MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Ogórkiem" przez Europę

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Mariusz, Maciek, Paulina, Joanna i Bartek przejechali Europę "ogórkiem".
Mariusz, Maciek, Paulina, Joanna i Bartek przejechali Europę "ogórkiem". Archiwum podróżników
Z "ogórka" świat wygląda... inaczej. - Czas płynie jakby wolniej, a człowiek zapomina o problemach i codziennej gonitwie - mówi grupa młodych ludzi z Zielonej Góry, którzy dla takiego przeżycia zafundowali sobie "ogórkowe" wakacje.
Transporter T-3, którym zielonogórska grupa pojechała na podbój Europy, to nieco nowsza i bardziej kanciasta wersja transporterów T-1 i T-2. Pojazdy
Transporter T-3, którym zielonogórska grupa pojechała na podbój Europy, to nieco nowsza i bardziej kanciasta wersja transporterów T-1 i T-2. Pojazdy te nazywa się ogórkami. T-3 po kupnie wyglądał dramatycznie, ledwo stał na kołach, ale wspólnymi siłami udało się z niego zrobić niezłe cacko. Choć przy każdym odpaleniu nie obyło się bez pchania... Archiwum podróżników

Transporter T-3, którym zielonogórska grupa pojechała na podbój Europy, to nieco nowsza i bardziej kanciasta wersja transporterów T-1 i T-2. Pojazdy te nazywa się ogórkami. T-3 po kupnie wyglądał dramatycznie, ledwo stał na kołach, ale wspólnymi siłami udało się z niego zrobić niezłe cacko. Choć przy każdym odpaleniu nie obyło się bez pchania...
(fot. Archiwum podróżników)

Wsiedli do starego busa, zwanego ogórkiem, by w miesiąc przejechać kawał Europy. Za 30 tysięcy złotych. Lwią część pieniędzy wyłożyli sponsorzy, których młodzi ludzie znaleźli sami. Dziś twierdzą: - To było wyzwanie. Na takiej wyprawie zupełnie inaczej poznaje się drugiego człowieka i samego siebie.

Rany boskie! Dali radę!

W studenckim radiu Index w Zielonej Górze poruszenie. Jeszcze chwila i dojadą. Są w Bytomiu Odrzańskim - pokazuje internetowa mapa. Kaja Rostkowska i Marcin Grzegorski bardzo mocno ściskają kciuki, żeby tylko "ogórek" się nie zepsuł.
Co za nerwy. Jeszcze godzina. Jeszcze kwadrans... Klakson!
Wszyscy biegną na parking.

Rany boskie! Dali radę! Młodzi ludzie i ich "ogórek". Tę podróż radio relacjonowało na żywo przez miesiąc.

Wystrzelił korek od szampana. Wywiady dla prasy, telewizji. Kamera wchodzi do środka. Fantastyczne ujęcie! Joanna odpala "ogórka", chłopaki symulują pchanie. I jak tu się nie zachwycić, skoro młodzi ludzie przejechali tym busem pół Europy?

Przygoda życia

Było lato 2011, gdy Mariusz Malinowski i Maciek Pelczyński wybrali się w pierwszą podróż życia. - To była tak zwana wyprawa z przygodą. Wtedy wsiedliśmy do starego golfa...
Za cel obrali Węgry. - Gdzie my som? - dziwili się po czesku, jak dojechali do Pragi. W Pradze wysiadły hamulce.

Wyjazd we dwójkę? - Nuda. Człowiek się pokłóci. Nie ma wtedy nawet do kogo ust otworzyć. Kolejną podróż życia Maciek i Mariusz zaplanowali dla pięciu osób. To miało być coś ekstra, podróż-wyzwanie. Siedli, uradzili, padło na Bałkany. Do ekipy dołączyli: Paulina Mietłowska, Joanna Malinowska - siostra Mariusza i Bartek Lorenc.

Grunt, że blacha dobra

- Pięć osób w golfie? Niemożliwe, za ciasno - stwierdził Maciek. - "Ogórek" by się przydał...
Znaleźć ten model? Wyzwanie! Wertowali internet, dzień i noc. Ofertę znaleźli w Łodzi - stary transporter. Zabrakło kilku minut, ktoś sprzątnął pojazd sprzed nosa. Mogli tylko pomachać, jak odjeżdżał z parkingu.

Kolejne nieprzespane noce. I kolejna oferta, w Brzegu Dolnym. Pojechali.
Na miejscu szok. Wymiary: dwa metry na półtora, bagażnika nie licząc. "Ogórek" budowlany, bez tylnego siedzenia, bo właściciel woził drabiny. Wszędzie cement i pył. Szwankująca elektryka, kiepskie hamulce, kanister z rurką zamiast baku i dziurawy tłumik. Pełna prowizorka. Spaliny leciały do środka.

- Grunt, że blacha dobra - pocieszał Maciek Mariusza. Po długich negocjacjach kupili, za trzy tysiące. Naprawy kosztowały 16 tysięcy! Na szczęście, remont opłacili sponsorzy.
W przygotowania ogórka zaangażowały się też rodziny. Na przykład firanki uszyła babcia Pauliny. Srebrne, odblaskowe, idealne na bałkańskie słońce. Dziadek Bartka zrobił pokrowce na łóżka.

Kto jedzie, niech wsiada

Dzień przed wyprawą zalali bak do pełna. Nagle trach! "Ogórka" trafił szlag. Wszystko strzeliło. Paliwo zaczęło lecieć. Na szczęście, usterki udało się naprawić.
Wyjazd zaplanowano na 11.00. W dzień wyprawy, o 7.00, kolejna awaria. Wykręcili co trzeba i do mechanika. Ledwo zdążyli na czas.

- Trudno - westchnął Mariusz. - Kto jedzie, niech wsiada. Albo dojedziemy, albo auto się zepsuje i trzeba będzie pchać.

Pocałunek Greczynki

Pierwszy dramat przeżyli, gdy dojechali do Czech. Nagle zgrzyt i ogórek zgasł. Trzeba było dolać litr paliwa i rozpędzić pojazd, pchając go pod stromą górę przez pół kilometra. Autostradą do najbliższego zjazdu.

W Budapeszcie "ogórka" pchali przez godzinę. Bocznymi, płaskimi uliczkami, żeby nie zablokować głównej drogi.
Prosili przechodniów: - Pchajcie z nami!
- Lengyel, Magyar... - to na zachętę. Znaczy się: - Polak, Węgier...
Czy Węgrzy przysłowia o dwóch bratankach nie znają? Przyłączył się pan po kilku głębszych. Więcej chętnych nie było.

- Pchanie "ogórka" w każdym kraju wygląda inaczej - to jedna z refleksji, jakie Maciek przywiózł z podróży. - Raz pcha się z górki, raz pod górkę, innym razem po płaskim.

Na przykład taki Grek siedział i patrzył. Kryzys na Półwyspie Bałkańskim Joannę w zasadzie nie dziwi. - Tam cały czas siedzą, bo mają sjestę. Same obiboki.

W trakcie sjesty Grek odpoczywał. Pchanie "ogórka"? Zapomnij. Wyjątek to samotna staruszka. Nie tylko pomogła pchać, ale dała też chleba, sera i pomidorów na drogę. Wszystkich wyściskała i wycałowała.

W Albanii do pomocy garnęły się całe wioski. W Macedonii z odsieczą przybiegło pół straganu. W Bułgarii ulitował się chłop jak dąb. Pchnął bez wysiłku, "ogórek" poszedł jak dzik.

W Chorwacji? Tam z pchaniem bywało niebezpiecznie. Raz mieli już serdecznie dosyć i spuścili "ogórka", z Mariuszem za kierownicą, stromą drogą zawiniętą w serpentynę. Były nerwy, obgryzanie paznokci... Na szczęście, "ogórek" odpalił.

Ludzie byli zachwyceni. Machali radośnie i łapali się za głowy z podziwu. A oni pchali niestrudzenie. Na górskich podjazdach, wśród skał, nad przepaściami. Czy słońce, czy deszcz... Podczas całej wyprawy "ogórka" pchali w sumie 93 razy, średnio trzy dziennie. Tak często nie mógł odpalić. Ostatni raz w Polsce, w Legnicy.

Polak? Jak to Polak, na rodzimych drogach "ogórka" przeważnie otrąbił złowrogo. Europejczycy? Na autostradach niektórzy trąbili ze złości, większość z pozdrowieniami. "Ogórek" pędził w porywach 70 na godzinę. W Rumunii i Bułgarii udało się wyprzedzić kilka konnych zaprzęgów. Raz nawet dostali mandat! Średnio w godzinę przemierzali 45 kilometrów. Cała wyprawa tych kilometrów liczyła niemal 8.000.

Słono w ustach

Za dnia do siedzenia służyły dwie skrzynie. Nocą między skrzyniami lądowały dwie duże deski, na które kładło się gąbki. Tak powstawało łóżko dla czterech osób. Piąta miejscówka? Lodówka!

Pewnej nocy Joanna poczuła w ustach coś słonego. Otwiera oczy... Noga Mariusza! Od tej pory każdy musiał dokładnie szorować swoje stopy i nocą trzymać je w śpiworze.
Owszem, ciasnotę docenili. Gdy przyszła zimna noc, zasnęli przytuleni jeden do drugiego.

Jadąc przez Bośnię i Hercegowinę, spotkali chłopa z owcami. - Którędy do Serbii? - zapytali. Chłop wskazał szutrową drogę. Tak wąska, że "ogórek" z trudem się mieścił. Do tego tunele jak szyby w kopalniach i znak "Uwaga na miny". Dalej był przegniły most. Jechali z przygodą. Zaryzykowali. Przeżyli.

- Bo człowiek w trakcie takiej wyprawy uczy się właśnie życia. I dzielenia się tym, co ma. My mogliśmy ludziom pokazać "ogórka". Oni dawali nam uśmiech.

Co dalej?

Parking przed radiem Index. Prasa, radio, telewizja i grupa młodych ludzi. Właśnie wrócili z wyprawy. Jeszcze nie zdążyli się rozpakować, nie zdążyli nawet ochłonąć, a już myślą o planach i o kolejnym przeżyciu. - Wyprawa będzie dłuższa, na pewno w "ogórku" i na inny kontynent. Może Azja...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska