Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy upragnioną niepodległość ale co ona dziś dla nas znaczy

Redakcja
fot. Mariusz Kapała
On urodził się w 1926 r., ona w 1979. Dzieli ich ponad pół wieku. Wyrośli w zupełnie innych czasach. Mają inne doświadczenia. Obojgu jednak najważniejsze polskie sprawy nie są obojętne. Niepodległość ojczyzny na pewno do nich należy. Jak ją widzą?

Innej Polski nie znam

ANNA RUDNICKA. Ma 30 lat. Jest absolwentką politologii i koledżu języka francuskiego Uniwersytetu Zielonogórskiego, mamą 9-miesięcznego Olafa. Mieszka w Zielonej Górze. Pracuje w dziale eksportu „Stelmetu”, gdzie zajmuje się kontaktami z klientami z rynku francuskiego.

ANNA RUDNICKA. Ma 30 lat. Jest absolwentką politologii i koledżu języka francuskiego Uniwersytetu Zielonogórskiego, mamą 9-miesięcznego Olafa. Mieszka w Zielonej Górze. Pracuje w dziale eksportu "Stelmetu", gdzie zajmuje się kontaktami z klientami z rynku francuskiego.

Słowo niepodległość kojarzy mi się z moją osobistą wolnością i niepodległością. Tak naprawdę nie potrafię go chyba odnieść do szerszej perspektywy.

Czy moja niepodległość byłaby możliwa bez niepodległości państwowej? Trudne pytanie. Gdyby Polska straciła suwerenność i przez to zagrożona by była moja osobista wolność, przeniosłabym się chyba do innego kraju. Zostać i walczyć o niepodległość? Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym: - Ależ tak! Od kiedy jednak mam synka Olafa, dużo się zmieniło. Raczej starałabym się chronić rodzinę. Oddawanie życia za ojczyznę nie wchodzi u mnie teraz w grę.

Inna sprawa, że trudno jest mi odnieść się do sytuacji, w której Polska nie jest niepodległa, bo takiej sytuacji nie znam. Może gdybym żyła w kraju bez niepodległości, zaangażowałabym się w walkę o jej odzyskanie. Zależałoby to od tego, jak bardzo by mi ten brak niepodległości przeszkadzał w osobistym życiu.

Niepodległość w kontekście wojny wywołanej przez polityków? Nie miałabym ochoty się w to mieszać. Co innego, gdyby brak niepodległości zagrażał mnie i mojej rodzinie, np. poprzez obozy koncentracyjne, przymusowe roboty czy fizyczną przemoc. Ale tak naprawdę, to nie potrafię sobie siebie wyobrazić w tamtych czasach. Moje pokolenie nie ma o ich wyobrażenia. Możemy sobie gdybać, czy starczyłoby nam sił i odwagi. Nie wiem, w jakim stopniu byłabym wtedy zdeterminowana, żeby bronić wolności. To są bardzo trudne pytania, trudne wybory, które podejmuje się już będąc w takiej dramatycznej sytuacji. Nie mogę, pijąc herbatę i jedząc ciastko, wyrokować, czy byłabym bohaterem czy nie.

Denerwuje mnie jak nasi politycy grają słowem niepodległość, jak każda ze stron chce sobie to słowo zawłaszczyć. Unikam więc słuchania przemówień z okazji Święta Niepodległości. Są napuszone, dużo słów, mało treści. Za dużo licytacji, która formacja wywalczyła niepodległość. Za mało jedności. Do młodych to nie trafia.

Jest ciekawa inicjatywa w Krakowie, nazywa się "Lekcja śpiewania". Na rynku krakowskim od kilku lat przy okazji Święta Niepodległości odbywa się publiczne śpiewanie patriotycznych pieśni. Rozdaje się śpiewniki i próbuje wciągnąć do świętowania zwykłych ludzi. Szkoda, że nie ma czegoś takiego u nas.
Czy będę uczyć Olafa wierszyków typu "Kto ty jesteś? Polak mały"? Niekoniecznie. W szkole go nauczą. Oczywiście chciałabym rozwinąć w nim tożsamość narodową i uczucia patriotyczne, ale w naturalny sposób, poprzez to, jak my, jego rodzice, postępujemy. Chciałabym, żeby miał poczucie, że jest Polakiem, ale bardziej w kontekście wartości, jakie to z sobą niesie, a nie przekonania, że inne narodowości są gorsze.

Z historii wiem, że Polacy zawsze walczyli o niepodległość i suwerenność. Odnoszę wrażenie, że dziś dobrowolnie trochę jej się zrzekamy na rzecz zjednoczonej Europy, a nasi politycy nie do końca przykładają się, żeby uświadomić społeczeństwu, jakie będą tego skutki. Myślę o traktacie lizbońskim, na którego temat dużo czytałam. Chciałam móc wypowiedzieć się o nim w referendum, a nie miałam takiej możliwości. To ogranicza moją wolność, bo o sprawie tak dla mnie ważnej decydują osoby, na które niekoniecznie głosowałam.

Moją niezależność politycy próbują też ograniczyć w sprawach tak absurdalnych, jak to, czy mogę nosić koszulkę z Che Guevarą. Jednocześnie ci sami politycy lekceważą oddolne inicjatywy, choćby naszych winiarzy. Głosu obywateli słuchają, gdy to dla nich wygodne.

Generalnie jednak jesteśmy szczęśliwym pokoleniem, bo nie musimy dokonywać takich wyborów, jak nasi przodkowie. Mimo ograniczeń, jakie ma nasza niepodległość, jednak ona jest, a ja mam prawo mówić o tych ograniczeniach. Jak nie podoba mi się postawa polityków, nawet prezydenta, mogę to powiedzieć, bo nie ma już systemowych ograniczeń. Pod tym względem żyjemy w szczęśliwych czasach i dlatego uważam, że mogę sobie pozwolić na egoizm mówienia o niepodległości tylko w kontekście swojej osoby i swojej osobistej wolności. Niepodległość to jest właśnie moja osobista wolność.

Walczyłem o swój kraj

HENRYK KULIK. Ma 83 lata. Mieszka w Zielonej Górze. Wychował się na kresach wschodnich. Kapitanem lotnictwa został w czasie II wojny światowej. Do Zielonej Góry przyjechał w 1950 r. Zakładał Wojewódzką Radę Narodową. Ma odznakę „Za zasługi w rozwoju woj. zielonogórskiego”.

HENRYK KULIK. Ma 83 lata. Mieszka w Zielonej Górze. Wychował się na kresach wschodnich. Kapitanem lotnictwa został w czasie II wojny światowej. Do Zielonej Góry przyjechał w 1950 r. Zakładał Wojewódzką Radę Narodową. Ma odznakę "Za zasługi w rozwoju woj. zielonogórskiego".

Miałem niecałe 13 lat, jak wybuchła wojna. Weszli Rosjanie, rzucali ulotki, że idą nam z pomocą. W harcerskim mundurku wyszedłem ich zobaczyć.

Co to jest niepodległość lub jej brak, zrozumiałem, kiedy jeden z nich trzasnął mnie w ucho, aż się przewróciłem. To za lilijkę, która on wziął za orła. Ale zaraz drugi mu wytłumaczył, że to harcerski symbol i przyniósł mi trochę kaszy jaglanej.

Jak skończyłem 18 lat, wzięli mnie do wojska. Trafiłem do lotnictwa. Z czasem zostałem pilotem. Kapitanem. Latałem na myśliwcu JAK 18. Była na nim biało-czerwona polska szachownica i radziecka czerwona gwiazda. Radzieccy dowódcy nas szanowali, nazywali orłami.

Mój szlak bojowy zaczął się w Kowlu. Potem był Lublin, Warszawa, Bydgoszcz, Kostrzyn, aż do niemieckiej stolicy. O Kostrzynie mówiło się wtedy, że to klucz do bram Berlina. Ze trzy miesiące go zdobywaliśmy. Ochranialiśmy radzieckie samoloty bombardujące ten rejon. Czy warto było dla niepodległości ryzykować życie? Warto.

Wiem, że to dziś niepoprawne politycznie, ale uważam, że wyzwalałem Ziemię Lubuską, a wcześniej Polskę. Dziś słyszę, że tacy jak ja i inni Polacy idący z wojskiem ze wschodu, nie wyzwalali, tylko zniewalali. Takie oceny to wielka krzywda. Ludzie w polskich miejscowościach witali nas nie jak okupantów, ale jak wyzwolicieli. Jak tych, którzy przeganiali Niemców i przynosili niepodległość. Komu wtedy przychodziło do głowy, że to komunistyczne wojsko, które będzie zniewalać? Żołnierze I i II Armii Wojska Polskiego walczyli w trudnych warunkach, byli ranni, ginęli. Razem z Rosjanami walczyliśmy, razem ginęliśmy. Taka jest prawda. Wtedy liczyło się dla nas hasło: "Dobić faszystowskiego zwierza w jego własnym gnieździe". Cieszyło nas, że front posuwał się do przodu, a Niemcy uciekali. Bo to oznaczało, że niepodległość jest bliska.

W sierpniu tego roku dostałem Krzyż Pamiątkowy "Czyn frontowy I i II Armii WP". Mam zresztą tych odznaczeń bojowych więcej: Krzyż Oficerski, Krzyż za zdobycie Berlina, za Warszawę. W sumie dziesięć. Mam też Czerwoną Gwiazdę za Wojnę Ojczyźnianą. Powinienem wyrzucić? Zaprzeczyć sam sobie? W pokoju na ścianie wszystkie wiszą. Obok wyblakłych zdjęć z czasów wojny. Tu ja przy samolocie z radzieckim instruktorem. A tu orzeł z wieńcem laurowy, popularna gapa. Tylko latający lotnicy je mieli. Teraz niczego nie rozumiejący małolat potrafi spytać: - A gdzie ty, dziadek, to nazbierałeś? Na śmietniku?

Po wojnie, tak jak wielu Polaków, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że może być inna Polska, niż ta, która powstała. Cieszyliśmy się, że jest. Teraz odsądza się ją od czci i wiary, bo komunistyczna itd. A ja wiem, co to tak naprawdę był komunizm. Z terenów, gdzie mieszkałem z rodzicami od 1939 do 1941 r. Stalin kazał wywieźć tysiące Polaków na Sybir. W Polsce do 1956 r. też było wiele złego. Potem to się zmieniło. Kto chciał chodził do kościoła, chrzcił dzieci, brał ślub. Ja miałem dobrą pracę. Może bym bardziej awansował, gdybym się do partii zapisał, ale zawsze byłem bezpartyjny.

Czy teraz Polska jest bardziej wolna niż przed 1989 r.? Jest, ale też nie do końca. Kiedyś nad nami była Moskwa, teraz Waszyngton. Ja bym chciał, jak w tej piosence, aby Polska była Polska.

Boli mnie też to pulcie na sąsiadów, a zwłaszcza na Rosjan. Z tym jest tak samo, jak było przed wojną. Nas, harcerzy, wozili wtedy pod ruską granicę i kazali śpiewać: "Hej, Rosjo, Rosjo, aż śmiać się chce/ że mała Polska pobiła cię". A w szkole to śpiewaliśmy: "Nasze małe żołnierzyki na placówkach stoją/ i śpiewają bolszewikom, że się ich nie boją". Po co to było? Po co to dzisiaj jest? Bo jest to samo, choć takich piosenek się nie śpiewa. Kaczyńscy plują i plują na Rosję. A z sąsiadami trzeba dobrze żyć, nie kopać, nie jątrzyć. Od tego nam niepodległości nie przybędzie. Podobnie jak od tego, że nasi żołnierze giną w Afganistanie. Śmierć żołnierzy w czasie II wojny była honorowa, bo za wolność i niepodległość. Nie za pieniądze i obce interesy, jak dziś. A złodziejstwa dziś w niepodległej Polsce więcej niż kiedyś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska