MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Partia jak firma

MICHAŁ IWANOWSKI (68) 324 88 35 [email protected]
Archiwum
Partia biznesmenów - mówi się o Platformie Obywatelskiej, nie tylko w Lubuskiem. Pytanie: biznesmenów, którym się powiodło, czy biznesmenów, którzy liczą na to, że im się powiedzie?

Lider Samoobrony Stanisław Łyżwiński przed kilkoma miesiącami wieszczył w Zielonej Górze, że Platforma Obywatelska to "rozdymany balon, z którego zejdzie powietrze". Kiedy sondaże pokazują, że Łyżwiński mógł mieć rację, Platforma reaguje nerwowo: chce na gwałt zmieniać ordynację wyborczą, tworzyć okręgi jednomandatowe, by wyborcy nie głosowali na szyld partii, lecz na konkretnych ludzi.
Lider lubuskiej PO Dariusz Bachalski jest gorącym zwolennikiem tego rozwiązania. To znaczy: bardziej stawia na siebie i swoich ludzi niż na szyld partii. Kim zatem są?

Partia jak firma

Bachalski ma w strukturach partii liczną opozycję. Za szefową opozycji uchodzi Bożenna Bukiewicz, właścicielka zielonogórskiej agencji nieruchomości.
- Ale nie wiem, dlaczego - dziwi się Bukiewicz. - Może dlatego, że nie zgadzam się z jego teorią, że partią trzeba rządzić jak firmą. W partii musi być demokracja, a w firmie nie może jej być, jeśli ma być sprawna.
Ale prawdziwa opozycja to starsi liberałowie, którzy po nastaniu rządów Bachalskiego odeszli z partii. Właśnie z jego powodu. To m.in. były prezydent Zielonej Góry Henryk Masternak i były lubuski pełnomocnik PO Władysław Kościelniak.
- Bachalski boi się ludzi, którzy mogą zagrozić jego pozycji, są lepsi od niego - ocenia Kościelniak. Dlaczego odszedł z Platformy? - Bachalski nie chciał budować partii na starych ludziach, bo twierdził, że przynoszą stare nawyki - mówi z żalem. - Choć solidaryzuję się z PO, popieram ją, cieszę się z jej sukcesów, to z przyczyn personalnych nie chcę tam wracać.
Władzy Bachalskiego nie uznawali też ludzie PO z Nowej Soli. Bachalski chciał nawet rozwiązać tamtejsze koło. Teraz powstało tam drugie koło, a podobny konflikt pojawia się w Kostrzynie.

Szef woli młodych

Ci od "starych nawyków" pisali skargi do władz partii. - Najpierw były bez odpowiedzi, a w końcu dowiedzieliśmy się, że Bachalski ma tu w partii nieograniczoną władzę - ubolewa Kościelniak. - I kiedy starsi działacze odeszli, otoczył się samymi młodymi, którzy jemu wszystko zawdzięczają.
Najważniejszym "młodym wilkiem" w stajni Bachalskiego jest jego 28-letni asystent Sebastian Ciemnoczołowski. Ma jednoosobową firmę, która obsługuje jego biura poselskie. Jego przychód w ub.r. to ok. 35 tys. zł. Tuż po studiach ekonomicznych w Poznaniu w 2001 r. nawet nie myślał o czynnej polityce. - Nie głosowałem nawet na Platformę, tylko na Unię Wolności - mówi. - Do posła Bachalskiego trafiłem tuż po wyborach. Zgłosiłem się na jego ogłoszenie w gazecie, że poszukuje współpracownika. Przeszedłem rekrutację i tak już zostało.
Ciemnoczołowski jest dziś sekretarzem lubuskiej PO, członkiem rady krajowej partii, asystentem posła, omal nie został kandydatem do Parlamentu Europejskiego. - Wszyscy mu mówią, że nie może brać na siebie zbyt wiele - wzdycha B. Bukiewicz.

Chłopak po technikum

Skąd się wziął Bachalski? Kiedy w styczniu 2001 r. "trzech tenorów" (Płażyński, Tusk i Olechowski) powoływali w gdańskiej hali Oliwii nową partię, Bachalski był już dobrze ustawionym finansowo 37-latkiem. Choć pochodzi z prawniczej rodziny (mama - notariusz, tata - radca prawy), nie skończył studiów. Ma świadectwo gorzowskiego technikum elektrycznego. W czasie studiów wyjechał do angielskiego hrabstwa Essex zbierać jabłka.
Potem w kraju dorobił się, sprzedając na poznańskich targach szwajcarskie przewodniki po gospodarkach krajów Europy. Wtedy wszyscy chcieli importować coś z Zachodu. A Bachalski sprzedawał książki z adresami europejskich firm, faksami, telefonami i nazwiskami szefów. Szły jak ciepłe bułki. Kiedy w 1990 r. założył w Poznaniu szkołę języka angielskiego, trafił na złote czasy koniunktury edukacyjnej Polaków. Tylko w pierwszym roku działania szkoły zarobił 100 tysięcy dolarów.

Wyborcy na autobusy

Pod koniec lat 90. zaczął już myśleć, by sukces w biznesie przekuć na sukces polityczny. Kościelniak pamięta, że w pierwszej połowie 2001 r. na jedno ze spotkań partyjnych w Gorzowie Bachalskiego przyprowadził Henryk Maciej Woźniak (były prezydent Gorzowa, dziś w "gabinecie cieni Platformy" typowany na nowego lubuskiego marszałka). - Przedstawił go jako kreatywnego, rzutkiego biznesmena - przypomina sobie Kościelniak. - To chyba Woźniak stworzył Bachalskiego jako polityka.
Bachalski zaprzecza: - Moje nazwisko jako jednego z trzech lokalnych liderów partii wymienił Andrzej Olechowski już w hali Oliwii. Olechowskiego znałem wcześniej z czasów wyborów prezydenckich.
Miał więc politycznego promotora, wystarczyło teraz zdobyć wyborców. W czerwcu 2001 r. w Łagowie odbyły się lubuskie prawybory PO. Obok Bachalskiego wystartował m.in. Edward Daszkiewicz (były nowosolski poseł AWS). - Bachalski swoimi autobusami przywiózł masę młodzieży, a Daszkiewicz przywiózł sybiraków i kombatantów - wspomina Kościelniak, który nadzorował prawybory. - Wygrał Bachalski, prowadząc kampanię w nowoczesnym stylu.
Daszkiewicz usunął się z polityki, nawet z województwa (dziś pracuje w Zakładach Chemicznych Police). A Bachalski rozwinął skrzydła - w wyborach zdobywał głosy w "autobusowej kampanii". Po mieście jeździły charakterystyczne angielskie "piętrusy" z jego wizerunkiem. Poczuł wiatr w skrzydłach. I czuje go do dziś. Niosą go sondaże...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska