Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pociąg pamięci wjechał do Guben

Redakcja
fot. Mariusz Kapała
- Jesteśmy dziećmi zbrodniarzy. Nie możemy o tym zapominać, by w przyszłości podobne okrucieństwa się nie zdarzały - mówi Rudiger Minow, prezes niemieckiego stowarzyszenia "Pociąg pamięci". - Nie dla wszystkich Niemców jest to oczywiste.

W czasie II wojny światowej setki tysięcy dzieci deportowano do obozów koncentracyjnych. Mali pasażerowie musieli kupić bilet, wzbogacając niemiecką kolej. Zdaniem Minowa, spadkobierczyni - czyli współczesna kolej - nie chce o tym pamiętać. Zresztą nie tylko ona. A nie wolno zamazywać przeszłości. Przecież deportacje odbywały się z każdego dworca. Także tego w Guben. I dlatego "Pociąg pamięci" zatrzymał się właśnie w tym mieście.

Skąd pomysł na ekspozycję zdjęć i dokumentów dotyczących dziecięcych deportacji? - Przed laty usłyszałem, że we Francji mówi się o tym głośno. I że francuska kolej wyraża z tego powodu ubolewanie - opowiada Minow. - Tymczasem niemiecka milczy. Napisaliśmy pismo w tej sprawie i dostaliśmy odpowiedź, że na jakiekolwiek działania kolej nie ma pieniędzy i zrobiła już wszystko, co mogła.
To nie zadowoliło przedstawicieli stowarzyszenia. Postanowili umieszczać na dworcach zdjęcia deportowanych dzieci. Dla pamięci i ku przestrodze. Ale fotografie były zrywane i niszczone.

- Okazało się, że problem jest większy niż się spodziewaliśmy - podkreśla Minow. - Jeśli tego nie możemy robić na dworcach, to będziemy pokazywali wystawę w wagonach. Przecież tory są dla każdego. Tak też się stało. Teraz "Pociąg pamięci" jeździ po Niemczech. Ale nie wszędzie jest mile widziany. Do Eisenhuttenstadt nas nie wpuścili.

Nie mieszać z obcą krwią

Guben przyjął wystawę bez problemu. Wiceburmistrz Fred Mahro dziękował organizatorom, że zawitali do miasta. Podczas otwarcia ekspozycji mówił, że trzeba pamiętać o odpowiedzialności. A burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak dodał: - Dziś polskie dzieci mogą się uczyć w niemieckich szkołach, mamy wspólną oczyszczalnię ścieków, wspólnie odbudowujemy kościół farny. I to jest piękne. Ale mimo wszystko, pamięć o ofiarach II wojny światowej musi być w nas wciąż żywa. Wszak naród, który nie dba o przeszłość, nie ma też przyszłości...

- Urodziłam się po 1945 roku, nie czuję się winna tego, co się stało w czasie wojny. Ale czuję się odpowiedzialna za to, żeby nigdy ta straszna historia się nie powtórzyła - mówiła Helga Klaus, która przyszła na dworzec w Guben. Nie brakowało uczniów z niemieckich i polskich szkół.

- Niektórzy, wchodząc do wagonu, uśmiechają się. Ale nie było osoby, która by się śmiała po wyjściu z pociągu - przyznaje Jan Langhammer, który oprowadza niemieckie wycieczki. - Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co się działo jeszcze przed wojną. Jak pozbawiono praw Cyganów ("mają być poddani sterylizacji"), Żydów. Wprowadzono zakaz zawierania małżeństw między osobami rasy nordyckiej a osobami "obcej krwi". Jak masowo mordowano dzieci niepełnosprawne w niemieckich zakładach opieki.

Przerwane dzieciństwo

W wagonach zdjęcia uśmiechniętych dzieci. Ewa Gołota z Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie pokazuje fotografie radosnej Inge Katzmann z matką Hildą w Lipsku. Ojciec Daniel pracuje w szkole jako nauczyciel. W 1941 r. Inge musi nosić Gwiazdę Dawida. Rok później razem z bratem, rodzicami i babcią zostaje wywieziona do obozu koncentracyjnego w Theresienstadt, a potem do Auschwitz. Nikt z rodziny stamtąd nie wrócił.

Kolejne rodzinne zdjęcia Rudiego Lowensteina. Matka była katoliczką, dlatego od czasu ustaw rasowych jest on uznawany za "żydowskiego mieszańca pierwszego stopnia". Musi przerwać naukę, zostaje wyznaczony do budowy dróg. Zakochuje się w Heldze, którą deportowano do Polski. Z Łodzi pisze do niego listy: "Dopiero teraz wiem, jak bardzo cię lubię i jak bardzo mam nadzieję wkrótce być znowu z Tobą". Rudi także trafia do Auschwitz-Birkenau. Ani Rudi, ani Helga, których oglądamy na wspólnych zdjęciach, po wojnie już nigdy nie zrobili sobie żadnej fotografii.

Na tablicach kolejne historie. Urodzona w 1926 r. Ursula W. cierpi z powodu powikłań po niedoleczonym zapaleniu ucha środkowego. W oczach nazistów uchodzi za "życie niewarte życia". W wieku 14 lat zostaje skierowana do szpitala psychiatrycznego, a potem... zagazowana.

W siedmiu zakładach do 1941 r. zamordowano ponad 70 tys. niepełnosprawnych. Większość personelu wyraziła gotowość do uczestniczenia w programie uśmiercania w obozach koncentracyjnych Europy Wschodniej i Południowej. Christian Wirth, jeden z masowych zbrodniarzy, jest pochowany na niemieckim cmentarzu dla zasłużonych w północnych Włoszech.

15-letni Józef Kocik z Krakowa zostaje deportowany do Auschwitz. Kiedy podejmuje próbę ucieczki, ginie przy murze śmierci. Janusz Pogonowski, przywieziony do obozu pierwszym transportem, zostaje powieszony podczas publicznej egzekucji w 1943 r.
Ruti Hauben z Krakowa opiekuje się ciotka i jej syn Tommi, którzy po okresie ukrywania się dostają dokumenty emigracyjne. Ale nie dla Ruti. Dziewczynka podczas pożegnania czuje, że dzieje się coś niedobrego. Kurczowo trzyma się ciotki. W 1944 r. dostaje się do Auschwitz. Zaraz po przyjeździe zostaje zamordowana.

Kolejne zdjęcia, kolejny dramat. Siedmioletni Jan Farion z Zamościa trzyma numerek 58. Razem z 30 tys. polskich dzieci wywieziony, by region mógł być zgermanizowany. W sumie 110 tys. Polaków z tej części kraju musi opuścić swoje domy...

Nigdy nie przeprosili

Ale nie tylko zdjęcia, dokumenty i historie ofiar możemy poznać w "Pociągu pamięci". Są też losy sprawców. Karl Wolff oskarżony w 1964 r. o współudział w zamordowaniu 300 tys. osób. Skazany na 15 lat więzienia, wyszedł w 1971 r.

Albert Ganzenmuller jako zastępca dyrektora Niemieckich Kolei Państwowych odpowiadał w 1942 r. za deportacje. Po wojnie uciekł do Argentyny, w 1995 r. wrócił do Niemiec. Postępowanie zostało umorzone z powodu "braku zdolności do udziału w postępowaniu".

Podczas deportacji wywożeni musieli "podarować" cały swój majątek na konto W. To dochody z transportu Deutsche Reichsbahn. "Pociąg pamięci" podaje konkretne przykłady. Zagrabiona w Düsseldorfie suma wynosiła ponad milion marek (dziś ok. 7 mln euro). Za transport zbiorowy 985 osób do getta kolej policzyła sobie po 2 fenigi od osoby za kilometr. Za pomoc w organizacji przestępstwa kazała zapłacić 19 tys. marek (123 tys. euro).

Margot Kleinberger (deportowana w wieku 11 lat): - Gdyby nie kolej, masowe zbrodnie nie byłyby możliwe.
Hubert Shenkman (jako nastolatek czterokrotnie deportowany): - Za te upokarzające deportacje spadkobiercy Reichsbahn nigdy nie przeprosili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska