Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leigh Adams, po 15 latach, odszedł z Unii Leszno

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
Co ja będę robił po zakończeniu kariery? - zastanawia się Leigh Adams
Co ja będę robił po zakończeniu kariery? - zastanawia się Leigh Adams fot. Tomasz Gawałkiewicz / ZAFF
"Leigh nie zdradził Unii z nikim, choć go klub niejeden chciał..." - to słowa piosenki, którą można usłyszeć przed każdym meczem w Lesznie. Wręcz hymnu. Tymczasem Leigh, po 15 latach małżeństwa, opuścił Unię. Na zawsze.

Tak, jestem fanem Leigh Adamsa. I w Grand Prix zawsze trzymałem kciuki za "mojego" Australijczyka, a nie na przykład za "polskiego" Rune Holtę. Dlaczego? Bo uwielbiałem oglądać bajeczną technikę jazdy tak przy krawężniku, jak i pod płotem, doskonałą sylwetkę, ataki nożycami, które ocierały się o geniusz... Czasami wkurzała mnie zbyt dżentelmeńska postawa "Kangura" na torze. Chciałem, żeby kiedyś delikatnie docisnął kogoś do bandy. Nie zostawił miejsca. Tak dla przykładu, żeby rywale nabrali respektu. Ale takim, jak ja, Adams odpowiadał, że jutro też jest dzień, że lepiej raz odpuścić niż przedwcześnie zakończyć sezon albo i karierę. Dlatego nie dorobił się łatki żużlowego zbója i nie odniósł poważnej kontuzji. Ale też nie został mistrzem świata seniorów (najlepszym juniorem był w roku 1992).

Zobacz też: Leigh Adams: Idol, który nie zdradza

Leigh pochodzi z miasteczka Mildura w południowo-wschodniej części Australii. Rodzice mieli potężną plantację, na której harowali na okrągło. Latem przy zbiorze winogron, zimą przy cytrusach. I tak w kółko. Młokosowi nie uśmiechała się taka robota. Wolał motocykle. Karierę rozpoczął, gdy miał osiem lat. W swojej miejscowości ekscytował się pojedynkami pierwszych idoli: Phila Crumpa i Bruce'a Penhalla. Ale też się uczył. Skończył technikum, praktykował jako mechanik samochodowy. W wieku 18 lat, pod opieką rodziców... Jasona Crumpa, ruszył do Anglii. Tam zamieszkał u Neila Streeta, czyli dziadka Crumpa. Miesiąc później podpisał pierwszy żużlowy kontrakt. No i się zaczęło!

W polskiej lidze pojawił się w 1991 roku. Przez pięć sezonów tułał się po klubach z Lublina i Wrocławia. Wreszcie trafił do Leszna, by bronić barw Unii. Gorszego debiutu nie mógł sobie wyobrazić. Na dzień dobry zaliczył defekt, a potem dwa zera. - Pamiętam, pamiętam. To było spotkanie w Gdańsku. Przyjechałem bez swojego motocykla. Musiałem pożyczyć sprzęt. W trzech startach nie zdobyłem nawet punktu. Fatalny występ - wspominał Adams pięć lat temu na swoim turnieju z okazji 10-lecia występów w Unii. - Całe szczęście, że dostałem następną szansę i udało mi się naprawić to, co wtedy zepsułem.

Zobacz też: Falubaz wraca z Leszna ze srebrnym medalem (wideo, galeria)

Kredyt zaufania Australijczyk spłacił z nawiązką. Nie wiem, czy jest ktoś, kto zliczy, ile razy ratował skórę ekipie z Leszna. 14 października 2001. "Byki" walczą w barażach o utrzymanie w ekstraklasie. Pierwszy mecz w Rybniku. No nie idzie nikomu. Ales Dryml jeździ nierówno, Damian Baliński bez błysku, a Jacek Rempała i juniorzy cieniują. Ale jest jeszcze Adams. I przywozi duży komplet, czyli 18 "oczek". Unia przegrywa tylko 40:49 i w rewanżu ma szansę odrobić straty. Wykorzystuje ją.

Za takie momenty fani z Leszna kochają "Kangura". Nadają mu przydomek Lejek. Zaklinają się, że to wcale nie od imienia. Tylko dlatego, że leje wszystkich rywali. Leigh to szanuje i po ostatnim spotkaniu każdego sezonu na oczach widzów przedłuża kontrakt z Unią. Na pytanie prezesa: "Czy zostaniesz z nami?", odpowiada: "No problem". Któregoś razu, po podpisaniu umowy z "Bykami", z ciekawości jedzie na rozmowy z działaczami z Piły. Wraca i... - Co ja zrobiłem?! Dlaczego przedłużyłem tu kontrakt?! - krzyczy. Oczywiście żartuje. Ale w klubie dłuuugo wspominają, jak koledzy zza miedzy wozili Adamsa limuzynami i kusili walizkami kasy.

A Leigh jest wierny Unii. Do tego stopnia, że odmawia fanom Falubazu Zielona Góra, którzy na turnieju Zlata Prilba w Pardubicach proszą, by założył plastron z Mychą Miki i pozował do zdjęć. W 2007 roku zostaje honorowym obywatelem Leszna. Odbiera klucze do bram miasta. I faktycznie można spotkać Adamsa nie tylko w parku maszyn. Sam się o tym przekonałem, gdy byłem na pływalni. Patrzę, a tutaj w klapeczkach, kąpielówkach i okularkach pojawia się jakaś znajoma twarz. To "Lejek" przyszedł zrelaksować się przed meczem...

13 lipca 2003. Unia podejmuje Falubaz. Przed ostatnim wyścigiem prowadzi 42:41. Razem z kolegą z Zielonej Góry siedzimy w sektorze przed startem. Na torze pojawia się idol kibiców z Leszna (dzień wcześniej wygrał turniej Grand Prix w Krsko, w nocy przejechał 900 kilometrów). Nie słychać już nic, tylko miarowe: "Leigh, Leigh, Leigh A-dams!". Ulubieniec miejscowej publiczności nie zawodzi. Na drugim wirażu wyprzedza Andrzeja Huszczę, wygrywa po raz szósty tej niedzieli i zapewnia "Bykom" zwycięstwo. Kolega jest pod wrażeniem. - Powiedzieć kibicom Unii, że Adams nie będzie już jeździł w Lesznie, to tak, jakby oznajmić chrześcijanom, że Bóg nie istnieje - komentuje. I trafia w dziesiątkę. Trudno o lepsze porównanie.

Tydzień temu 10 tysięcy kibiców oglądało w Lesznie turniej "Leigh Adams - ostatnie okrążenie". Bilety kosztowały tyle, co na mecze ligowe - 36 złotych normalny i 25 ulgowy. Główny bohater wystąpił w kevlarze uszytym specjalnie na tę okoliczność. W ten weekend impreza z cyklu "Last lap" w Swindon, gdzie Australijczyk przez wiele lat bronił barw popularnych "Rudzików". A na koniec pożegnanie z fanami w rodzinnej Mildurze. Tam Adams też zaprezentuje się w nowym kombinezonie. Tym razem różowym. Dlaczego taki kolor? Bo po zawodach żużlowy mundurek zostanie zlicytowany. A pieniądze uzyskane z aukcji zasilą konto fundacji, która walczy z rakiem piersi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska