Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poczta pantoflowa jest szybsza od elektronicznej

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Krzysztof Sroczyński, mgr turystyki, jest absolwentem Wyższej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa w Poznaniu i Gdańsku, żona - Natalia; lubi dobre wina i ciekawe dania, a jego pasją jest... jego zawód
Krzysztof Sroczyński, mgr turystyki, jest absolwentem Wyższej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa w Poznaniu i Gdańsku, żona - Natalia; lubi dobre wina i ciekawe dania, a jego pasją jest... jego zawód fot. Wojciech Waloch
Po przyjeździe z Lubina Krzysztof Sroczyński zauroczył się niewielkim Wolsztynem, do którego przyciągnęła go żona i tutaj pozostał.

- Czekając na spotkanie, dowiedziałem się, że utknął pan w korku. W Wolsztynie można utknąć w korku ulicznym?
- Dziwne, ale prawdziwe. Okazuje się, że małe miasta też nie do końca chronią przed "dobrodziejstwami" cywilizacji. Poza tym dziś bardzo wiele osób stać na kupno samochodu. W rodzinie są czasem dwa, trzy pojazdy, więc jak każdy wyjedzie na ulice to wiadomo co się dzieje. Dlatego u nas na Poznańskiej, Kocha, 5 Stycznia między 15.00 a 18.00 też można na dłuższą chwilę utknąć.

- Jest pan przybyszem z dużego Lubina. Jak widzi małe miasto osoba napływowa?
- Wolsztyn to ostoja spokoju, gdzie czas biegnie nieco wolniej, bardzo porządne miejsce pełne tradycji, z silnym handlem lokalnym i niezłą turystyką. Nie odczuwam tu braku marketów i oznak tzw. wielkiego świata. W końcu do Poznania czy do Zielonej Góry jest stąd niedaleko, dojazd dobry, więc jeśli człowiek ma potrzebę wsiada do auta i jedzie.

- Uruchomił pan na starówce sympatyczną restaurację "Powozownia". I stał się dzięki temu osobą rozpoznawalną w mieście?
- Mieszkam tutaj dopiero dwa lata, ale chyba mogę potwierdzić tę opinię o rozpoznawalności. Lecz nie stało się tak wcale z powodu "Powozowni". Po prostu taka jest specyfika Wolsztyna. Czasem słucham rozmów w kręgu znajomych żony, która jest rodowitą wolsztynianką. Ludzi tutaj się określa na tej zasadzie: wiesz, to jest ten od tego, co jego szwagier miał tam za browarem dom... Taki łańcuszek.

- Poczta pantoflowa.
- Poczta pantoflowa jest tu sprawniejsza niż poczta elektroniczna. Czasem nieco brak mi prywatności, jaką dają duże miasta, ale z drugiej strony sympatycznie jest czuć się "wśród swoich".

- Czy miejscowi mają ochotę korzystać z restauracji? Nie boi się pan plajty? Wszak w Wielkopolsce obiady je się w domu, zwłaszcza w niedziele, a potem na stół idzie kawa i słodkie...
- Nie ma obaw. Obserwuję, że jest u mnie spory ruch. Tym bardziej, że nie tylko gastronomią i napitkiem przyciągam, ale i programem kulturalnym. Zapraszam mieszkańców na koncerty różnych nurtów muzycznych, od ballad rosyjskich, z którymi niedawno występował aktor Lech Dyblik, przez rock, poezję śpiewaną po hip hop. To jest program Powozowni.

- A poza tym w mieście też coś się dzieje? Nie brak panu ruchu, dynamiki Lubina?
- Moi rodzice powiedzieli kiedyś żonie, że w Wolsztynie więcej się dzieje niż w Lubinie. Tak więc uważam, iż tutejsi mieszkańcy nie powinni narzekać, dzieje się naprawdę dużo.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska