Sebastian B. wszedł do sądu w kapturze na głowie. Masywna sylwetka i niemal ogolona głowa budzi respekt. Ręce skrępowane kajdankami połączonymi łańcuchem z metalowymi pętami na nogach. To krępuje ruchy, ale też świadczy, że jest niebezpiecznym człowiekiem. Do tego obstawia go dwóch policjantów.
Sebastian niemal przez całą rozprawę siedzi skrępowany kajdankami. Sędzia prosi o uwolnienie jednej ręki jedynie, kiedy widzi, że oskarżony chce wytrzeć oczy chusteczką.
Przyznał się do winy
Przed rozprawą na korytarzu koło sali spotkaliśmy ojca zamordowanej Doroty. - Nie będę mógł spojrzeć jemu w twarz. Powinni mu pokazać głowę Doroty w trumnie - mówi ojciec zamordowanej 24-latki.
To byłby dramatyczny widok. Dziewczyna najpierw została pobita pięściami. Potężne ręce muskularnego mężczyzny z pewnością zadawały silne ciosy. Dorota upadła. Wtedy Sebastian uderzył ją w głowę kuchenką mikrofalową. Na koniec jeszcze poderżnął jej gardło.
W sądzie oskarżony przyznał się do winy. Zapewniał jednak, że nie chciał zabić życiowej partnerki. - Po tym, co zrobiłem, pojechałem do lasu. Tam chciałem ze sobą skończyć, ale pomyślałem o dzieciach - mówił w sądzie.
Był zazdrosny
Dzieci spały w pokoju obok, kiedy Sebastian mordował ich matkę. Oskarżony zeznawał, że zakrył ciało Doroty, żeby dzieci nie widziały. Ubrał je śpiące i zapakował do auta. Po drodze jedno z nich obudziło się. Dostało butelkę z piciem i po chwili znowu zasnęło.
Sebastiana zostawił dzieci u dziadka w Lesznie. Potem sam zgłosił się na policję. Tam powiedział, co zrobił. Został zatrzymany i aresztowany.
Wczoraj zeznawał ojciec zamordowanej Doroty. - Sebastian kiedyś tak pobił Dorotę, że miała głowę napuchniętą jak melon - mówił. Potem miał ją skatować do tego stopnia, że złamał kobiecie rękę i wybił palce. Sam oskarżony powiedział, że to był przypadek.
- Dorota po awanturze zbiegła za mną do piwnicy, jak zawsze krzycząc i rzucając we mnie. Zamykając drzwi, przytrzasnąłem jej palce - zapewniał w sądzie. Pobitą Dorotę widział dziadek jednego z dzieci. Potwierdził, że miała zmasakrowaną twarz.
Oskarżony zapewniał, że to Dorota była winna wszystkich awantur. Opowiadał, że była o niego zazdrosna. Nie mógł wychodzić nawet do sklepu, w którym pracowały kobiety. On również był zazdrosny o swoją partnerkę.
Nie wiem, jak to było
W dniu tragedii to Dorota miała zacząć awanturę: pierwsza chwyciła za nóż i przyłożyła go do gardła oskarżonemu. Tak zeznawał on w sądzie. On dopiero potem wpadł w szał. Na pytanie prokuratora o to, dlaczego rzucił kuchenką w kobietę widząc, że leży i się nie rusza, oskarżony nie potrafił jednak odpowiedzieć. - Nie wiem, jak to było - mówił.
Dorota poznała go w Lesznie. Mieszkali w sąsiedztwie. Pracowała w sklepie z warzywami. On blacharz samochodowy z zawodu, pracował dorywczo. Zarabiał około 4 tys. zł. miesięcznie. Kupił na kredyt dom w Gozdnicy. Zamieszkali w nim razem z dzieckiem Doroty z poprzedniego związku i ich własnym synkiem. Dorota, jak w sądzie zeznawał Sebastian, denerwowała się z powodu jego kolejnego syna, który z nimi nie mieszkał. - Mówił, że on ma wszystko, a nasze dzieci nie - zeznawał.
- Dla mnie jedyną sprawiedliwością będzie kara dożywotniego więzienia. Żadnego innego rozwiązania nie widzę - mówi ojciec zamordowanej 24-latki.
Kolejna rozprawa w marcu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?