Po pierwsze, jednorazowy alkotest kupić wcale nie jest tak łatwo. Na stacjach benzynowych jest dostępny tylko jeden model. Nam udało się jeszcze kupić zagraniczny alkotest na stoisku z e-papierosami w jednej z gorzowskich galerii handlowych...
Test przeprowadzamy wieczorem, po sytym obiedzie. Wypijamy dwa piwa. Pierwsze o 19.30. To porter, zawierający dużo, bo 8,5 proc. alkoholu. Drugie, słabsze, 5-procentowe piwo pijemy o 20.00. Do przetestowania mamy trzy alkotesty. Tego najbardziej popularnego kupiliśmy dwie sztuki. Jedną z nich chowamy do... w zamrażarki. Zdaniem niektórych ekspertów alkotesty trzymane na mrozie mogą zakłamywać wyniki, a większość aut stoi "pod chmurką", czyli w zimie alkotesty na pewno będą narażone na ujemne temperatury. Wszystkie wyniki porównamy ze wskazaniami certyfikowanego i drogiego alkomatu.
Zasada działania każdego z kupionych przez nas testerów jest taka sama. Szklana rurka z której z obu strun trzeba usunąć plastikowe zatyczki. Do tego ustnik i balonik. Zgodnie z instrukcją na jeden koniec rurki nakładamy ustnik, drugi koniec wsuwamy w balonik. Dmuchamy tak długo, aż balonik się nie napełni. Wewnątrz szklanej rurki znajduje się biała substancja, która po wdmuchnięciu w rurkę powietrza, barwi się na różne kolory. Jeśli pozostaje biała znaczy, że jesteśmy trzeźwi. Jeśli się zabarwi, porównujemy jej odcień ze wskazaniami na skali. Intensywność koloru pokazuje, ile alkoholu mamy w organizmie.
Przeczytaj też: Z auta prosto za kraty? Jak walczyć z pijanymi kierowcami
Tyle teorii, teraz czas na praktykę. Na pierwszy ogień idzie najbardziej popularny, dostępny na stacjach benzynowych tester. Tuż po kontroli proszek wewnątrz rurki przybiera ciemnoróżową barwę. To znaczy, że wskazany wynik waha się między 0,5, a 0,8 promila. Po chwili drugie badanie, podobnym alkotestem. Tu wynik nie pozostawia wątpliwości, jest dokładnie 0,5 promila. Kolejne badanie zagranicznym testerem, kupionym w galerii handlowej. Tutaj też umieszczona wewnątrz szklanej rurki substancja zabarwia się na kolor, wskazujący na nieco ponad pół promila alkoholu w organizmie. Czas na alkotest z zamrażarki. W -20 stopniach leżał około dwóch godzin. Wyjmujemy go z pudełka, dmuchamy i... wynik też pokazuje 0,5 promila. Policja jakby wiedziała o naszym dziennikarskim teście.
Dla porównania korzystamy z atestowanego, wartego 700 zł alkomatu. Wynik pokazuje na początku 0,51 promila, po kilku minutach 0,48 promila, a po 10 minutach 0,43 promila. Za kółko cały czas wsiąść nie możemy, ale wiadomo, że jest tendencja spadkowa. Następnego dnia zorganizowano "Trzeźwy poranek". Reporter dmuchnął, a policyjny alkotest niczego nie wykazał.
Przeczytaj też: "Pijany nie będzie dmuchał w alkomat" - eksperci i zwykli kierowcy (WIDEO)
Nasza próba pokazuje, że jednorazowe alkotesty nie są do końca złe. Ale w 100 procentach na ich wskazaniach polegać na pewno nie można. Pomysł rządu, żeby każdy kierowca musiał je wozić w swoim aucie, krytykuje wielu naszych Czytelników. - To głupota. Przecież jak ktoś pije to wie, że pije, po co ma się badać. Rozsądny człowiek za kierownicę nie wsiądzie, a pijak to zrobi bez względu na to, czy w samochodzie będzie miał alkotest, czy nie - mówi pan Ryszard w Gorzowa. Z kolei Tomasz Gamczak z Żar uważa, że jeśli rządowe pomysły wejdą w życie, to tylko nabiją portfele producentom jednorazowych alkotestów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?