Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Bursztynowicz jednak traci stanowisko!

Beata Bielecka
Mariusz Bursztynowicz nie zgadza się z zarzutami służb wojewody, że nie ma odpowiednich  kwalifikacji.
Mariusz Bursztynowicz nie zgadza się z zarzutami służb wojewody, że nie ma odpowiednich kwalifikacji. Beata Bielecka
Mariusz Bursztynowicz nie kieruje już Naszą Chatą w Cybince. Służby wojewody zarzucały mu, że nie ma odpowiednich kwalifikacji. Z odejścia dyrektora cieszy się część załogi, która ściągnęła mu problemy na głowę.

O tym, że musiał pożegnać się ze stanowiskiem dowiedzieliśmy się nieoficjalnie we wtorek. - Rzeczywiście złożył rezygnację i jest obecnie na urlopie, który miał jeszcze do wykorzystania - powiedział nam Sławomir Dudzis, który odpowiada w zarządzie powiatu za sprawy oświaty.

Dodał, że na razie Bursztynowicza zastępuje Dorota Łazarczyk z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Jak długo będzie pracować w Cybince jeszcze nie wiadomo, bo nie został określony na razie termin nowego konkursu.

To do niej dodzwoniliśmy się wczoraj próbując skontaktować się z Bursztynowiczem. - Mam telefon, którego używał dyrektor - wyjaśniła. Nie udało nam się do niego dotrzeć.

Pokłosie kontroli

Ale dotarliśmy do jego wniosku o rozwiązanie umowy o pracę w Naszej Chacie. W uzasadnieniu napisał, że nie zgadza się z zarzutem pracowników wojewody, że nie ma odpowiedniego wykształcenia, żeby kierować tego typu placówką. Mając jednak na uwadze przede wszystkim dobro wychowanków postanowił złożyć rezygnację.

- Wojewoda straszył, że jak nie wykonamy jego zaleceń może zamknąć placówkę - wyjaśnił S. Dudzis.

W sierpniu w domu dziecka była kontrola, którą przeprowadzili z upoważnienia Marcina Jabłońskiego jego pracownicy. Stwierdzono, że Bursztynowicz nie może kierować placówką (jest magistrem ergonomii i ochrony pracy i ma jedynie ukończone kursy z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej).

Wojewoda straszył karą

Starosta Andrzej Bycka dostał zalecenie, że ma zatrudnić osobę, która spełnia wymogi. Odwołał się od tego, ale Jabłoński nie podzielił jego argumentów. Ponieważ ustawa nie przewiduje trybu odwoławczego, nawet gdyby Bursztynowicz nie złożył wypowiedzenia, Bycka i tak musiałby się z nim rozstać. Tym bardziej, że rzecznik wojewody Paweł Siminiak podkreślał w rozmowie z nami, że w przypadku nie zrealizowania zaleceń, starostwu groziłaby kara od 500 zł do 10 tys. zł.

Z takiego obrotu sprawy ucieszyła się część pracowników domu dziecka. Pod koniec września pisaliśmy, że wychowawcy poskarżyli się urzędowi wojewódzkiemu na pracę nowego dyrektora placówki. Ich zdaniem w sposób przedmiotowy traktował dzieci, podważał autorytet pracowników i wprowadził chaos administracyjny. Dyrektor mówił nam wtedy, że oskarżenia te są bezzasadne. Jego nominacja na to stanowisko od początku budziła emocje u części załogi. Niektórzy uważali, że nie powinien wygrać konkursu, bo był najsłabszym kandydatem.

Dopatrywali się też w całej sprawie drugiego dna. Bo Burszynowicz dostał w lipcu dyrektorski fotel po tym, jak nie udało się to synowi szwagra wicestarosty Leopolda Owsiaka. To on zamierzał stanąć wcześniej do konkursu, ale brakowało mu kwalifikacji (nie ma tytułu magistra) i musiał się wycofać. Dwie inne osoby kwalifikacje miały, ale komisja konkursowa pod przewodnictwem S. Dudzisa uznała, że są za słabe.

Miesiąc później odbył się kolejny konkurs, w którym wystartował Bursztynowicz (z synem szwagra starosty pracowali wcześniej razem w Naszej Chacie). Początkowo planował zrobić kolegę swoim zastępcą, ale ostatecznie gdy sprawa nabrała rozgłosu wycofał się z tego pomysłu.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska