Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mogliśmy się spalić przez naszego sąsiada

Lucyna Makowska
Zatruwa nam życie od lat, i nic nie możemy zrobić, boimy się o własne życie, raz rozpalił ognisko w domu, do czego jeszcze się posunie- pytają  Marianna Kierzek i Aleksandra Podhajna?
Zatruwa nam życie od lat, i nic nie możemy zrobić, boimy się o własne życie, raz rozpalił ognisko w domu, do czego jeszcze się posunie- pytają Marianna Kierzek i Aleksandra Podhajna? Lucyna Makowska
Pożar dwu mieszkań, panika i rozdrażnienie mieszkańców kamienicy w Mirostowicach Dolnych. Takie święta zgotował sąsiadom lokator gminnego mieszkania. Niewiele brakowało, a w Wigilię puściłby z dymem cały kilkurodzinny budynek.

Zajęło się mieszkanie sąsiadki

Ogień zauważył lokator, który w Boże Narodzenie około piątej rano wracał z imprezy. Z mieszkania na piętrze wydostawał się dym, na klatce schodowej nic nie było widać. Wszędzie czuć było swąd spalenizny. To on zaalarmował sąsiadów. Ludzie pobudzili dzieci i wybiegli z mieszkań. Wiadomo było, że pali się mieszkanie wynajmowane przez Adama C. Zanim na miejsce dotarli strażacy, ludzie sami zaczęli gasić pożar wodą z wiader. Młodego człowieka nie było w środku. Paliła się podłoga w pobliżu pieca kaflowego. Ogień szybko rozprzestrzenił się na sąsiednie mieszkanie. Gdy przyjechali strażacy, płonęła ścianka działowa dzieląca płonący pokój od kuchni sąsiadki, Marianny Kierzek. By go opanować, trzeba było zdemontować kawałek ściany. - Gdy to się stało, nie było mnie w domu - mówi przerażona kobieta - święta spędzałam u córki. Na szczęście klucz do jej mieszkania miała sąsiadka z parteru. Otworzyła strażakom i dzięki temu ucierpiała tylko kuchnia. W porę zauważyli, że tuż przy płonącej ścianie stoi butla gazowa. Resztę pokoi udało się uratować. Teraz pani Marianna może zaglądać do sąsiada przez dziurę w ścianie.

Rozpalił w pokoju ognisko

W mieszkaniu, w którym wybuchł pożar, oprócz Adama C. zameldowany jest też jego brat. Mężczyźni od dawna nie mogli się dogadać. Dlatego Krzysztof wyprowadził się i teraz z rodziną wynajmuje mieszkanie w innym mieście, ale to on spłaca długi Adama. Jego brat nie raz dał się we znaki sąsiadom. A to zapomniał zakręcić kranu i zalał sąsiadów. Innym razem jego koledzy załatwiali potrzeby fizjologiczne przez okno. Z mieszkania nie raz leciały na podwórko butelki i talerze, w piecu palił węglem drzewnym. - Przez sufit mego mieszkania przesiąkał mocz, bo nasz sąsiad nie ma w łazience sedesu i pewnie załatwia się na podłogę - dodaje Bożena Jaszczak, mieszkająca piętro niżej.- Miesiąc temu chwalił się sąsiadom, że rozpalił w pokoju ognisko. A teraz to! Dochodzenie w sprawie prowadzi żarska policja. Adamowi C. postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru a prokurator zastosował dozór.

Każe się nazywać księciem

Mieszkańcy wiele razy zgłaszali jego wybryki i w urzędzie gminy i u dzielnicowego. Policja go zatrzymała, a rano wypuszczała. Tak było i w drugi dzień świąt. We wtorek, 27 grudnia zanim zjawił się przy zaplombowanych przez policję drzwiach mieszkania czekali na niego podenerwowani mieszkańcy z pracownikami Urzędu Gminy w Żarach. - Nie pozwolimy mu tu wrócić - zarzeka się Aleksandra Podhajna- mam trójkę małych dzieci, co noc mam zasypiać z myślą, że rano się nie obudzę. Nie wiemy, co tym razem strzeli do głowy temu szaleńcowi. Z ich relacji że mężczyzna zachowuje się dość dziwacznie. Ponoć każe na siebie mówić "książę" i nie raz odgrażał się, że puści z dymem całą wieś. Groźba wydaje się dość realna, bo budynek, w którym mieszka Adam C. sąsiaduje z bazą paliw Apexim AB.

Urzędnicy kazali mu opuścić mieszkanie

-Drżymy na myśl, że wróci i będzie bezkarnie robił co mu się podoba- mówi A. Podhajna- Sprowadza do siebie podejrzanych ludzi, za nic nie płaci, a jak narozrabia urząd naprawia mu krany. Warto w tym kraju być uczciwym człowiekiem, pracować - pyta A. Podhajna?
Uciążliwy sąsiad zatruwa życie mieszkańcom kamienicy już pięć lat. Wiele razy interweniowali u sołtysa, a ten w urzędzie gminy. Walczymy by go eksmitować ale nic nie możemy zrobić - mówi Piotr Podhajny. - Wszyscy rozkładają ręce. Czy musi tu dojść do tragedii, by ktoś w końcu nam pomógł - pyta mężczyzna?
Wczoraj rano w domu przy ul. Kolejowej pojawili się gminni urzędnicy. Według ich oceny spalone mieszkanie nie nadaje się do użytku. Adamowi C. dali dwie godziny na zabranie osobistych rzeczy i opuszczenie budynku. Mężczyzna ma dostać lokal zastępczy, prawdopodobnie w ośrodku Rancho Nadzieja w Mirostowicach Górnych. Mieszkańcy pozbyli się niewygodnego sąsiada. Zastanawiają się na jak długo?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska