- Która z pań pierwsza chciała podać się do dymisji?
Małgorzata Pera: - Ale kiedy?
- Po sesji budżetowej, kiedy okazało się, że radni zamiast 6 mln zł na ten rok przyznali filharmonii jedynie 4,8 mln zł.
Monika Wolińska: - Do dymisji? Panie redaktorze... Będziemy walczyły o tę filharmonię, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest ona dla wszystkich. Widzimy, jak reaguje publiczność, ilu jest melomanów, którzy ją kochają.
MP: - W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, a potem stwierdziłam, że trzeba będzie chwycić byka za rogi.
- Zwłaszcza że wcześniej kierowała pani miejską promocją, gdzie trzeba było jakoś radzić sobie z małym budżetem i szukaniem sponsorów na realizację pomysłów. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec pani są większe…
MP: - Od początku mojej obecności w filharmonii znajduję sponsorów na różne projekty. Trudno jednak porównywać te sytuacje, bo inny jest budżet wydziału promocji, a inny największej instytucji kultury w mieście. Myślę, że damy radę.
- No to pewnie kamień z serca spadł, gdy na ostatniej sesji prezydent wyciągnął zaskórniaki i przekonał radnych, by przekazali je filharmonii. 800 tys. zł ratuje sytuację?
MP: - Na pewno pozwala zbliżyć się do celów, jakie sobie postawiłyśmy w najbliższym sezonie.
- Jako dyrygent miała pani okazję pracować w różnych filharmoniach. Problemy z akceptacją takiej instytucji przez radnych czy mieszkańców są typowe tylko dla Gorzowa?
MW: - Kultura zawsze jest na minusie i zawsze niechętnie się ją dotuje. Szczerze mówiąc, ja tego problemu nie rozumiem. Jeżeli we Francji kultura przynosi 3 proc. dochodu narodowego, to trzeba zastanowić się, co zrobić, by tak samo było i w Polsce. Nie można na pewno tej kultury niszczyć - to jest tożsamość narodu. Nie rozumiemy jeszcze znaczenia istnienia tej filharmonii. Przecież Gorzów zaczyna być znany w Polsce i na świecie właśnie z tego, że ją posiada. To przepiękna filharmonia, w której gra wspaniała, młoda orkiestra. Trudno w takim momencie mówić, że jest ona niepotrzebna.
MP: - Nasza orkiestra - mimo krótkiego stażu na rynku muzycznym - jest chwalona w wielu miejscach. W ubiegłym roku otwieraliśmy np. festiwal Transatlantyk. Pozytywne recenzje przekazywane są też przez dyrygentów, których zaprasza do nas prof. Wolińska. Odbierając nam pieniądze, odbiera się mieszkańcom możliwość posłuchania muzyków z najwyższej półki, uniemożliwia rozwój edukacyjny osobom, które połknęły bakcyla muzyki poważnej i co piątek z przyjemnością przychodzą na nasze koncerty. I zmusza muzyków do zamknięcia się w tym samym repertuarze.
MW: - Każde miasto boryka się z problemami, ale nie wiem, czy tak boleśnie dotknięto jakąś filharmonię, w dodatku instytucję młodą i mającą do wypełnienia unijne wskaźniki. Zdarza się w Polsce, że budżet zmniejszany jest o 200 czy 300 tys. zł, ale nie o 1,2 mln zł… Sądzę, że nie bylibyśmy w stanie sponsoringiem czy funduszami zewnętrznymi załatać takiej dziury. I z wielu pomysłów musielibyśmy zrezygnować. Zwłaszcza że mam dalekosiężne plany, nie myślę z koncertu na koncert. W głowie są już pomysły na dwa przyszłe sezony. Chcemy być instytucją atrakcyjną, więc program musi być urozmaicony, powinny pojawiać też gwiazdy. Chciałam przypomnieć gorzowskim melomanom Maksima Vengerova, z którym nawet wstępnie rozmawiałam o ponownym występie z naszą orkiestrą. Każde znane nazwisko generuje koszty, to oczywiste.
MP: - Budżet uchwalony w grudniu pozwalał nam jedynie na dokończenie sezonu, czyli granie do końca czerwca. A my przecież prowadzimy już zaawansowane rozmowy na temat kolejnego sezonu.
- Filharmonia startowała z maksymalnie rozbudowaną administracją i niewielką orkiestrą. Jak jest teraz?
MP: - Obecnie wraz z dyrektorem w administracji zatrudnione są 22 osoby, podczas gdy studium wykonalności dopuszcza 28 etatów. Z kolei w orkiestrze mamy 39 muzyków, a dążymy do 52.
MW: - Żeby zrozumieć istotę istnienia filharmonii, musimy niestety zapomnieć o finansach.
- To może być trudne…
MW: - Filharmonia powstała jako miejsce, z którego Gorzów ma być dumny. Jako miejsce zapewniające wysoki poziom rozrywki naprawdę dużej liczby mieszkańców. Żeby filharmonia działała pełną parą, powinna mieć bazę w postaci zatrudnionych na stałe muzyków. To gwarantuje poziom zespołu i daje możliwość rozwoju.
MP: - W filharmonii po 2,5 roku działalności wiemy już, na co jest największe zapotrzebowanie - to duże składy symfoniczne.
- Pani profesor chciałaby mieć dotację na stałym poziomie, czyli komfort pracy, a co mają powiedzieć w innych instytucjach? Ich sytuacja od 2,5 roku już nie jest taka sama. Chyba też trudno dziwić się radnym, którzy mają wątpliwości przy uchwalaniu budżetu. Kilka faktów: afera przy budowie filharmonii, liczne usterki techniczne, przerost administracji, brak profesjonalnej promocji - pisaliśmy o tym wiele razy, zaledwie trzy lata funkcjonowania i już trzeci dyrektor, krążąca opinia o najwyższych w kraju zarobkach muzyków, wykorzystanie bez zgody autora jego dzieła w publikacji wydanej z okazji roku działalności, za co trzeba było przepraszać na łamach gazety… Tak, wiem, to nie są grzechy żadnej z pań.
MP: - Trudno jest mieć swoje zdanie na temat instytucji, jeśli nie sprawdzi się u źródła, a jedynie powtarza slogany. Nie można mieć ciągle pretensji do filharmonii, że ona istnieje. Nikt z radnych nie pytał mnie, dlaczego zaproponowałam taki budżet, a nie inny. Na pewno nasi muzycy nie zarabiają najlepiej w Polsce. Jeśli chodzi o inne instytucje: od filharmonii wymaga się, by funkcjonowała co piątek, by prowadziła działalność edukacyjną. To wszystko robimy, wychodzimy też ze swoimi inicjatywami, np. Muzyczne Raczkowanie czy Klub Melomana.
- Radni muszą na szali postawić komfort pracy w filharmonii i np. komfort kierowców na drogach czy pieszych na chodnikach…
MP: - Też jeżdżę po dziurawych drogach i wykręcam sobie nogi na chodnikach, ale rozumiem również radość, jaką przynosi człowiekowi udział w wydarzeniu kulturalnym.
MW: - Mam szacunek do państwa radnych. Oni przecież wiedzą, co jest ważne w mieście, jakie są jego potrzeby. Pragnę jednak nadmienić, że 26 tys. osób odwiedzających filharmonię w ciągu roku to spora grupa osób zainteresowanych muzyką poważną.
- Tutaj byłbym ostrożny, bo sporo osób zapewne odwiedziło filharmonię wielokrotnie…
MW: - Mamy kilkadziesiąt osób posiadających abonamenty. Sporo jest też melomanów z innych miast, tak było np. podczas koncertu sylwestrowego.
MP: - Muszę tutaj zdradzić, że pani dyrygent ma swoją fankę, pisarkę Monikę Szwaję, która na jej koncerty do Gorzowa przyjeżdża ze Szczecina. I chwali naszą filharmonię u siebie.
- Nie każdy jednak ma takie same potrzeby kulturalne…
MW: - Wiem, że dla człowieka, który nie ma na chleb i za co żyć, wydatek na kulturę nigdy nie będzie priorytetem. Jednak my, ludzie odpowiedzialni za kulturę, za jej rozpowszechnianie, o tych priorytetach zapominać nie możemy. I musimy pokazywać, jaki muzyka ma wpływ na nasz rozwój. A to ciężka praca, w dodatku przy sporych nakładach finansowych. Publiczność sama do filharmonii nie przyjdzie, za promocję też trzeba zapłacić. Kolejną konsekwencją zmniejszenia budżetu jest niepewność jutra wśród muzyków. Pracy nie może towarzyszyć strach, a tak będzie, jeśli takie sytuacje miałyby się powtarzać. To są młodzi ludzie, chcą znaleźć swoje stałe miejsce.
MP: - Nie chodzi nam o taki komfort, byśmy z panią dyrygent co piątek siadały i pachniały, ale byśmy miały zapewnione pieniądze na podstawową działalność i zakładany rozwój. O atrakcje zadbamy już same. W orkiestrze nie ma żadnego muzyka z Gorzowa, a ci przyjezdni kupili mieszkania w naszym mieście, bo wiążą z tą pracą swoją przyszłość. Popatrzmy też czasami na filharmonię z ludzkiego punktu widzenia.
Zobacz nasz serwis specjalny poświęcony Zimowym Igrzyskom Olimpijskim 2014 w Soczi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?