Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Płomienie od rana

Krzysztof Kozłowski
Mieszkańcy ratowali co się da. Ktoś podstawił przyczepę, ktoś inny pomógł nosić meble.
Mieszkańcy ratowali co się da. Ktoś podstawił przyczepę, ktoś inny pomógł nosić meble. fot. Krzysztof Koziołek
O 7.00 wybuchł groźny pożar na poddaszu budynku przy ul. Kościuszki. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Straty są spore.

Szczęście w nieszczęściu, że nikt nie zginął - cieszyli się wczoraj lokatorzy, którzy próbowali ratować, co się da. Była 7.00, gdy jeden z mieszkańców Paweł Bednarz - na co dzień strażak - wpadł na chwilę do domu w drodze do pracy. Gdy zauważył pożar, z miejsca zaczął budzić sąsiadów. W pobudce pomógł też sekretarz gminy i miasta Krzysztof Podhajecki. Przejeżdżał samochodem i zaczął dawać sygnały klaksonem.

Kto im pomoże?

Gdy przyjechali pierwsi strażacy, płonął już cały dach. Pożar opanowano po niespełna godzinie. Potem przez kolejne godziny strażacy dogaszali pogorzelisko. Rozbierali też spaloną konstrukcję i zrzucali ją z dachu, razem z dachówkami.

Podczas gdy strażacy dogaszali jeszcze pożar, mieszkańcy wynosili z mieszkań meble i sprzęty.
- Spalić się nie spaliliśmy, ale mieszkanie jest zalane. Choć chłopaki i tak oszczędzali wodę jak tylko mogli, żeby za bardzo nie zalać - zauważa P. Bednarz, którego mieszkanie jest na pierwszym piętrze.

- My mieliśmy więcej szczęścia, nas nie zalało - mówi Dorota Jeziorek z parteru. Gdy dom płonął, jeszcze spała. Obudził ją ktoś stukający w oko. - Ubrałam się tylko, złapałam za portfel, dokumenty i wybiegłam - opowiada.
Na dachu wciąż pracują strażacy. Na dole lokatorzy pod okiem innych strażaków i z ich pomocą wynoszą szafy, fotele, krzesła. Pierwszy szok powoli mija, tak jak radość, że udało się wyjść cało. Pojawia się pytanie: co dalej?

Mieszkania nie były ubezpieczone. - Kogo dziś na to stać... - mówi Jan Tur i spogląda ze smutkiem na dom. Jego mama mieszka na parterze, niedawno wymieniła okna, zrobiła elewację. Szczęście, że jej nie zalało. - Ale co z dachem, którego nie ma? - zastanawia się J. Tur.

Kto im pomoże?

Gdy przyjechali pierwsi strażacy, płonął już cały dach. Pożar opanowano po niespełna godzinie. Potem przez kolejne godziny strażacy dogaszali pogorzelisko. Rozbierali też spaloną konstrukcję i zrzucali ją z dachu, razem z dachówkami.

Podczas gdy strażacy dogaszali jeszcze pożar, mieszkańcy wynosili z mieszkań meble i sprzęty.
- Spalić się nie spaliliśmy, ale mieszkanie jest zalane. Choć chłopaki i tak oszczędzali wodę jak tylko mogli, żeby za bardzo nie zalać - zauważa P. Bednarz, którego mieszkanie jest na pierwszym piętrze.

- My mieliśmy więcej szczęścia, nas nie zalało - mówi Dorota Jeziorek z parteru. Gdy dom płonął, jeszcze spała. Obudził ją ktoś stukający w oko. - Ubrałam się tylko, złapałam za portfel, dokumenty i wybiegłam - opowiada.
Na dachu wciąż pracują strażacy. Na dole lokatorzy pod okiem innych strażaków i z ich pomocą wynoszą szafy, fotele, krzesła. Pierwszy szok powoli mija, tak jak radość, że udało się wyjść cało. Pojawia się pytanie: co dalej?

Mieszkania nie były ubezpieczone. - Kogo dziś na to stać... - mówi Jan Tur i spogląda ze smutkiem na dom. Jego mama mieszka na parterze, niedawno wymieniła okna, zrobiła elewację. Szczęście, że jej nie zalało. - Ale co z dachem, którego nie ma? - zastanawia się J. Tur.

Trzeba ocenić straty

- Idą mrozy. Może gmina pomoże? - zastanawia się D. Jeziorek.
- Chyba nie zostawi ludzi samych... - dodaje J. Tur.

- Nie zostawimy. I nie ma znaczenia, że to budynek prywatny, a nie komunalny - zapewnia sekretarz miasta. - Już się dowiadywaliśmy, jakiej pomocy potrzebują. Jedni lokatorzy zatrzymają się u rodziny, mieszkańcy z górnej kondygnacji trafią do lokalu "awaryjnego" gminy - wylicza K. Podhajecki.

- Dachu nie ma, idą mrozy. Co dalej? - pytamy.
- Najpierw musimy ocenić straty - odpowiada sekretarz. I dodaje, że urząd już planuje przeprowadzenie akcji, która wsparłaby pogorzelców. - Dom kultury już nad tym pracuje - zaznacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska