Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obudził się w towarzystwie nieboszczyków pod prześcieradłami

Anna Białęcka
Jerzy Pieczulis nie przeżył operacji, ale... udało mu się wrócić do świata żywych
Jerzy Pieczulis nie przeżył operacji, ale... udało mu się wrócić do świata żywych Fot. Anna Białęcka
- Kiedy przeczytałem w "GL" historię Stanisławy Kustry z Radomia, która przeżyła swoją śmierć, ożyły moje wspomniana - mówi Jerzy Pieczulis. - Ja także zostałem uznany za zmarłego.

Jak wspomina głogowianin, historia kobiety, która została uznana za zmarłą i wywieziona do kostnicy, przypomniała mu jego własne tragiczne przeżycia. - Od lat choruje na serce, miałem różne zabiegi, operacje - opowiada. - Ale tę jedną sprzed sześciu lat pamiętam szczególnie.

Jak wynika z dokumentacji poszpitalnej, ten dzisiaj 70-letni mężczyzna, przechodził w klinice wrocławskiej operację serca. - Przeprowadzano mi kardiowersję - opowiada. - Wiem, że monitor zaczął pokazywać linię ciągłą, lekarze uznali więc, że zabieg się nie udał, a pacjent go nie przeżył - mówi J. Pieczulis.

Pan Jerzy opowiada, że przewieziono go do pomieszczenia szpitalnego, w którym leżało kilka ciał. - Dowiedziałem się o tym znacznie później, kiedy wróciłem zza światów - uśmiecha się. - Pamiętam, że otworzyłem oczy, poczułem straszne zimno, twarz miałem przykrytą, nie wiedziałem co się dzieje. Zdarłem prześcieradło, byłem nagi, cały siny z zimna. Okna były otwarte, a na dworze mróz. Zobaczyłem straszny widok: obok leżały ciała, wszystkie przykryte prześcieradłami. Co ja tu robię? - krzyknąłem.

Wtedy z wielkim krzykiem wybiegła z tej sali sprzątaczka, która uznała, że trup chce ją nastraszyć. A ja się tylko obudziłem i wróciłem do świata żywych.

Pan Jerzy wspomina dzisiaj tamte zdarzenia z uśmiechem. Nie ma do nikogo żalu. Uważa, że lekarze nie popełnili żadnego błędu. - Miała tam do mnie, gdy leżałem na sali jako nieboszczyk, zaglądać pielęgniarka, nie zaglądała, ale to i tak nie ma znaczenia, bo ta operacja faktycznie uratowała mi życie, tyle, ze musiałem trochę "odpocząć"; w tej sali dla nieżywych - uśmiecha się.

Uważa, że miał szczęście, iż nikt nie spieszył się z wypisaniem jego aktu zgonu. Nie musiał starać się o nowy dowód i udowadniać w sądzie, że żyje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska