Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz region jest kolejową potęgą, ale... tylko na papierze (zdjęcia)

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
fot. Dariusz Chajewski
Gdy spojrzymy na mapę nasz region prezentuje się jak kolejowa potęga. Jednak na połowie tych szlaków pociągów nie uświadczysz, a przy kilku trudno już znaleźć chociażby ślady torów.

[galeria_glowna]
Przez peron dworca w Lubsku Małgorzata Bresztyk przechodzi codziennie idąc do pracy. I codziennie przez jej głowę jak stare zdjęcia przemykają obrazy. Gdy jako nastolatka, z czeredą rówieśników wsiadał do pociągu i jechała nad pobliskie jezioro.
- Teraz niby są samochody, ale to nie jest już to samo - opowiada. - Bo kiedyś kolej to nie był tylko środek transportu. Wokół dworca koncentrowało się życie, a peron był takim oknem na świat.
Dziś tory zarosła trawa, dworzec straszy powybijanymi oknami, a peron odgrodzono. Grozi zawaleniem.

Jak zabaweczka

Na widok dworca w Lubsku miłośnicy kolei rozpływają się w zachwytach. A zaraz później chwytają się za głowę. Że można było do czegoś takiego dopuścić. Gdy przed laty znana firma produkująca miniaturowe kolejki szukała najbardziej charakterystycznego dworca dla tej części Europy wyprodukowała replikę tego w Lubsku. Leżał w połowie szlaku dawnej magistrali berlińskiej. Tutaj przez lata zmieniano parowozy unikając czasochłonnego nawęglania i nawadniania. Stąd bardzo bogata infrastruktura obiektu - dwie parowozownie, wagonownia. A tak naprawdę w Lubsku były trzy dworce - kolei państwowych, prywatnej łużyckiej i towarowy.

Czy to prawda, że dworzec w Lubsku jest najstarszy w Lubuskiem? I tak, i nie. Pierwszy dworzec został zbudowany w 1846. Jednak ten, który znamy pochodzi z roku 1930. Stary został wtopiony w nową bryłę. Historię ma wspaniałą i to nie tylko dlatego, że kilkakrotnie przejeżdżał tędy z pompą Hitler. Podczas I wojny światowej z linii korzystała wojenna wersja Orient Expressu - tzw. Balkanzug. Wreszcie tędy jeździł kultowy trzywagonowy ekspres motorowy o nazwie "Latający Ślązak". Kursował on z Berlina do Bytomia z prędkością maksymalną 160 km/h.

Ktoś zarżnął kolej

- Nasz dworzec jest martwy, linie nie są używane - dodaje Marek Niemyski, który mieszka w budynku po dworcu prywatnej kolei. - Od czasu do czasu przejedzie pociąg towarowy, ale tylko do hurtowni i magazynu paliw. Wielu ludzi straciło pracę na kolei, a dworzec...? Sami widzicie. Nawet peron już zamknięto bo grozi zawaleniem.

W Lubsku krzyżowały się dwa szlaki kolejowe. Oprócz tego, którym jeździł pociąg berliński, było jeszcze połączenie Łęknicy z Raduszcem. Po obu nic już niemal nie zostało. I nawet ludzie przestają pamiętać. Tak jak w Strużce - fragmenty nasypu, stara wieża ciśnień, czasem budynek dworca.. A w większości po całej infrastrukturze nie ma już nawet śladu. Marian Wąsacz mówi wprost, że kolej zarżnięto. I teraz on, dawny maszynista, aby przewieźć wnuka pociągiem musi wybrać się do Zielonej Góry.

- Już nawet już tych połączeń specjalnie nam nie brakuje, człowiek odwykł - mówi Leszek Podgórny z Janiszowic. - Raczej wspomnienia po kolei przeklinamy, bo tory zwinęli, a wiadukt zostawili. Teraz pod nim nie mieści się ani tir, ani kombajn.
A przed laty dyżurował tutaj kolejarz. Tylko po to by linię zamykać, gdy rosyjskie czołgi jechały...

- I jaka paranoja. Wtedy linię właśnie wyremontowali - dodaje Ryszard Adamus. - Po czym wszystko zamknęli. I żeby jeszcze zdemontowali. Pozwolili wszystko rozkraść.

Wszyscy jeżdżą samochodami

Jolanta z Wełmic opowiada o kiepskim połączeniu autobusowym ze światem. Na kolej zawsze można było liczyć. I z sąsiadami wspominają, że kiedy jechał pociąg o 12.00 można było zegarki ustawiać. A ludzie przy sianokosach krzyż rozprostować. To właśnie przyjazdy i odjazdy ciuchci regulowały rytm życia wsi.
- Teraz to wszyscy samochodami jeżdżą, ale to nie pociąg - dodaje pani Jolanta. - Znajomych się spotkało, pogadało.

Władysław Konieczyński z Tymienic wspomina, że kolejarze nawet ludzi o tym nie poinformowali, tory zwinęli i cześć. Nie, nie potraktowali ludzi poważnie. Z pociagiem dobrze było, 10 minut spacerkiem na dworzec.
- Narzekają, że pasażerów mało, że nie było frekwencji - dodaje Jarosław Stępień z Gubina. - Z jednej strony nie trzeba było likwidować wszystkich zakładów pracy. Z drugiej mieszając ciągle w planach jazdy, zamykając, otwierając połączenia sprawili, że ludzie przestali mieć już zaufanie do kolei. Jak planowałeś podróż przez cała Polskę mogłeś przejechać. A teraz cztery tory na krzyż. Żeby w Gubinie kolei nie było...

Mirosława Szczerbicka ze Stargardu Gubińskiego także uważa, że tęsknota za koleją ma raczej wydźwięk sentymentalny.
- Nie rozumiem tylko jak można było taki majątek zmarnować - dziwi się Roman Sikora. - U Niemców z jednych linii zrobili te ekspresowe, z innych atrakcje turystyczne, w jeszcze innych stacyjkach zrobili motele, piwiarnie. U nas wszystko złomiarze rozkradli. A czego nie rozkradli teraz straszy.

Tylko na mapach

Patrząc na mapy możemy utwierdzić się w przekonaniu, że jesteśmy potęgą kolejową i basta. Czarno-białe paseczki przecinają nasz region. Ta dobrze rozwinięta sieć kolejowych szlaków jest już tylko na papierze. Bo i tylko na mapach - obok dwóch opisanych, funkcjonuje kilka tras. Bo spróbujmy dziś pojechać z Wolsztyna do Nowej Soli przez most w Stanach. A kolejarze zabierają się do wymazywania następnych.

- W stanie likwidacji jest chociażby linia prowadząca ze Strzelec Krajeńskich na wschód - mówi Janusz Stankiewicz z lubuskiego zakładu linii kolejowych. - Na krótkim odcinku jest tam jeszcze dowożone kruszywo. Z tego co wiem część terenu linii ma być zamieniona w parking. Nie było zainteresowania korzystania z transportu kolejowego.

Na kolejnych szlakach prowadzony jest tylko ruch towarowy i ewentualne wznowienie przewozów pasażerskich zależy - to oczywiście stanowisko kolejarzy - od samorządów. Czyli od finansów. I w tym miejscu podawany jest przykład starosty sulęcińskiego, którego wieloletnie zabiegi doprowadziły do pojawienia się - po kilkunastu latach przerwy - szynobusów. Jednak to wyjątek. Większość linii znika jak bałwan wiosną. Najpierw przestają jeździć osobowe, później coraz rzadziej towarowe, a potem pojawia się sakramentalne zdanie o braku opłacalności i perspektyw.

Na ślepym torze

- Każde odtworzenie i powrót komunikacji na opuszczoną wcześniej linię wymaga ogromnej pracy i nakładów - dodaje Stankiewicz i przyznaje, że patrząc na mapy, a później na pozarastane tory oraz nasypy serce go boli. Tak jak chociażby w okolicy Skwierzyny, gdzie niedawno trasę wyremontowano, a po roku rozebrane. Gdy pociągi przestają jeździć szlak umiera. A kolej traci swój główny argument - sieć komunikacyjną. Im mniej jest tras, które można pokonać koleją, tym rzadziej podróżni zdecydują się wsiąść do pociągu, nawet jeśli nie będzie byle jaki.

Inwestycje kolejowe potrzebne są na gwałt, ale niestety dotyczą tylko głównych magistrali. I to w ograniczonym zakresie. Cztery programy operacyjne obejmują turystyczną kolej z Wolsztyna do Nowej Soli, obwodnicę Czerwieńska, trasę do Berlina, linię Zbąszynek - Gorzów.

Jeszcze kilka lat i po kilku liniach kolejowych nie będzie nawet śladu. Nawet w postaci ścieżek rowerowych, które cykliści chcieli poprowadzić nasypami. Gminy nie mogą dogadać się z kolejarzami, a nasypy stały się źródłem pozyskiwania grysu i piachu. W niektórych tylko miejscach zostaną tkwią szczątki koziołków pokazujących niegdyś, gdzie kończył się tor.
Tor kończy się zawsze u nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska