Niemal natychmiast po otrzymaniu tego sygnału reporterzy "GL" pojechali we wskazane miejsce. Spotkaliśmy się tam z Czytelnikiem. Informacja się potwierdziła. Drzwi do stacji były otwarte. Każdy mógł do niej wejść. - Przecież to jest bardzo niebezpieczne. Nie daj Boże, żeby jakieś dziecko się tu dostało. Nieszczęście gotowe. Przecież tu są urządzenia pod napięciem. Nie może tak być, żeby były dostępne dla wszystkich. A gdzie są fachowcy z energetyki - zauważył Mazur.
Inni mieszkańcy, którzy akurat przechodzili, tylko przytakiwali głową. - To nie do pomyślenia - dziwili się.
Mazur twierdzi, że zgłaszał problem w energetyce. Nikt jednak po jego telefonie nie zareagował. Zainterweniowaliśmy u rzecznika Enei Mieczyława Atłachowicza. - Natychmiast zgłaszam sprawę. Nasi pracownicy pojadą w to miejsce i zamkną stację - zapewnił Atłachowicz.
Sprawdzimy, czy dotrzymał słowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?