W tę sobotę rano znów pod ruinami kościoła farnego spotkają się Niemcy i Polacy, by wspólnie pracować przy odgruzowywaniu i przywracaniu blasku największej w Lubuskiem i Brandenburgii świątyni.
- Ostatnio na nasz apel odpowiedziało wielu Niemców, którzy przyszli społecznie pracować przy uporządkowaniu fary - mówi Edyta Luck, gorzowianka, od 11 lat mieszkająca w Niemczech.
- Mieszkańcy Guben pomagają też w inny sposób, przekazują nam swoje obrazy do sprzedania czy sprzęt na wyposażenie biura - dodaje Elwira Śliwińska z Jeleniej Góry, od 30 lat w Niemczech.
Jedni uciekali na zachód, inni przyjeżdżali
Obie panie spotykamy w Guben, w siebie Stowarzyszenie Wsparcia przy Odbudowie Kościoła Farnego w Gubinie. Jak się znalazły w mieście nad Nysą?
- W Guben mieszkam 17 lat, wcześniej 13 lat spędziłam w Monachium. Na granicę przyjechałam za mężem - opowiada E. Śliwińska. - Miasto było wtedy bardzo zaniedbane, a większość mieszkańców chciała stąd wyjechać na Zachód. Wielu to zresztą zrobiło. Też chciałam uciekać, z czasem jednak dużo się tu zmieniło. Polubiłam ten przygraniczny klimat.
- Jestem tu dopiero od roku. Wcześniej 10 lat mieszkałam w Berlinie. Tam codziennie przeżywałam wyścig z czasem, chciałam trochę spokoju i chwil dla siebie - wspomina E. Luck. - Tu to wszystko znalazłam.
Panie podkreślają, że tu żyje się podwójnie. Codziennie można rozmawiać z ludźmi po niemiecku i po polsku. I to jest niesamowite.
Uczniowie pokazują swoje wizje
Nie tylko Polakom zależy na odbudowie kościoła farnego. W tym roku pod drugiej stronie Nysy przy Berlinerstrasse powstało centrum informacji o odbudowie fary, w którym pracują obie panie: Edyta i Elwira.
Polki należą do stowarzyszenia, współpracującego z polską Fundacją Fara Gubińska Centrum Spotkań Polsko-Niemieckich.
- Jedna z gubeńskch firm oddała nam swoje pomieszczenia - mówi E. Luck, - Inna pomogła odnowić, a jeszcze inni ludzie wyposażyć pokoje. Ktoś opłaca nam internet, ktoś - telefon i ogrzewanie.
- Dzięki temu możemy udzielać tu wszelkich informacji, dotyczące największej w regionie świątyni - zauważa E. Śliwińska. - Możemy sprzedawać obrazy, grafiki przedstawiające kościół farny, a zysk przeznaczać na odbudowę kościoła.
Przychodzą tu Niemcy jak i Polacy. Uczniowie prezentują swoje wizje odbudowanej fary. Artyście pokazują je na płótnie. Organizowane są wspólne koncerty chórów z Polski i Niemiec.
Ważne jest bycie razem
- A wszystko zaczęło się od księdza Zbigniewa Samociaka, który dziś jest proboszczem parafii katedralnej w Gorzowie - wspomina Guenter Quiel (od 40 lat w Guben), który z Peterem Dreissigiem założyli stowarzyszenie.
- On to zmobilizował zarówno Polaków jak i Niemców do odbudowy kościoła. Odbyło się spotkanie z ówczesnym biskupem diecezji zielonogórsko-gorzowskiej drem Adamem Dyczkowskim. Okazało się wtedy, że odbudowany kościół nie ma być kolejną świątynią dla katolików, bo takich obiektów jest w mieście wystarczająca liczba, lecz ma to być miejscem spotkań Polaków i Niemców. Ludzie po obu stronach Nysy powiedzieli: tak!
Bartłomiej Bartczak, Leszek Ochotny i Marcin Gierstun stanowią trzon grupy, która na czele z ks. Zbigniewem Samociakiem zakłada Fundację Fara Gubińska - Centrum Spotkań Polsko-Niemieckich. Do fundacji przystąpiło miasto, czyli ówczesny burmistrz Lech Kiertyczak i przedsiębiorcy: Andrzej Horoszkiewicz z Gubina i Peter Dreissig z Guben.
Od początku w ratowanie fary angażują się Niemcy, przede wszystkim Guenter Quiel, także jeden z założycieli fundacji, który dziś mówi: - Udało się już wiele, zrobiliśmy inwentaryzację odbudowaliśmy wieżę. A groziła ona zawaleniem na ratusz. Zabezpieczyliśmy mury - wylicza i przypomina sobie, jak nakładano kopułę na szczyt wieży: - 70-metrowy dźwig przyjechał z Berlina, obsługiwał go Niemiec.
Na samej górze nałożenie kopuły nadzorował Polak. Między nimi stał tłumacz, Jakub Bartczak - Polak, absolwent Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Menem. To symbol, jak można wspólnie działać.
Pan Quiel dodaje, że jego i Kubę - dziś przewodniczącego fundacji - różni jedynie wiek. O odbudowie fary mogliby mówić w nieskończoność. Koncepcji odbudowy jest kilka, od szklanego dachu po całkowitą rekonstrukcję. Która zwycięży? Pokaże czas i pieniądze zgromadzone na koncie.
- Dla nas ważne jest też to, że wspólna idea to bycie razem mieszkańców obu miast. Współpraca przedszkoli, szkół, firm i zwykłych ludzi. I to się sprawdza każdego dnia - mówi G. Quiel.
Największa na Dolnych Łużycach
Pierwsza wzmianka o kościele farnym pochodzi z 1324 r.. Został on zbudowany w stylu romańskim, miał trzy nawy. Gubin należał wówczas do jednych z największych miast handlowych śląsko-łużyckich. W XIV wieku mieszkańcy przeżyli chwile grozy - trzęsienie ziemi.
Nie oszczędziło ono także kościoła. Uszkodzona świątynia zagrażała bezpieczeństwu mieszkańców, dlatego postanowiono ją rozebrać, a na jej miejscu postawić nowy kościół. I tak powstaje gotycka fara, mająca sześć kondygnacji i prostokątną wieżę. Budowa trwała kilkadziesiąt lat, zmieniały się koncepcje. W 1557 r. ukończono stawianie 61-metrowej wieży. Ostateczne zakończenie budowy i wyposażenia fary datuje się na rok 1844.
Nikt nie miał wątpliwości, że gubińska budowla to największy, najwyższy i zarazem najpiękniejszy kościół na Dolnych Łużycach. Miał 60 metrów długości, 30 - szerokości i mógł pomieścić co najmniej 1.600 wiernych. Fara była nie tylko miejscem kultu religijnego, ale także... mieszkaniem. Dla dzwonnika i jego rodziny. Aż do 1920 r. mieszkali oni bowiem w wieży. A Gubin do wybuchu wojny liczył 45 tys. mieszkańców, po mieście jeździły tramwaje.
W tym czasie w Zielonej Górze mieszkało zaledwie 26 tys. ludzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?