MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy boją się skażenia wody

Beata Bielecka
Sanepid podejrzewa, że do gruntu dostało się 2, 8 tys. litrów benzyny
Sanepid podejrzewa, że do gruntu dostało się 2, 8 tys. litrów benzyny
Lada chwila policja zacznie sprawdzać, czy na terenie stacji w pobliżu granicy doszło do wycieku paliwa. Doniósł o tym sanepidowi były pracownik. Dzierżawca stacji zaprzecza.

- Zemsta czy nie, postanowiliśmy to sprawdzić - powiedziała nam szefowa słubickiego sanepidu Jadwiga Caban-Korbas. Efekt? Sprawa jest już w prokuraturze.

Cuchnąca ziemia

Na początku lipca do sanepidu trafił donos. Podpisał się pod nim były pracownik, należącej do PKN ORLEN, stacji w Świecku. Twierdził, że kilka tygodni wcześniej z powodu awarii, do ziemi trafiło 2,8 tys. litrów benzyny i jego szef to zataił. - Odkopaliśmy grunt przy skrzyniach nadzbiornikowych, gdzie miało dojść do wycieku. Cuchnęło benzyną - opowiadała nam J. Caban- Korbas. - 40 metrów od tego miejsca jest ujęcie wody. Wyciek może doprowadzić do jej skażenia i zagrozić zdrowiu i życiu ludzi. Dlatego o sprawie zawiadomiliśmy 5 lipca prokuraturę - dodała.Woda z tego ujęcia nie płynie do domów w Świecku, ale korzystają z niej turyści, którzy zatrzymują się na stacji, żeby coś zjeść lub skorzystać z toalety.

Dzierżawca stacji Marcin Molik wszystkiemu zaprzecza.
- Nic takiego nie miało miejsca - powiedział nam w piątek. Przy swoim obstaje jednak zwolniony z pracy mieszkaniec Ośna Lubuskiego (nazwisko znane redakcji), chociaż nie chciał rozmawiać o szczegółach. - Chcę uniknąć szumu medialnego - tłumaczył nam. - Spełniłem swój obowiązek i zawiadomiłem o tym, co się stało. Teraz niech tą sprawę wyjaśnia dzierżawca stacji - dodał. Nie odpowiedział jednak na pytanie, czy w dniu w którym miało dojść do wycieku, był w pracy. Nie chciał też komentować faktu, że został zwolniony.

Zaczną przesłuchiwać

Prokuratura na razie przekazała sprawę policji. - Ma przesłuchać pracowników stacji, sprawdzić w jaki sposób konserwowane były urządzenia, dokonać oględzin miejsca - stwierdził w piątek zastępca prokuratora rejonowego Wojciech Kwiek. W Komendzie Powiatowej Policji dowiedzieliśmy się tego dnia, że czynności rozpoczną się lada moment. Jeżeli potwierdzi się wersja, o której mówi sanepid, dzierżawca stacji może odpowiadać za spowodowanie zagrożenia dla zdrowia i życia. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

- To jakaś paranoja - bronił się w rozmowie z nami mężczyzna. - Mamy nowe zbiorniki i awaria jest wykluczona. W marcu wymienialiśmy je. Może wtedy, gdy przelewane było paliwo coś się rozlało. Ale na pewno nie taka ilość o jakiej mówi sanepid - dodał. Tymczasem zwolniony pracownik upiera się, że do zdarzenia doszło w czerwcu. Na dowód przesłał sanepidowi numery faktur, które mają potwierdzać zakup dodatkowego paliwa, żeby ukryć wyciek.

Będą sprawdzać wodę

O sprawie mężczyzna powiadomił też PKN ORLEN. Pomimo wielu prób kontaktu, zarówno z rzecznikiem prasowym firmy oraz jej przedstawicielami w Warszawie, w piątek nie udało nam się z nikim porozmawiać.

Zaniepokojeni są klienci stacji. Przemysław Knycej, kierowca z Niwisk koło Zielonej Góry mówi: - Zatrzymałem się tutaj tylko na krótki postój i niczego nie jadłem w restauracji. Ale korzystałem z toalety. Dziwne, że mimo podejrzeń o wyciek, brak jest na stacji jakichkolwiek ostrzeżeń. Byleby interes się kręcił. Z kolei motocyklista Leon Kuraś z Warszawy odgraża się: - Jadłem tu obiad. Jeśli się rozchoruję, podam ich do sądu.

Zapytaliśmy też ekspertów, jakie skutki mógłby mieć wyciek tak dużej ilości paliwa?
Rzeczoznawca ds. bezpieczeństwa pożarowego z Gorzowa Wlkp. Bogdan Krukar powiedział nam, że sprawę należy rozpatrywać bardziej w kategoriach skażenia środowiska, niż zagrożenia pożarowego. - Wiatr bardzo szybko rozdmuchuje opary i pożar w takiej sytuacji jest mało prawdopodobny. Co innego gdyby doszło do zaprószenia ognia, ale na stacjach obowiązuje przecież zakaz palenia papierosów - mówił.

Gorzowski geolog Zbigniew Nowak, uważa, że gdyby doszło do wycieku trzeba by wybrać skażoną ziemię i zastąpić ją czystą. - Konieczne byłoby też przeprowadzenie badań geologicznych i monitorowanie jakości wody. Na szczęście tego typu substancje przenikają w głąb ziemi wolno i do zanieczyszczenia nie dochodzi tak szybko - powiedział ,, GL''.
- Monitoring trzeba by prowadzić minimum rok, a badania wody są bardzo drogie - skarżyła się nam szefowa sanepidu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska