Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie można oddychać

Janczo Todorow
- Może znajdą się dobrzy ludzie, którzy nam pomogą - mówi Marzena Dołęga. Na zdjęciu z dziećmi - Sewerynem, Szymonem i Sarą.
- Może znajdą się dobrzy ludzie, którzy nam pomogą - mówi Marzena Dołęga. Na zdjęciu z dziećmi - Sewerynem, Szymonem i Sarą. fot. Janczo Todorow
Matka z trójką zaczadzonych dzieci trafiła do szpitala. Jedno z nich jest niepełnosprawne i wymaga specjalnych warunków.

- Jak my wrócimy do naszego mieszkania. Tam ciągle czuć spaleniznę - załamuje ręce Marzena Dołęga.

W niedzielę przed północą zaczęło się palić mieszkanie na parterze. Ogień szybko ugaszono. Mieszkającą na poddaszu matkę z trójką dzieci z objawami zaczadzenia odwieziono do szpitala. Tam niepełnosprawnego Seweryna podłączono pod tlen. - Pożar spowodował sąsiad z parteru, nie chciało mu się włączyć światła, to zapalił świeczkę. I stało się. Niewiele brakowało, żeby doszło do tragedii, bo już kładliśmy się spać - relacjonuje Bartłomiej Dołęga.

Wszędzie spalenizna
Po pożarze drzwi spalonego mieszkania pozostawiono szeroko otwarte, smród spalenizny wypełnia cały dom. W mieszkaniu na poddaszu otwarte są wszystkie okna. Ale okopcone ściany i sprzęty nie wywietrzeją tak szybko.

- Brakowało minut do tragedii. Seweryn jest chory, w szpitalu przywrócili go do życia dzięki podanemu tlenowi, a Szymon i Sara dostali kroplówkę. Lada moment będziemy musieli opuścić szpital. Nie wyobrażam sobie jak wrócimy do tego mieszkania. Seweryn się zacznie dusić, bo jest alergikiem. Może miasto albo gmina nam pomogą, może dadzą jakieś mieszkanie, choć tymczasowo - załamuje ręce Marzena Dołęga.

Mieszkań brak

W ratuszu rozkładają ręce. - Mamy wystarczająco dużo problemów z naszymi mieszkańcami, żeby jeszcze rozwiązywać problemy w gminie - mówi zastępca burmistrza Franciszek Wołowicz. - Nie jesteśmy w stanie dać żadnego mieszkania, możemy jedynie w razie potrzeby udzielić pomocy charytatywnej i humanitarnej.

Zaraz po pożarze, matkę z dziećmi odwiedziła w szpitalu pracownica gminnego ośrodka pomocy społecznej. - Ale mieszkania nie możemy dać, nie mamy żadnych lokali zastępczych. Tym bardziej takich, które zapewniają warunki dla chorych dzieci. Zresztą, mieszkanie tej rodziny nie zostało dotknięte przez pożar i mogą tam mieszkać. Jeżeli kobieta zwróci się do nas z prośbą o pomoc materialną, to rozpatrzymy podanie - zaznacza wójt Jan Dżyga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska