Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza wizyta prezydenta

Redakcja
Prawicowy prezydent RP Lech Kaczyński i lewicowy prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki (z lewej), chyba niewiele mieli sobie do powiedzenia. W tym momencie połączyło ich jedno: obaj niezbyt przysłuchiwali się obradom zjazdu socjologów.
Prawicowy prezydent RP Lech Kaczyński i lewicowy prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki (z lewej), chyba niewiele mieli sobie do powiedzenia. W tym momencie połączyło ich jedno: obaj niezbyt przysłuchiwali się obradom zjazdu socjologów. fot. Bartłomiej Kudowicz
Prezydent Lech Kaczyński po raz pierwszy od czasu objęcia urzędu odwiedził Ziemię Lubuską. Gościł w Zielonej Górze i Gorzowie. W Kostrzynie nie pojawił się.

[galeria_glowna]
U SOCJOLOGÓW

Pierwszym punktem wizyty był Uniwersytet Zielonogórski. Odbywa się tam XIII Ogólnopolski Zjazd Socjologiczny, nad którym honorowy patronat objął Lech Kaczyński.

Zjazd zgromadził prawie tysiąc naukowców z całego kraju i grupę zagranicznych gości. Prezydent wygłosił dwa przemówienia.

W pierwszym mówił o roli tej dziedziny nauki, o zasługach polskich socjologów, nawiązał do wydarzeń z historii socjologii i poprzedniego ustroju.

Drugie wystąpienie prezydenta sprowokowane zostało wypowiedzią prof. Piotra Glińskiego, który powołał się na słynny zwrot Stefana Kisielewskiego o "dyktaturze ciemniaków".

- Po 1989 r. środowiska lewicowe były głównym, choć nie jedynym beneficjentem ekonomicznym w naszym kraju, nomenklatura miała zdecydowaną przewagę, a jej reprezentantem politycznym była lewica - mówił Kaczyński. - I ta sama lewica korzystała z efektów niezadowolenia, które wywołała transformacja ustrojowa. To było podstawą sukcesu lewicy w 1993 r. i odzyskania władzy zaledwie cztery lata po jej utracie.

Prezydent podkreślał, że obecny rząd jest najbardziej inteligencki spośród wszystkich po 1989 r. a jedyne zagrożenie dla demokracji istniało w latach 90., kiedy postkomunistyczne służby specjalne uzyskały ogromne wpływy. Bronił wizerunku polityków, mówiąc: - Politycy są tylko ludźmi i słabości tak samo ich dotyczą.

U BACHUSA

Z uczelni prezydent przemknął do Domku Winiarza na zielonogórskim deptaku. Powitał go Bachus i bachantki, a winiarze poczęstowali lokalnym winem i poskarżyli się, że wciąż nie mogą sprzedawać swojego trunku.

Prezes ZKŻ Kronopol Robert Dowhan wręczył Lechowi Kaczyńskiemu zaproszenie na niedzielny mecz żużlowy z Polonią Bydgoszcz. - Chciałem, żeby prezydent zapoznał się z fenomenem zielonogórskiego żużla - podkreślił. - Mile mnie zaskoczył. Opowiedział, że pierwsze zawody sportowe, jakie obejrzał w życiu, to był własnie żużel na stadionie Skry w Warszawie, dokąd zabrał go ojciec.

Zielnogórzanie byli zaskoczeni widokiem prezydenta na deptaku.

Kolejnym punktem programu były odwiedziny głowy państwa w winnicy Danuty i Marka Krojcigów w podzielonogórskim Górzykowie. - Prezydent wykazał się wiedzą o naszym regionie, był zainteresowany odbudową hodowli winorośli, zwiedził naszą plantację, pytał o odmiany, spróbował winogron z krzaka i naszego wina. Okazał się znawcą - opowiada Marek Krojcig. - Podobała mu się panorama Odry i Zielonej Góry.

W prezencie od właścicieli winnicy prezydent dostał butelki rieslinga i regenta w drewnianym opakowaniu. Wpisał się też do księgi pamiątkowej.

Gościnności państwa Krojcigów nie mogli jednak podziwiać dziennikarze. Prezydencka obstawa wpuściła do środka jedynie fotoreporterów i ekipy z kamerami. Zaproszeni wcześniej przez Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta dziennikarze, musieli zostać za ogrodzeniem. Jakie wywołało to komentarze, można się domyślić.

W GORZOWIE

Niewiele osób przyszło powitać prezydenta. Piotrek Rzucidło i Szymon Marczyk chcieli zobaczyć, jaki prezydent jest ,,na żywca''. Jerzy Czuper przejeżdżał rowerem i się zatrzymał. - Tyle milicji, to mnie zaciekawiło. Jest okazja popatrzeć z bliska na prezydenta, to poczekam - mówił tuż przed wizytą.

Lech Kaczyński przyjechał o 15.42. Prosto na bulwar. - Zachwycił się nim i Wartą - zdradził później wiceprezydent Tadeusz Jankowski. To on witał głowę państwa. A potem był spacer do katedry i modlitwa, i dalej wzdłuż ul. Sikorskiego do Don Vittorio. Na obiad. - Byłem w Zielonej Górze, a jak się jest prezydentem całej Polski, trzeba być w Gorzowie - mówił Kaczyński po drodze. Już wcześniej sugerował, że wie o rywalizacji między stolicami. - Ale niespodzianka! - Krystyna Melka aż stanęła z wrażenia, gdy obok niej przeszedł prezydent. I przyznała, że gdyby miała okazję, zapytałaby go, kiedy będzie lepiej.

Obiad trwał ponad godzinę (zupa z selera, piersi z perliczek nadziewane musem z borowików, polędwica wołowa na sałacie; do każdej potrawy wino). Na koniec dwugodzinnej wizyty prezydent RP uderzył w Dzwon Pokoju. Najpierw raz, a że się mu spodobało, jeszcze raz, ale już mocnej, na trzy bicia. - Nie dać się, wygramy - krzyknęła w stronę prezydenta Anna Marczyk. Gdy odjechał, starsza kobieta zapytała: - Po co przyjechał? Taka obstawa, tyle samochodów. Chyba, żeby nasze pieniądze stracić.

KOSTRZYN NAD ODRĄ

Lech Kaczyński pomimo zapowiedzi nie dotarł dziś do Kostrzyńsko- Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Jej przedstawiciele byli zawiedzeni.

Mieszkańcy nic nie wiedzieli o tej wizycie. - Pierwsze słyszę - powiedziała naszemu reporterowi Sylwia Potacka z ul. Jana Pawła II. Mówi, że gdyby mogła porozmawiać z prezydentem, to wytknęłaby mu, że dopuścił do bałaganu w Polsce i że nie powinno być tak, że krajem rządzą bracia. - Chciałabym też wiedzieć, kiedy wreszcie coś zmieni się u nas na lepsze, bo ciągle nie mogę znaleźć pracy - dodała.

Ale ani ona, ani nikt z mieszkańców, nie miałby okazji zamienić słowa z głową państwa. Godzinę przed przyjazdem prezydenta Kaczyńskiego na teren włoskiej fabryki ICT borowcy nie wpuszczali już nikogo. Czekali na niego tylko przedstawiciele strefy i działających tam firm. Dziennikarzom ochrona zapowiedziała, że prezydentowi podczas spaceru po zakładzie będą mogli towarzyszyć tylko fotoreporterzy i operatorzy telewizyjnych kamer. Żadnych pytań, żadnych wywiadów. Pół godziny później okazało się, że nie będzie i zdjęć, bo prezydent nie przyjedzie. Dlaczego? Nie wiadomo.

Nikt nie powiadomił o tym policji, bo gdy odjeżdżaliśmy, kilka srebrnych aut z komendantką kostrzyńskiego komisariatu Marią Pawlak na czele sunęło w kierunku fabryki ICT. - Nie jechałam na to spotkanie. Naszym zadaniem było zabezpieczyć miasto i chciałam zobaczyć, czy wszystko jest w porządku - powiedziała nam pani komendant.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska