Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzenie dobrze odszyte

Agnieszka Stawiarska 0 68 324 88 51 [email protected]
Monika i Bartosz Jankowscy spełniają marzenia o własnym biznesie. Wymyślili markę odzieżową dla mężczyzn (fot. Krzysztof Kubasiewicz)
Monika i Bartosz Jankowscy spełniają marzenia o własnym biznesie. Wymyślili markę odzieżową dla mężczyzn (fot. Krzysztof Kubasiewicz)
Czy można tworzyć własne kolekcje męskich garniturów, koszul, krawatów, gdy się nie ma krawieckiego wykształcenia, projektantów, fabryki, menedżerów? Tak. Jeśli się tego bardzo chce. O swoich marzeniach i o tym, jak je spełniają, opowiadają Monika i Bartosz Jankowscy.

Przy zielonogórskim deptaku, w kamienicy na pierwszym piętrze na oknach wisi szyld z nazwą Marc Gruenberg. Do sklepu z męską odzieżą wchodzi się wąskimi schodami i po naciśnięciu domofonu. Już wewnątrz, w czarnym regale na jednej ścianie wiszą garnitury, w dwóch innych piętrzą się koszule, krawaty. Wygodna kanapa stoi naprzeciw przebieralni i lustra. Tu siadają kobiety i patrzą, jak ich mężczyźni przymierzają ciuchy. Sklep robi wrażenie dużej, wygodnej garderoby.

- Tak miało być. Klient nie może się spieszyć, ma napić się kawy, skosztować wina i spokojnie wybrać - mówi Monika, dyrektorka firmy Marc Gruenberg. Firmy, którą tworzy ona i mąż. Jednocześnie pracują w zupełnie innych zawodach. Siedzibą ich własnego biznesu jest zielonogórski sklep, ale męskie kolekcje swej marki sprzedają jeszcze w czterech miastach Polski i w Pradze. Pytam, gdzie są ich szwalnie, projektanci, sekretarka, księgowa, menedżerowie i kierowcy, którzy rozwożą towar po sklepach.

- Nie ma - uśmiechają się Monika i Bartosz. - To znaczy są, ale nie w naszej firmie. Wynajmujemy ich.

I tak poznałam ich pomysł na biznes.

Mąż musiał się ubrać

Spotkali się osiem lat temu w Poznaniu. Monika z wykształcenia jest politologiem, Bartosz (zielonogórzanin) skończył budownictwo we Wrocławiu, potem ekonomię, studiował w Niemczech. Oboje pracowali w firmie doradczej, która spółkom polskim i niemieckim pomaga robić dobre biznesy. Teraz on działa w branży budowlanej, też jako doradca. Zanim w 2005 r. odebrali pierwszą partię 180 garniturów, zaczęli planować swój biznes. - To w zasadzie żona, ja obserwuję, podziwiam, pomagam - zastrzega skromnie Bartosz.

- Mąż musiał się ubierać w garnitury. Widziałam, że trudno znaleźć dobre w przystępnej cenie. Teraz już je ma, bo sami je tworzymy - opowiada Monika. - I dlatego wybraliśmy męską, elegancką odzież, mimo że ten klient jest trudniejszy od kobiety, która częściej i więcej wydaje na ubranie siebie. Nie mieliśmy żadnego wykształcenia i doświadczenia w branży, ale wiedzieliśmy, jaki produkt chcemy tworzyć. Ja mam zainteresowania artystyczne i wiem, czego chcę.

- Wszystko, co tu powstało, cała wizja marki to zasługa Moniki - mąż pokazuje sklep, fotografie reklamowe, odzież.

- Potrafimy innym doradzać w biznesie, więc i sobie umieliśmy pomóc - dodaje żona.

Nauka szycia

Wciąż nie mogę uwierzyć, jak doszli do pierwszego garnituru własnej marki. Monika opowiada krok po kroku. - Poznaliśmy fachowców od tkanin, bo to oni są w tym biznesie najważniejsi, potem dopiero powstają projekty. Tkanina decyduje o kreacji. Jeździliśmy na targi w Europie, zwłaszcza do Mediolanu. Tam uczyliśmy się wszystkiego. Dowiedzieliśmy się, jak ubierają się Polacy, Niemcy, Włosi, Francuzi.

Polacy wybiarają grube materiały i lubią, by się nie gniotły. Dla kontrastu - Włosi kochają delikatne, jedwabne. - Musimy to wiedzieć, bo gdy źle dobierzemy tkaninę, klient nie kupi naszego garnituru - podkreśla Monika. - Potem wybieraliśmy fabryki. W Polsce jest kilka, które doskonale szyją dla najlepszych firm w Europie. Jeździliśmy do nich, oglądaliśmy maszyny, produkcję, daliśmy na próbę do uszycia kilka wzorów. W końcu wybraliśmy firmę w Łańcucie. Tam są też do wynajęcia projektanci. Ja mówię, jak to widzę, fachowcy robią resztę. Sprawdzamy każdą partię odzieży, na miejscu są też zatrudniani przez fabrykę kontrolerzy jakości.

Od sklepu do sklepu

Pierwsze garnitury sprzedali w 2005 r. do siedmiu sklepów w dużych miastach w kraju. - Butiki wybieraliśmy sami. Potem przekonywaliśmy, co w Polsce jest bardzo trudne, aby sprzedawcy wzięli nikomu nieznaną markę odzieży - opowiada Monika. Wspomina swoje, jeszcze młodzieńcze doświadczenia handlowe. Mama przez 30 lat prowadziła sklep optyczny. Córka doradzała klientom i zdobywała umiejętności tak przydatne teraz. Bartosz ma podobne wspomnienia, bo jego mama do dziś prowadzi sklep w Zielonej Górze. Oboje dorastali w domach, gdzie mówiło się o biznesie, klientach, sprzedaży.

- Wykorzystywałam internet, telefon i własne nogi, aby dotrzeć do sklepów, które wzięły do sprzedaży naszą odzież - wylicza Monika. - Teraz my dostarczamy ją do czterech punktów. Od grudnia ubiegłego roku mamy własny showroom w Zielonej Górze.

Sentyment do miasta

Myśleli nad nazwą marki. Miała kojarzyć się z mężczyzną, stąd imię Marc. Miała być międzynarodowa, bo Polacy lubią kupować odzież zagraniczną, ale jednocześnie nawiązać do Zielonej Góry, bo Bartosz chce podkreślać związki z rodzinnym miastem i promować je. Dlatego Gruenberg. - Mamy wizję i marzenia, aby otwierać markowe sklepy - planuje Monika. - Ale powoli, nie wszystko ma być od razu. Uczymy się na błędach. Bardzo się cieszę, że już spełniliśmy część pragnień. Gdy ubieramy mężczyzn od stóp do głów, gdy wracają do nas klienci i zamawiają po dwa-trzy komplety, czuję ogromną satysfakcję.

A co cieszy najbardziej? - Gdy ktoś nas pyta, gdzie Bartosz kupił to, co ma na sobie - odpowiadają razem. - A to jest nasze, nasza marka.

 

 

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska