Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ktoś dotarł do jego krypty. Gorzowianin będzie królem Polski

Robert Bagiński
fot. Dariusz Winnicki / archiwum własne
Król Władysław Jagiełło z Gorzowa brzmi dziwnie, ale tak właśnie będzie w tym roku na Polach Grunwaldu. Mamy tam swojego władcę.

Już za kilkanaście dni na Polach Grunwaldu odbędzie się jedno z największych wydarzeń historycznych w Polsce - XXV Inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem. W tym roku w rolę polskiego króla Władysława Jagiełły, pierwszy raz od zainicjowania wydarzenia w 1998 roku, wcieli się gorzowianin, Dariusz Winnicki.

Gorzów nie jest w niczym gorszy od Wilna, czy innych okolic, skąd przybył ród Jagiełłów – żartuje nowy król Jagiełło, który po 24 latach przejął tą zaszczytną rolę po Jacku Szymańskim, jednym z twórców grunwaldzkiej inscenizacji.

W tym roku, zgodnie z historycznymi faktami, inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem odbędzie się 15 lipca. Jak zapowiedzieli w mediach organizatorzy, w tym reżyser inscenizacji, Krzysztof Górecki, podobnie jak w latach poprzednich na polu walki pojawi się około 2 tysięcy pasjonatów, którzy wcielą się w role średniowiecznych rycerzy wojsk polskich oraz zakonnych, a także sprzymierzonych obu stron. Kluczową postacią będzie właśnie król Władysław Jagiełło.

Jak się zostaje królem? – pytam Dariusza Winnickiego, na co dzień dyrektora generalnego Hotelu Ostoja Chobienice. Z ruchem rekonstruktorskim związany jest od wczesnej młodości, jak sam mówi, gdzieś od 1995 roku. - Było w tym trochę przypadku i szczęścia, jak to w życiu. Inna sprawa, że ja od bardzo dawna intensywnie działałem w tym środowisku – wyjaśnia. Nie kryje, że istotne były również inne czynniki. - Cóż, jestem już w wieku dorosłym i stać mnie na to, aby być królem Polski – mówi pół żartem, pół serio.

Jego słowa nie są przejawem zarozumialstwa. Przyjęcie roli króla w największym wydarzeniu rekonstruktorskim w tej części Europy, to liczne obowiązki, ale również związane z tym koszty.

- Mogę więc sobie sfinansować wiele rzeczy, w tym właściwe ubrania, i nie muszę o nic nikogo prosić. To również miało znaczenie – konstatuje Winnicki. W licznych wywiadach, o wymiarze finansowym uczestnictwa w imprezie, wspominał jego poprzednik. – Słyszałem wielokrotnie, że to wszystko jest sponsorowane. A ja jak zwykle wychodziłem na pole za swoje własne pieniądze – mówił Szymański.

Wiadomo jednak, że jakaś elekcja musiała się odbyć, bo inaczej niż w przeszłości, Dariusz Winnicki nie objął królewskiego tronu w wyniku dziedziczenia, przez ożenek, ani nawet przekupstwo.

– Tak, też się zastanawiałem, w jaki sposób ktoś dotarł do mojej krypty, otworzył ją i po tylu latach mnie z niej wydostał, aby przekazać tron – mówi. Pytanie o to zadał organizatorom inscenizacji, Krzysztofowi Góreckiemu i Jackowi Szymańskiemu. – Stwierdzili, że było kilka nazwisk, ale po długich naradach, zgromadzenia rycerskie w Polsce zdecydowały: zróbmy tego faceta naszym królem – dodaje.

Nie był dla tych środowisk anonimowy. W środowisku działał od szkoły średniej, a to dało mu pewną rozpoznawalność. Jak rozpoczął przygodę z rycerstwem?

- W którejś z gazet przeczytałem o turniejach, które odbywały się w Golubiu Dobrzyniu. To były jeszcze takie bardzo przaśne turnieje, bo zarówno uzbrojenie, jak też inny sprzęt, absolutnie nie miały nic wspólnego z prawdą historyczną – opowiada. Po nitce do kłębka, co nie było łatwe w czasach, gdy nie było jeszcze internetu, znalazł informacje o turnieju w Gniewie. - Pojechaliśmy tam w kilka osób, i wyglądaliśmy trochę jak amatorzy, ale to były początki – wspomina.

Te początki wcale nie były takie łatwe, ponieważ problemem było zdobycie strojów, zbroi czy mieczy. Inna sprawa, że to nie były rzeczy tanie i łatwo osiągalne.

- W tamtym czasie, nikt nawet nie myślał, aby mieć zbroję. Nasze stroje, nazwijmy je rycerskimi, wyglądały tak, że zdjęcia z tamtego czasu ukryłem głęboko, aby nikt ich nigdy nie znalazł – mówi ściszonym głosem. W tym momencie daje mi do ręki swój pierwszy miecz. Rzeczywiście, odbiega on od tego, co widać choćby w historycznych filmach: wycięty z płaskownika, trochę podszlifowany. - Wszystko było robione chałupniczo. Wzorowaliśmy się na filmie „Krzyżacy” – wyjaśnia.

Jak podkreśla, dzisiaj, to już całkiem inne czasy.

Wszystko się nie tylko sprofesjonalizowało, ale również skomercjalizowało. Są płatnerzy, są ludzie kujący broń, a nawet specjalne krawcowe. Po części wróciliśmy do sytuacji, którą można było doświadczyć w XV wieku, ponieważ mamy całą rzeszę rzemieślników, którzy pracują na rzecz ludzi odtwarzających historię – mówi Winnicki, a od 13 do 15 lipca, król Władysław Jagiełło. - W obecnych czasach, bardzo zwraca się uwagę nawet na drobiazgi, takie jak to, czy strój jest szyty ręcznie czy maszynowo – dodaje.

Jedno się nie zmieniło. Za lepszymi strojami, profesjonalną zbroją oraz całą grupą rzemieślników, którzy dbają o broń, obozowiska i zwierzęta, są żywi ludzie. Choć rekonstrukcje nie są autentycznymi bitwami i nikt tam nie wygrywa, to nie jest to również wrestling (red.: rodzaj reżyserowanych i udawanych walk zapaśniczych). Niektórzy rycerze odnoszą prawdziwe kontuzje.

Tam, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – żartuje Jagiełło. - Zdarzały się wypadki i nadal się zdarzają, a każdy kto decyduje się na udział w tej inscenizacji, stara się być odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również za ludzi obok. Nikt nie bije się na serio, ponieważ każdy wie, czym to grozi – opowiada.

Zaznacza jednak, że nie słyszał o poważniejszych zdarzeniach.

To są ludzie mądrzy, a udział w takich inscenizacjach, wymaga nie tylko siły i wytrwałości, ale również dużych umiejętności oraz odpowiedzialności. Zdarzają się potłuczenia lub okaleczenia, ale na szczęście, nigdy nie stało się nic bardziej poważnego. I to jest ciekawe, bo w inscenizacji bierze udział kilka tysięcy osób, a żelazo fruwa w powietrzu- mówi.

Stereotypowe myślenie podpowiada, że skoro zbroja, strój i miecze, nie należą do tanich, to i grupa społeczna biorących udział jest ściśle określona i zawężona. Dariusz Winnicki hamuje mnie w tym myśleniu.

Absolutnie, nie szedłbym w tym kierunku – przerywa mi. Jego zdaniem, to wcale nie jest „sport” tylko dla ludzi dysponujących dużymi pieniędzmi. Ideą bycia romantycznym rycerzem ze Średniowiecza, zarazili się tak studenci, czy ludzie biznesu, jak również emeryci. - Trzeba mieć chęci i determinację. Niektórzy przez cały rok odkładają na to, żeby pojechać na imprezę grunwaldzką, albo uszyć sobie nowe ubrania i dobrze wyglądać – konstatuje.

On sam też ma sporo pracy do wykonania. Objęcie zaszczytnej funkcji króla Władysława Jagiełły podczas grunwaldzkiej rekonstrukcji, to nie tylko splendor i uznanie, ale przede wszystkim, poważna rola, która wymaga przygotowania.

– To dotyczy całego mojego orszaku. Razem ze mną jedzie królowa małżonka, następca tronu, ale również osobisty kuchmistrz i pocieszyciel duchowy. Ten ostatni, będzie odpowiadał za różnego rodzaj sakramenty i pilnowanie małżonki w namiocie – opowiada. – Ale po co pilnować małżonki? – dopytuję. Winnicki się uśmiecha. - … Żeby tam…wiadomo, różne rzeczy podczas bitew się zdarzają. Palec Boży będzie czuwał – odpowiada.

Wiadomo, że przygotowanie do tej roli obejmuje kilka innych obszarów. Oprócz nauczenia się na pamięć kilku ważnych kwestii do wygłoszenia na Polach Grunwaldu, Jagiełło z Gorzowa, w pełnym rynsztunku -zakuty w stal od stóp do głowy, będzie musiał jeździć konno.

Nie jest to dla mnie nowość, bo ja jeździłem kiedyś konno, ale różnica polega na tym, że teraz będę musiał jechać w siodle rycerskim. To jest zupełnie inna sprawa – wyjaśnia.

Na jego szczęście, nie będzie brał udziału bezpośrednio w bitwie, ale będzie nią zarządzał, jak to było w przypadku Jagiełły, z pobliskich wzgórz.

Pod koniec rozmowy, nowy król Władysław Jagiełło z Gorzowa, postanowił podzielić się z czytelnikami GL sekretem. Jako rycerz, w grunwaldzkich bitwach brał udział wielokrotnie. Dopiero teraz, już po elekcji na władcę Polski, opowiada po której stronie.

Nie chwaliłem się tym dotychczas, ale do tej pory, zawsze brałem udział po stronie krzyżackiej – zdradza. - Pochodzimy tutaj z Nowej Marchii, a więc z terenu należącego onegdaj do krzyżaków. Byliśmy poddanymi Wielkiego Mistrza i z tego właśnie powodu, nasza grupa brała zawsze udział w bitwie, ale po stronie krzyżackiej – rozwiewa wątpliwości.

Bitwa, to kulminacyjny punkt trzydniowego wydarzenia. Nie mniej interesujące jest to, co na grunwaldzkich polach, dziać się będzie poza nią. - Jak wygląda życie króla i rycerzy po zmroku, poza oficjalną częścią imprezy? – pytam Winnickiego. - Od środy, wszyscy obowiązkowo muszą się poruszać na terenie obozu w ubraniach historycznych. Nie można już sobie pozwolić na jeansy, a wszyscy chodzą w tym, w czym poruszano się w tamtych czasach – mówi. - To życie jest bardzo przyjemne i składają się na nie spotkania ze znajomymi, najczęściej przy dobrym jedzeniu i jeszcze lepszym napitku – dodaje.

Dla publiczności przewidziano mnóstwo pokazów, turniejów rycerskich oraz imprez towarzyszących. Co roku na Polach Grunwaldu pojawia się kilkadziesiąt tysięcy osób, ale rycerze nie zamykają się przed nimi w obozowiskach. Zdaniem Dariusza Winnickiego, to fajna okazja do intensywnego wejścia w XV wiek i zanurzenia się w jego atmosferze.

Staramy się być otwarci dla tych, którzy jadą setki kilometrów, aby zobaczyć tą inscenizację. Z doświadczenia wiem, że wielu z nich, zostanie później rycerzami. Tak to się zaczyna – mówi.

- Jest początek lipca, czy wszystko już u króla dopięte na ostatni guzik? – pytam. Jagiełło z Gorzowa dostojnie się rozgląda, po czym skinieniem głowy odpowiada, że tak. - W tej chwili, jedna z najlepszych krawcowych historycznych w Polsce, kończy dla mnie strój. Gorzów i Lubuskie mogą być ze mnie dumne – puentuje.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska