Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubuszanie na Open’er Festival: Misia Furtak i inni

Zdzisław Haczek, 68 324 88 05, [email protected]
Misia (Michalina) Furtak, rodowita zielonogórzanka, wokalistka i basistka zespołu Très.B., który tworzy z perkusistą Tomem Pettitem i gitarzystą Olivierem Heimem. Grupa dała już ponad 150 koncertów w całej Europie, nagrała znakomicie przyjęte płyty „The Other Hand” (Fryderyk 2011 w kategorii Fonograficzny Debiut Roku) i „40 winks of courage” (premiera w maju br.).
Misia (Michalina) Furtak, rodowita zielonogórzanka, wokalistka i basistka zespołu Très.B., który tworzy z perkusistą Tomem Pettitem i gitarzystą Olivierem Heimem. Grupa dała już ponad 150 koncertów w całej Europie, nagrała znakomicie przyjęte płyty „The Other Hand” (Fryderyk 2011 w kategorii Fonograficzny Debiut Roku) i „40 winks of courage” (premiera w maju br.). Zdzisław Haczek
W środę staruje Open’er Festival - jedna z największych muzycznych imprez tego lata. Na terenie lotniska Gdynia-Kosakowo od 4 do 7 lipca będzie można usłyszeć, wśród światowyc gwiazd, także Lubuszan.

Już w środę na Tent Stage o 19.00 wystąpi Très.B, z pochodzącą z Zielonej Góry, Misią Furtak przy mikrofonie. Wcześniej, bo o 16.30 na Talent Stage, pojawią się zielonogórzanie z Bezsensu, który wygrał w tym roku plebiscyt "Gazety Lubuskiej" na "Lubuski zespół (nie tylko) rockowy". O 21.30 na scenie Alter Space wystąpi pochodząca z Sulechowa Mela Koteluk.

Z kolei gorzowski duet UL/KR - projekt Błażeja Króla (wcześniej Kawałek Kulki) i Maurycego Kiebzaka-Górskiego - zagra na Tent Stage w piątek o 17.00.

Gwiazdami Open’er Festival są m.in.: Björk, Franz Ferdinand, New Order, The Mars Volta, The Kills, Orbital, Public Enemy, The Cardigans.

W Zielonej Górze jest bardziej ludzko

- Zapowiedziałam znajomym, że wszyscy mają do mnie przyjechać, żeby zobaczyli, czemu ja się tą Zieloną Górą tak zachwycam - mówi MISIA FURTAK, wokalistka i basistka nagrodzonego Fryderykiem zespołu Très.B, z którym nagrała dwie płyty

- Maryla Rodowicz urodziła się w Zielonej Górze. Czy mieszkańcy miasta mogą już być dumni z innej śpiewającej zielonogórzanki - Michaliny Furtak?
- Oczywiście! Ja się cały czas czuję zielonogórzanką! Nie mówię może o tym zbyt często, bo zazwyczaj jestem pytana o moją historię, gdy już wyjechałam za granicę, gdzie poznałam chłopaków z zespołu, z którymi wydaliśmy w mają drugą płytę.

- Chwalą was za nią!
- Mamy świetne recenzje i jestem aż zdziwiona, bo zrobiliśmy płytę bez kompromisów, dokładnie taką, jaką chcieliśmy.

- Czyli?
- Bardzo surową. Brzmi tak, jakbyśmy nagrali ją na żywo, bez dodatkowych instrumentów. Kompletnie golutkie aranże. W końcu jesteśmy klasycznym trio: gitara, bas, perkusja, dwa wokale. To zupełnie różna płyta od naszego debiutu.

- Za który dostaliście Fryderyka!
- Tak i bardzo jestem za to wdzięczna. "The Other Hand" też była dobrze przyjęta, ale to nie do końca był nasz styl, tylko swoisty eksperyment studyjny. Trafiliśmy na producenta z dużym studiem, mieliśmy niesamowite warunki do eksperymentowania. Powiedzieliśmy sobie: - Mamy kompozycje? To zróbmy z nimi coś szalonego! Stąd całe sekcje dęciaków, instrumentów smyczkowych, hammondów... Natomiast "40 winks of courage" jest prostsza i jest tym, co bliższe naszemu sercu. Tym bardziej mi miło, gdy dostajemy tak fantastyczne recenzje, a znajomi artyści piszą maile z gratulacjami.

- Po co pojechałaś do Danii?
- Tam są takie artystyczne szkoły dla ludzi, którzy są po liceum a przed studiami, czyli w momencie, kiedy się zastanawiasz, co byś chciał robić w życiu. Można tam pójść na kilka miesięcy, na rok. Na specjalizację teatralną, pisarską, filozoficzną... My na muzycznej mieliśmy fantastyczne warunki: sala koncertowa, cztery małe studia do prób z pełnym wyposażeniem... Można było szaleć do woli! To tam poznałam perkusistę Toma, który jest pół-Anglikiem, pół-Duńczykiem, a on zagarnął gitarzystę Oliviera, który jest z kolei pół- Amerykaninem, pół-Holendrem. Obaj przyjechali tam prosto po liceum w Luksemburgu.

- W Très.B nie tylko śpiewasz, ale i grasz na basie.
- Chłopcy mnie przymusili. Jest nas troje. Jeden jest gitarzystą, drugi perkusistą i mówią do mnie: - Ty masz wolne ręce - grasz na basie. Jak to na basie?! Przecież nie umiem!

- Ale wcześniej chodziłaś do szkoły muzycznej?
- Uczyłam się grać kilka lat na skrzypcach, pianinie i flecie poprzecznym. Nic mi to nie dało. Wręcz przeciwnie - przez lata byłam przekonana, że już nigdy nie będę muzykiem, bo nie jestem wirtuozem skrzypiec. Natomiast jak wyjechałam do Danii, to się okazało się, że oni tam wszyscy łapią się za wszystko. Czegoś nie potrafią, to próbują. I coś mi się pootwierało. Dlatego teraz sama robię zdjęcia, projekty graficzne, edycje wideo, bo wiem, że nie muszę mieć na to papierów, żeby robić to dobrze. Poza tym, po co wynajmować sztab ludzi, jak wiele rzeczy można zrobić samemu?

- Jesteście zespołem europejskim.
- No polskim nie jesteśmy, choć - śmieszna sytuacja - w EMI jesteśmy w polskim katalogu, a chłopaki w ogóle nie mówią po polsku, rozmawiamy ze sobą po angielsku i w tym języku nagrywamy płyty. Ale takie mieszanki są dziś wszędzie. W każdej branży ludzie spływają tutaj zza granicy i zaczynają się odnajdywać. Po pobycie w Danii, przez pięć lat mieszkaliśmy w Holandii, przeszliśmy razem przez cztery miasta, a od półtora roku mieszkamy w Warszawie. Czy chłopaki będą chcieli tu zostać? Zobaczymy. Na razie jesteśmy w Polsce i wszystko się sprawdza.

- Kogo odwiedzasz w Zielonej Górze?
- Rodziców, a zwłaszcza mamę, bo tata teraz kursuje między Warszawą a Zieloną Górą. Mam też tutaj dobrą przyjaciółkę - jeszcze z czasów, gdy studiowałam tu dziennikarstwo, a w Radiu Index prowadziłam audycję. Uwielbiam Zieloną Górę i zawsze wszystkich tu zapraszam. Wręcz zapowiedziałam moim znajomym, że jak rodzice wyjadą na wakacje, to wszyscy mają do mnie przyjechać, żeby zobaczyli, czemu ja się tą Zieloną Górą tak zachwycam.

- A czym cię to miasto zachwyca?
- Tu jest tak dużo lasu! Rodzice mieszkają przy Ogrodzie Botanicznym, wystarczy przejść przez ulicę i jest się w lesie. Dalej - tu są odległości, które można łatwo pokonać, na przykład rowerem, a ja po tej Danii i Holandii jestem rowerowa. Podoba mi się też, że tutaj są te małe społeczności, gdzie wszyscy się znają. Ja w Warszawie nie znam nikogo, kto obok mnie mieszka. Tu jest bardziej ludzko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska