MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Burzyński kocha wyścigi

Beata Igielska
Przed każdymi zawodami Krzysztof Burzyński daje synowi Mateuszowi ostatnie cenne wskazówki i dodaje wiary w siebie
Przed każdymi zawodami Krzysztof Burzyński daje synowi Mateuszowi ostatnie cenne wskazówki i dodaje wiary w siebie fot. Beata Igielska
- Rośnie nam tu drugi Robert Kubica - mówią o Mateuszu Burzyńskim fani kartingu ze Skwierzyny.

Chłopak twierdzi, że o zawodowej karierze na razie nie myśli, tylko cieszy się z sukcesów. A jest z czego!

Siedemnastoletni Mateusz pierwszy raz wsiadł do kartingu, mając zaledwie pięć lat. - I tak mi zostało - mówi z uśmiechem. Otwarcie przyznaje, że pasją zaraził go tata Krzysztof, który kiedyś sam był zawodnikiem, a od dziesięciu lat trenuje z powodzeniem młodych zawodników w Uczniowskim Klubie Moto Kart.

Marzy mu się mistrz

Sukcesy Mateusza trudno zliczyć. Niedawno chłopak wywalczył pierwsze miejsce w drugiej rundzie kartingowych mistrzostw Polski w Radomiu, ale to dopiero połowa sezonu. Marzy mu się tytuł krajowego mistrza w kategorii młodzieżowej, ale o punkty musi jeszcze powalczyć na zawodach w Biłgoraju i Koszalinie. - Konkurencja jest ogromna, ale w ubiegłym roku zostałem wicemistrzem.

Po takim sukcesie każdy po cichu marzy o najwyższym miejscu na podium - mówi Mateusz. Jego tata przyznaje, że osiągnięcia syna przeszły jego oczekiwania. - Ostatnio takie wyniki były w Skwierzynie trzydzieści lat temu. Przed każdym wyścigiem jest stres, ale konkurencja także dopinguje do walki - mówi pan Krzysztof.

Tata zawsze pomoże

Jak pracuje się na tak wysokie wyniki? Mateusz przyznaje, że dobry kartingowiec musi mieć nie tylko refleks i wiele godzin treningów na koncie.

- Ważne jest też przygotowanie sprzętu. Trzeba przed wyścigiem dokręcić każdą śrubkę i dostosować pojazd do toru. Umiem to zrobić, a dodatkowo mogę liczyć na pomoc taty - mówi chłopak. Dodaje, że na torze liczy się nie tylko prędkość. - Trzeba jechać tak, jak pozwala silnik. Adrenalina jest zawsze, ale nie można dać ponieść się brawurze - tłumaczy Mateusz.

Jego tata dodaje, że ważne są też rozmowy przed wyścigami. - W ostatniej chwili zawsze mówię do zawodników jak filmowy trener do Rocky'ego. Tłumaczę, że wygrają. To dodaje im wiary w siebie. Przecież na zawody jeździ się po to, by zdobywać nagrody - mówi pan Krzysztof. I zaraz dodaje, że porażki też trzeba umieć przyjmować z podniesionym czołem, zwłaszcza, gdy zawodnik przywykł już do zwycięstw. - Sport uczy nie tylko zdrowej rywalizacji, ale i pokory. Jeśli ktoś był lepszy, trzeba mu pogratulować i zastanowić się, dlaczego tak było - tłumaczy trener.

O jego osiągnięciach w regionie jest coraz głośniej, chociaż on sam, tak jak syn Mateusz, nie lubi chwalić się sukcesami. - Mateusz zapowiada się na następcę Kubicy, a Krzysztof to wspaniały pasjonat. Wszystko robi społecznie i ma rękę do zawodników. Dlatego tak go szanują i lubią - mówi z uznaniem Andrzej Gabryelów, szef Centrum Kształcenia Praktycznego, przy którym działa kartingowy klub.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska