nią powinno nadleśnictwo, a nie ja. Zaś padliną powinny zająć się firmy utylizacyjne - dodaje.

- Tego samego dnia powiadomiliśmy zarządcę drogi, czyli Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad o konieczności usunięcia zwłok - informuje Aneta Berestecka, rzecznik prasowy żarskiej policji.

- Tego samego wieczoru, po otrzymaniu zgłoszenia nasi pracownicy pojechali na miejsce - tłumaczy Aleksandra Jakubowska, rzecznik prasowy zielonogórskiego oddziału GDKiA. - Jednak niczego nie znaleźli. Pojechali też następnego dnia rano, licząc, że przeoczyli zwierzę z powodu mroku. Jednak go tam nie było. Prawdopodobnie ktoś inny zabrał sarnę. Pracownicy codziennie objeżdżają codziennie nasze drogi i sprawdzają, czy nie ma na nich potrąconych zwierząt. Mamy umowę z firmą, która je utylizuje, jeżeli nie ma szans na ich ratunek.

- Za usunięcie z pasa drogowego rannego zwierzęcia odpowiada zarządca drogi - zaznacza Mieczysław Karwański, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Lipinki Łużyckie. - Weterynarz stwierdza, czy można je uratować. Jeżeli nie, to należy je dobić i utylizować. A utylizacja należy do obowiązków gminy, na terenie, której miało miejsce zdarzenie. Regulują to przepisy porządkowe.

Urzędnicy zaznaczają, że ktoś, kto zabrał sarnę z drogi, dokonał kradzieży. Do tego może narazić siebie i rodzinę na zarażenie groźną chorobą pasożytniczą, ponieważ mięso nie było badane przez lekarza weterynarii. Nie wiadomo też, czy zwierzak nie był chory na przykład na wściekliznę, w momencie potrącenia przez samochód.

A co z uszkodzonym autem, po kolizji na przykład z dzikiem? - Najprościej jest zadzwonić na 112, a następnie zrobić dokumentację zdjęciową miejsca zdarzenia, czyli potrąconego zwierzęcia i uszkodzonego pojazdu. Jeżeli kierowca ma ubezpieczenie AC, to może liczyć na odszkodowanie - radzi mecenas Jarosław Jaroszewicz. Bortnowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska