Jaka jest organizacyjna i finansowa sytuacja jedynego lubuskiego pierwszoligowca, wszyscy doskonale wiedzą. W sobotę gorzowianie zainaugurowali wiosenną rundę na własnym boisku, podejmując Kolejarza Stróże. Z głośników co chwilę płynęły prośby spikera o wspomożenie drużyny, a przedstawiciel Stowarzyszenia Niebiesko-Biali czekał w stadionowym pawilonie na darczyńców. Akcja sympatyczna, ale... raczej z góry skazana na niepowodzenie. Bo na zabawę w profesjonalny futbol nie wystarczą setki, czy nawet tysiące złotych. Potrzebne są miliony.
W środę, może w czwaretk do siedziby GKP powinien zawitać kurator Janusz Szczepanowski. Na razie czeka, jakie kompetencje przyzna mu sąd. Przeważa wersja, że ograniczy je do zwołania walnego zebrania członków klubu. To z kolei musi wybrać prezesa, zdolnego do reprezentowania GKP wobec ZUS, Urzędu Skarbowego i miasta. Jeśli nie znajdzie się chętny, następnym krokiem będzie postawienie stowarzyszenia w stan likwidacji.
Kibice pokazali, że los drużyny nie jest im obojętny. Przyszli na Olimpijską w sile dwóch tysięcy gardeł i każdą udaną akcję swych ulubieńców nagradzali gorącymi brawami. A ci walczyli ze wszystkich sił, wydzierając beniaminkowi z Małopolski trzy punkty. Uczynili to dziesięć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego, gdy były napastnik, a dziś prawy obrońca Michał Ilków-Gołąb trafił z metra do pustej bramki rywali. - Coś zapamiętałem z czasów, gdy grałem z przodu - powiedział uszczęśliwiony zdobywca złotego gola. - Przy stałych fragmentach gry trener kazał mi atakować bramkę przeciwników. W odpowiedniej porze znalazłem się w odpowiednim miejscu.
Pełni podziwu dla determinacji naszej drużyny byli piłkarze ze Stróży. - GKP postawił nam niezwykle trudne warunki - przyznał stoper, a równocześnie najgroźniejszy strzelec Kolejarza Witold Cichy. - Znam sytuację kolegów z Gorzowa i chylę przed nimi czoła. Wiem, co znaczy grać za darmo. Rok temu przeżyłem podobną historię w Jastrzębiu Zdroju. Byłoby żal, gdyby przy takim zaangażowaniu zawodników i kibiców pierwszoligowy futbol przestał tutaj istnieć.
Ciepło wyrażał się o gospodarzach także trener przyjezdnych Marek Motyka. - Gola straciliśmy w przedziwnych okolicznościach, bo błędzie naszego bramkarza Marcina Zarychty - powiedział. - Trzeba jednak oddać przeciwnikom, że potem zachowali się niczym profesorzy, spokojnie utrzymując korzystny dla siebie wynik. Pokazali nam, jak należy szanować piłkę w końcówce meczu.
Nasi piłkarze wygrali w lidze pierwszy raz od 25 września ubiegłego roku, kiedy to przywieźli trzy punkty z Ostrowca Świętokrzyskiego. Weekend zarezerwowali więc sobie na radość ze zwycięstwa. - A od poniedziałkowego południa wracamy do normalnych zajęć - zapowiedział trener GKP Krzysztof Pawlak. - Pracy na pewno nie porzucimy. Cały czas i ze wszystkich sił walczymy o swą szansę. W chwili sportowego triumfu przychodzi na chwilę zapomnienie, że od wielu miesięcy nie otrzymujemy wypłat. W sobotę będziemy chcieli zagrać w Polkowicach. Najbliższe dni pokażą, czy będzie nam to dane.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?