Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Jeliński, nasz (nad)zwyczajny chłopak!

Paweł Tracz 0 95 722 69 37 [email protected]
Gdyby do swojej choroby podchodził podręcznikowo, już dawno powinien dać sobie spokój z wyczynem. Ale Jeliński, nasz złoty medalista z Pekinu, cały czas zaprzecza stereotypom.

Gorzowianin ma 29 lat i 194 cm wzrostu. Na pierwszy rzut oka - okaz zdrowia. Jego organizm kryje jednak mroczną tajemnicę, bo od 2003 r. Jeliński, wioślarz AZS-u AWF-u Gorzów, zmaga się z cukrzycą. Niejeden już dawno dałby sobie spokój. Tymczasem jemu problemy ze zdrowiem nie przeszkodziły nie tylko w kontynuowaniu kariery, ale w sięganiu po najwyższe laury.

Tych było wiele, ale największe przyszły z chwilą, gdy został partnerem Adama Korola, Marka Kolbowicza i Konrada Wasielewskiego w reprezentacyjnej czwórce podwójnej. Po trzech tytułach mistrzów świata z rzędu w latach 2005-07, w sierpniu ubiegłego roku w Pekinie Polacy potwierdzili klasę i zostali mistrzami olimpijskimi!

Chłopaki też płaczą

To było marzenie jego życia. Najpierw sam udział, a potem medal. Pierwszy cel osiągnął już w 2004 r. W Atenach zajął 13. miejsce w dwójce podwójnej. - Teraz gdy wiem, jak smakują igrzyska, chcę stanąć na podium - mówił wówczas.

Na realizację postanowienia nie czekał długo, bo do kolejnych igrzysk. Gdy po fantastycznym wyścigu, w którym Polacy prowadzili od początku, stał z kolegami na pudle, a w tle słychać było Mazurka Dąbrowskiego, Jeliński nie krył wzruszenia, tylko płakał jak bóbr.

- Myślałem, że pęknę od razu, ale adrenalina długo mnie trzymała i dopiero przy hymnie nie potrafiłem powstrzymać łez. Na jedyny w swoim rodzaju wyścig, który trwał zaledwie sześć minut, pracowałem przecież kilka lat. Od razu przed oczami stanęła mi cała dotychczasowa kariera - mówił po powrocie do Gorzowa. - Przed finałem był ogromny stres spowodowany presją, którą tak naprawdę sami na sobie wywieraliśmy.

Wiadomo, trzy tytuły mistrzów świata zobowiązują, więc taki sam sukces chcieliśmy powtórzyć na najważniejszej imprezie dla każdego sportowca. Gdyby nie było złota, to kilka dni później pewnie każdy z nas żałowałby, że nie udało się wygrać.

Zakochał się po uszy

Do wioślarstwa trafił całkiem zwyczajnie. Jego nauczycielem wychowania fizycznego był Marek Kowalski, który był też trenerem w gorzowskiej Szkole Podstawowej nr 13. Jeliński przyznaje, że grał też w piłkę nożną i koszykówkę, ale wioślarstwo spodobało się mu najbardziej.

Później trafił do klasy sportowej, a kiedy kończył podstawówkę zapisał się do AZS AWF. Kowalski do dziś jest jego klubowym szkoleniowcem. Na pytanie, co podoba się mu w wioślarstwie, Michał odpowiada: - To, że trzeba być wszechstronnym: technicznie, zdrowotnie, siłowo i psychicznie.

Wie, co mówi. W to, że może w tym sporcie coś osiągnąć, uwierzył w 1998 r., kiedy znalazł się w kadrze seniorów. Wioślarstwo przestało być wówczas tylko hobby. Przyszły też pierwsze zwycięstwa.

Cukrzyca, mój przyjaciel

W osiągnięciu sukcesów nie przeszkodziła mu nawet ciężka choroba. Pięć lat temu z jego organizmem zaczęło się dziać coś niedobrego. Postawny i młody mężczyzna miał kłopoty ze zdrowiem, zaczął chudnąć. Na mistrzostwa świata pojechał z warunkowym pozwoleniem na start.

Po powrocie poszedł do diabetologa. Ten po badaniach nie pozostawił mu złudzeń - to cukrzyca. Kiedy Jeliński usłyszał diagnozę, był zszokowany, bo dla wyczynowca takiego jak on, słowa lekarza brzmiały jak wyrok. Myślał, że to koniec ze sportem, szczególnie, że lekarze nie dawali mu dużych szans. A on walczył wtedy o olimpijską kwalifikację do Aten.

- Postanowiłem, że nie pozwolę, aby choroba zaczęła kierować moim życiem. Nic nie jest w stanie zniechęcić mnie do sportu - mówił po powrocie z igrzysk w Grecji. Tym występem zaprzeczył stereotypom, a do lekarzy, którzy go skreślili jako sportowca, wysłał z Aten widokówkę. Już wtedy wydawało się, że dokonał czegoś niemożliwego...

- Kiedy wykryto u mnie chorobę, bardzo to przeżyłem. Moja kariera stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, lecz muszę się bardzo pilnować - mówi zawodnik.

Ile kosztuje go to wysiłku, wie on sam i jego bliscy. Michał nigdy nie wyzdrowieje, ale potrafił "dopasować" chorobę do siebie. Podczas treningu w łódce ma ze sobą batony energetyczne i odżywki z glukozą. Przestrzega także odpowiedniej diety i codziennie musi robić sobie zastrzyki z insuliny.

Pisał między treningami

W pokoju Michała, w bloku przy Szwoleżerów w Gorzowie, wisi jego pierwsze wiosło. - To trochę taki symbol - przyznaje. Na nim pokaźna kolekcja medali. To mama Elżbieta, dokłada tam kolejne krążki. Wisi też ten najcenniejszy, z Pekinu. Czas, kiedy nie jest na zgrupowaniach lub zawodach, 28-latek dzieli między rodzinnym domem, a mieszkaniem w Poznaniu. - Stamtąd mu bliżej do Warszawy, gdzie również często jeździ - mówi pani Ela.

W stolicy Wielkopolski Jeliński skończył też studia. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Bankowej, specjalność: finanse i bankowość w Unii Europejskiej. Magisterkę obronił tydzień po regatach dających mu ateńską kwalifikację, a pracę pisał między treningami podczas dwumiesięcznych zgrupowań w Portugalii. Przed komputerem spędzał każdą wolną chwilę.

Przyznaje, że w ostatnim roku studiów odczuł, jak trudno pogodzić sport z nauką. - W pierwszym momencie dałem sobie nawet spokój ze studiami, ale otrzeźwienie przyszło w porę i udało się mi wszystko nadrobić. Po zdaniu pracy w dwa tygodnie zaliczyłem wszystkie egzaminy - wyjaśnia wioślarz.

"Sodówka" mu nie grozi

Jaki jest prywatnie? Sława mu nie przeszkadza, a mimo coraz większej popularności, pozostał takim, jakim był u progu kariery. Czyli skromnym chłopakiem z sąsiedztwa, który z tłumu wyróżnia się chyba tylko... wzrostem. Dlatego dziś gorzowianin jest wzorem do naśladowania dla młodzieży. Bo mimo znaczących wyników, woda sodowa nie uderzyło mu do głowy.

Ale sport, choć pochłania mu najwięcej czasu, to nie jedyna pasja Jelińskiego. Oprócz finansów i rynków walutowych, interesuje się też fotografią, słucha dobrej muzyki i nie stroni od ciekawego kina. Lubi oczywiście podróże, które są częścią życia każdego sportowca. Michał jest też pomysłodawcą strony internetowej naszej złotej czwórki podwójnej. Pod adresem www.4xpol.pl znajduje się sporo ciekawych informacji o mistrzach, zdjęcia oraz forum.

Trzy pytania do Elżbiety Jelińskiej, mamy Michała, złotego medalisty z Pekinu

1 Jaki w dzieciństwie był nasz mistrz?
- Do dziesiątego roku życia złego słowa nie można było na niego powiedzieć. Ale potem, zwłaszcza gdy wszedł w tak zwany "okres buntu", na lekcjach stał się bardziej "zadziorny", szukał dziury w całym. Miał swoje argumenty, więc często wdawał się w rozmowy z nauczycielami. Oczywiście to nie były żadne pyskówki, lecz utarczki słowne, spowodowane pędem do wiedzy.

2 Za którymi pani kulinarnymi specjałami syn przepada najbardziej?
- Kilka lat temu, z powodu cukrzycy Michała, musiałam zmienić swoją kuchnię. Jest diabetykiem, więc je to, co może i powinien. Niestety, z tego powodu musiał odstawić ciasta, za którymi przepadał. Syn bardzo lubi dania rybne. Rok temu na święta dostałam od niego nawet w prezencie sprzęt do gotowania na parze. Dorsz, morszczuk, mintaj to częstsi goście w naszym domu. No i karp, jego ulubiona ryba, choć jemy ją przede wszystkim w Wigilię.

3 Większość czasu pan Michał spędza poza domem. Jak wyglądają więc te rodzinne spotkania, po jego powrocie do Gorzowa?
- Radość jest ogromna, a w domu panuje nastrój wielkiego święta. Nie dość, że tych momentów jest bardzo mało, to zazwyczaj są krótkie. Dlatego po długich rozłąkach staram się robić wszystko, żeby mu dogodzić (śmiech). Cieszymy się każdą wspólną chwilą. Nawet na pogawędki jest często bardzo mało czasu, bo Michał w tym czasie załatwia jeszcze wiele innych spraw.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska